czwartek, 26 stycznia 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Zdecydowałem się jak najszybciej się ogarnąć, by mój mąż nie musiał na mnie za długo czekać. Widziałem, że się strasznie się stresował, a tego przecież nie chciałem, bo przecież nie ma czym, prawda? Raz go w końcu pokonał, więc następnym razem też mu się uda. Owszem, to nie była łatwa walka, trochę przy tym mi się oberwało, ale jeżeli to miałoby pomóc Mikleo, jestem w stanie to znieść. Co więcej, nastawiłbym drugiego policzka, byleby tylko mój mąż odzyskał władzę nad ty pasożytem. Szybko przebrałem się w schludne ubrania i ogarnąłem swoją twarz, pozbywając się z niej zarostu. Z racji tego, że się trochę spieszyłem, na jednym z moich policzków powstało małe zacięcie. Ostatnio coraz częściej mi się to zdarzało, a to raczej nie wróżyło o mnie dobrze. Że też nie potrafię sobie poradzić ze zwykłym goleniem... Postanowiłem nie leczyć tego małego skaleczenie, bo i po co, to przecież była tylko drobna ranka, która w żaden sposób mi nie mogła zagrozić. Jedynie otarłem spływającą po moim policzku krew i mogłem schodzić do mojego zestresowanego męża. 
- Jestem gotowy – powiedziałem, schodząc na dół do Mikleo, który przez cały ten czas siedział w kuchni. Był naprawdę zestresowany, co mnie bolało. Gdybym tylko był trochę silniejszy, czułby, że nie jest w tym sam, a też dzięki temu byłby mniej zestresowany. – Hej, słońce, wiesz, że jestem z tobą, prawda? – odezwałem się, kucając przed nim i chwytając jego dłonie, uśmiechając się do niego delikatnie, chcąc go jakoś pocieszyć. Najwidoczniej nie byłem w tym najlepszy, bo gdybym był, mój mąż na pewno czułby się w moim towarzystwie, ale i tak musiałem spróbować go pocieszyć. 
- Wiem, ale... jak będę walczył z demonem, będę sam – powiedział cicho, patrząc na mnie ze strachem w swoich cudownych oczach. 
- Może i podczas twojej walki nie będziesz mógł mnie dostrzec, ale chcę, byś wiedział, że będę obok. Będę przy tobie tak długo, jak tylko Bóg mi na to pozwoli – wyznałem, przysuwając jego dłoń do swoich ust i składając na jej wierzchu delikatny pocałunek. 
- Obiecujesz? – dopytał, patrząc na mnie z nadzieją. 
- Oczywiście, Owieczko – potwierdziłem, uśmiechając się szerzej na widok pozytywnych emocji, jakie pojawiły się na jego twarzy. Nie było ich jakoś bardzo dużo, ani też nie były jakoś bardzo silne, ale były one zdecydowanie lepsze niż strach. – Pokonamy go, słońce. Nie musisz się bać. 
- Dziękuję. Idziemy? – dopytał, poprawiając swoją grzywkę, która chyba troszkę mu przeszkadzała. Jak tylko wrócimy, muszę mu jakoś spiąć włosy tak, by mu ta grzywka nie przeszkadzała, o ile oczywiście będzie miał na to siłę. A jak jej mieć nie będzie, to nic, on odpocznie, a ja... cóż, coś sobie do roboty znajdę. 
- Pewnie – przyznałem, podnosząc się na równe nogi, nie puszczając oczywiście jego dłoni. 
Mikleo to niezbyt przeszkadzało przynajmniej do chwili, w której musieliśmy się ubrać. Znaczy, ja musiałem, Mikleo nie musiał, ale i tak pomogłem mu nałożyć płaszcz, aby jego ciało nie było jakoś bardzo wychłodzone. Już raz musiałem sobie poradzić z jego okropnie zimny ciałem i za przyjemne to do końca nie było, więc już wolałbym tego na przyszłość uniknąć. 
Przez całą drogę do zamku Mikleo był wyjątkowo spięty, a im bliżej byliśmy, tym bardziej zestresowany był. Trochę próbowałem go pocieszyć, starając się zacząć jakąś luźną rozmowę, ale Miki niezbyt był do niej chętny. Nie wiem, czy był bardziej przerażony tym, że znowu będzie musiał stanąć oko w oko z demonem, czy może wstydził się opowiedzieć Lailah, co takiego się stało... przecież nie ma się czego wstydzić, nie zrobił przecież tego specjalnie, ja o tym wiem, Lailah o tym wie, znaczy, się dopiero dowie, ale jestem pewien, że nie będzie go osądzać. 
- Wiesz, że cię kocham, prawda? – odezwałem się, kiedy już weszliśmy do środka i zaczęliśmy się kierować do ogrodu, gdzie Pani Jeziora się znajdowała. 
- Wiem, ale nie wiem, dlaczego mi o tym w tym momencie mówisz – odparł, patrząc na mnie uważnie. 
- Upewniam się tylko, czy o tym pamiętasz. I że nigdy o tym nie zapomnisz – przyznałem, uśmiechając się do niego promiennie. Strasznie chciałem go pocieszyć, a że nic nie działało, postanowiłem powiedzieć słowa, które zawsze najlepiej poprawiały mu humor, ale chyba nawet to do końca nie podziałało...

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz