sobota, 7 stycznia 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Sorey zachowywał się naprawdę podle, wszystko tak strasznie przedłużając, prawdziwy sadysta napawający się radością z mego cierpienia, a mógłby już to zakończyć, dając mi to, czego chce, a dobrze wie, czego chcę, tylko udaje głupiego. Chcąc, abym mu to powiedział. Dlaczego? Nie wiem, jednak jeśli bardzo chce, po prostu mu to powiem.
- Proszę o ciebie - Wydukałem, patrząc w jego oczy, zaciskając dłoń na pościeli, starając się kontrolować nie tylko oddech, ale i głos, który już i tak strasznie mi się załamał.
- Masz mnie, jestem tu cały twój - Uśmiechnął się do mnie zadziornie, nie przestając drażnić mojego przyjaciela, robiąc to w bardzo podły sposób, napawając się moim nieszczęściem.
- Sorey, jesteś naprawdę złośliwy - Mruknąłem, czując przyjemne dreszcze doprowadzające mnie do szaleństwa.
- Ja? Nigdy w życiu, mój aniele złoty - Zbliżył się do moich ust, delikatnie je całując.
- Wejdź już we mnie, proszę nie mogę dłużej czekać - Wręcz błagałem, aby zaspokoił moje, jak i swoje pragnienie nie mogąc już tak dłużej czekać.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - Wyszeptał, robiąc to, o co go wybłagałem, zaspokajając moje żądze, jak zawsze dbając przed wszystkim o mnie, zapominając w tym wszystkim troszeczkę o sobie, ale od czego ma w końcu mnie, musiałem w końcu dbać o niego, tak dobrze, jak on potrafił zadbać o mnie, doprowadzając mnie do szaleństwa.
- Jesteś niemożliwy - Wydukałem zmęczony, wtulając się w jego ciało, czując się cudownie, naprawdę cudownie wciąż odczuwając tę cudowną euforię.
Mój mąż zaśmiał się cicho, całując czubek mojej głowy, mocniej mnie przytulając.
- Aż taki zły dziś byłem? - Zapytał, jak zawsze udając głupiutkiego, mój ukochany mężczyzna, pierwszy i ostatni w moim życiu.
- Chyba aż tak dobry - Zapewniłem, unosząc głowę ku górze, całując jego usta.
- Tylko tak mówisz - Wymruczał, głaszcząc moje ramie, cicho ziewając.
- Oczywiście - Wyszeptałem, również ziewając. - Ja zawsze tylko tak mówię, a ty tylko nie docenisz moich słów - Wyszeptałem, nim zmęczenie przejęło nade mną kontrole, odprowadzając mnie do krainy Morfeusza..

Oczy otworzyłem późnym rankiem całkiem sam, mój mąż na pewno już odprowadził Misaki do szkoły, zajął się zwierzakami i Merlinem a ja nadal leże nie mając na nic siły, najchętniej spędzając cały dzień w łóżku, mimo wszystko doskonale wiedząc, że tak nie można, dla tego właśnie wstałem z łóżka w bardzo dobrym nastroju, skierowałem się do łazienki, gdzie porządnie się wykąpałem, schodząc na dół do kuchni, gdzie znajdował się mój mąż i nasz synek.
- Mama - Zawołał Merlin, wyciągając w moją stronę swoje rączki.
- Dzień dobry maleństwo - Odezwałem się do synka, całując go w czoło, nie chcąc za bardzo przeszkadzać mu w spożywaniu posiłku. - Dzień dobry skarbie - Tym razem zwróciłem się do męża, całując go w usta.
- Dzień dobry owieczko jak się czujesz? - Spytał, przyglądając się mi uważnie.
- Doskonale, dawno już nie czułem się tak dobrze - Przyznałem, uśmiechając się do niego ciepło.
- Cieszę się bardzo. Zjesz coś może?
- Tak, poproszę coś słodkiego, może.. Hym, naleśniki z czekoladą? - Zaproponowałem, mając ochotę na coś słodkiego, jednocześnie nie wtrącając mu się do przygotowywania śniadania, dając mu się wykazać, tym bardziej że sam tego chciał. - Pójdziemy może po śniadaniu na zakupy? Wydaje mi się, że po tak długiej nieobecności w domu zapewne brakuje wielu najpotrzebniejszych produktów - Dodałem, zwracając uwagę na ten mały, lecz chyba istotny szczegół...

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz