Uśmiechnąłem się delikatnie, widząc jak spanikowany zaczyna szukać ubrań, poprawiać włosy, rozbierać się, znów poprawiać włosy... Trochę się mu dzisiaj przysnęło, owszem, ale nic złego się przecież nie działo. Ciekawostki mnie też, czy ukryje malinki na swojej szyi, czy może o tym zapomni... Cóż, to się okaże. Nie chcąc mu przeszkadzać w ogarnianiu się wyszedłem cicho z pokoju, kierując swe kroki do sypialni syna by wziąć z niego ubranka, w które mógłbym go przebrać. Mam nadzieję, że pewnego pięknego dnia w końcu nauczy się jest normalnie i nie trzeba będzie go przebierać dwadzieścia razy w ciągu dnia, bo to naprawdę bywało męczące. Nie dość, że trzeba było go przebrać, a wiadomo jak to z dzieckiem bywa, nie zawsze chce współpracować przy przebieraniu czy nawet myciu się. No i też tym samym generuje kolejne rzeczy do prania, już rano jedne robiłem i kto wie, czy na wieczór nie będę musiał robić kolejnego... No nie, w sumie to nie zrobię, bo gdzie je rozwieszę? Będę musiał poczekać, póki to pierwsze nie wyschnie.
– Miki tylko się ubierze i już do pani zejdzie – powiedziałem do kobiety, kiedy zszedłem na dół, niosąc te nieszczęsne ubranka.
– Nie mów do mnie pani, już kiedyś ci to tłumaczyłam – odpowiedziała, karmiąc to na wpół dzikie stworzenie jakim jest nasz syn co i jej średnio wychodziło. Ktoś tu jest dzisiaj ewidentnie nie w sosie.
– Więc... Mam do pani mówić pan? – zapytałem, nie za bardzo rozumiejąc jej wypowiedzi. Przecież jest kobietą, matką mojego męża, więc to jasne, że powinienem do niej mówić pani... Chociaż, Miki też jest matką, a za niedługo jeszcze będzie ojcem chrzestnym, a jest mężczyzną... no i też aniołem, a tu pani jest tylko człowiekiem i takich mocy za bardzo nie ma.
Kobieta spojrzała na mnie ze zdziwieniem, jakby zastanawiała się, czy mówię poważnie, no ale ja byłem całkowicie poważny. Właściwie, to nie za bardzo rozumiałem jej zdziwienia, przecież to było bardzo normalne pytanie. No i nie kojarzyłem, by kiedyś tłumaczyła mi, jak mam się do niej zwracać, ale to pewnie przez moją pamięć, z którą jakoś najlepiej ostatnio nie jest i wiele rzeczy wylatuje mi z głowy. Na szczęście o tych takich najważniejszych pamiętam, bez reszty jakoś tam przeżyję.
– Nie, chodziło mi o to, że możemy przejść na ty. Albo możesz mówić mi mamo – wyjaśniła po chwili, biorąc do rąk ścierkę i wycierając z siebie kaszkę, którą ubrudził ją ten mały bąbel.
– No dobrze... proszę pani – dodałem po sekundzie, ponieważ samo „no dobrze” to było jakoś takie krótkie, a „mamo” przecież do niej nie powiem, jak moją mamą nie jest. – Ty to chyba masz dosyć kaszki, co? – zwróciłem się do chłopca, biorąc go na ręce, czemu o dziwo nie oponował. – Umyjemy cię i przebierzemy, co ty na to? – zapytałem, kierując się wraz z nim do łazienki, zabierając po drodze ubranka. – Zaraz do pani wrócę i posprzątam tu – dodałem, nie chcąc zostawiać kobiety samej, no ale za wielkiego wyboru nie miałem, tego małego kaszojada trzeba było wykąpać, a ja się przecież nie rozdwoję. Dobrze, że chociaż wczoraj wieczorem, jak Miki już wykończony moimi pieszczotami i leciutko otumaniony alkoholem zasnął, ogarnąłem w domu, to chociaż nie jest tu taki wielki bałagan...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz