Naprawdę chyba nigdy nie nadziwię się, jak to mój mąż niewiele potrzebował, by być upitym. No dobrze, może nie był upity, ale za trzeźwy to on też nie był. Jestem pewien, że jeszcze tylko trzy cztery kieliszki i trochę miał by problem z chodzeniem. Może jednak to dobrze, że wypiłem z nim to wino na pół, bo w przeciwnym razie zaniósłbym go łóżka, a sam przeniósłbym się na kanapę, nie chcąc za bardzo mu przeszkadzać dochodzeniu do siebie. A teraz tylko będę musiał mu pomóc, by osiągnął satysfakcję, nie mogłem w końcu zostawić pracy niedokończonej. Mikleo chyba nie miał chyba pojęcia, że zaraz wróciłbym do spokojnego i powolnego pieszczenia jego ciała, bo inaczej nie siadałby na moich biodrach, troszkę mnie pospieszając.
- Ależ ja cię nie ignoruję. Tylko uczę cię cierpliwości – powiedziałem z zawadiackim uśmiechem, także kładąc dłonie na jego biodrach i kreśląc na jego skórze randomowe szlaczki, co wywołało kolejne przyjemne dreszcze, które przeszły przez jego ciało.
- Ale ja jestem wystarczająco cierpliwy – wyszeptał, głęboko oddychając i starając się uspokoić już i tak drżące ciało. A przecież nic jeszcze nie zrobiłem... tylko go troszkę popieściłem, nie przeszedłem nawet do właściwiej akcji, a on już jest na skraju. Zdecydowanie powinienem troszkę popracować nad jego ciałem, które zdecydowanie było za bardzo łapczywe, a ja już nie miałem tyle werwy, co ostatnio. Muszę w końcu oszczędzać siły na pełnię, która chyba jakoś niedługo ma miejsce.
- Gdybyś był cierpliwy i mi ufał, ładnie byś czekał na mój dalszy dotyk – wyjaśniłem, zaciskając palce na jego ciele i jednym zwinnym ruchem sprawiłem, że to ja górowałem, a Mikleo był oczywiście na dole, czyli wszyscy w końcu byli na swoim miejscu. – Naprawdę myślisz, że bym cię tak zostawił samemu sobie? – dopytałem, ustami zaczynając powolutku pieścić jego klatkę piersiową, delikatnie podgryzając momentami jego skórę bądź tworząc na niej czerwone malinki, które tak pięknie odznaczały się na jego bladej cerze.
- Wolałbym czegoś konkretniejszego niż same pieszczoty – wymamrotał pomiędzy cichymi jękami.
- Cierpliwości, mój słodki aniele. Obiecuję, że dostaniesz wszystko, czego tylko twoje ciało potrzebuje. Zaufaj mi – wymruczałem pomiędzy pocałunkami, robiąc wszystko, by jak najdłużej przeciągnąć jego przyjemność.
Mikleo nie był do końca przekonany, ale posłusznie oddał się pieszczotom, jakie dostarczałem jego ciału, a im niżej schodziłem, tym bardziej mnie pośpieszał. Jak już mówiłem, strasznie niecierpliwy... po nieco dłuższych pieszczotach dałem mu to, czego tak bardzo chciał, samemu troszkę doznając ulgi. W tym momencie o sobie za bardzo nie myślałem, ponieważ ważniejszy był mój mąż niż ja. Ja... cóż, ja jakoś sobie poradzę. Nic mi się nie stanie, jak raz czy dwa nie zaznam ulgi, a Miki zdecydowanie zasługuje na to, by być w centrum uwagi. W końcu poczuł się skrzywdzony przez to moje spotkanie z Roscoe, czego bardzo nie chciałem, więc musiałem mu to wynagrodzić. Kwiaty, kąpiel i wino także miały ku temu służyć, no ale to nie wystarczało, przynajmniej tak było w moim mniemaniu. Mikleo pierwszy zaznał spełnienia, co specjalnie zaskakujące nie było, w końcu przez ostatnie piętnaście minut dobrze zajmowałem się jego ciałem odrobinkę trzymając go na tej granicy, by finał był dla niego jak najlepszy. A jak chodzi o mnie... mnie cieszy to, że on jest spełniony.
- Usatysfakcjonowany? – spytałem, nachylając się nad nim i składając delikatny pocałunek na jego ustach, z uśmiechem przyglądając się jego wycieńczonej twarzy. Teraz chyba już mogę oficjalnie uznać, że już nie ma mi za złe tego nieszczęsnego spotkania...
<Owieczko? c:?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz