Byłem naprawdę przerażony, tym co robił demon i tym, co jeszcze może zrobić mojemu mężowi, jeśli szybko nie zaczniemy działać, co w moim wypadku było naprawdę trudne, nawet trudniejsze niż na początku mi się wydawało. Ból był zbyt silny, a ja nie miałem siły, aby się teraz uleczyć, moje ciało krzyczało z bólu, a ja nie myśląc o nim, chciałem tylko jednego, powrotu mojego męża do mnie, do dzieci, do domu.
- Dość tego - Tym razem to Lailah odezwała się do demona, ukazując mu jego ciało, które trzymała w katedrze.
Jak dobrze, że je odnalazła, gdy ja zajmowałem się demonem, nie do końca mając w planach dać się tak pobić, to wypadek, do którego mogłoby nie dojść, gdybym był bardziej uważny. Nie to jednak ma teraz znaczenie. Najważniejsze, aby demon opuścił ciało mojego męża.
- Skąd je masz? - Demon lekko się przeraził, spinając wszystkie swoje mięśnie, najwidoczniej do tej chwili nie wierząc Lailah w to, że ma jego ciało.
- Opuść jego ciało - Rozkazała, nie przejmując się jego pytaniem, na które i tak odpowiadać nie musiała. Czy to w ogóle bylo ważne skąd ma go ciało? Najważniejsze, że je ma i dzięki niemu uda się nam wygnać demona z ciała mojego ukochanego męża.
- Dlaczego miałbym to uczynić? - Zapytał, mrużąc przy tym gniewnie brwi, mimo wszystko odrobinkę bojąc się tego, co Lailah może zrobić z jego ciałem, o ile zostanie do tego sprowokowana.
- Jeśli tego nie uczynisz, twoje ciało zostanie spalone - Zagroziła, biorąc jedną ze świec w rękę, zbliżając ją do ciała demona.
- Nie zrobisz tego - Udawał twardego, a mimo to jego głos się załamywał, bał się, a to bardzo dobra oznaka, jeśli Lailah się uda, już za chwilę demon opuści ciało mojego męża, a my będziemy w stanie go uwięzić, już na zawsze.
- Zrobię, jeśli nie opuścisz jego ciała - Zagroziła mu, zmuszając demona do wycofania się, musiał odpuścić i nareszcie to zrobił, wracając do swojego wciąż nieco osłabionego ciała, które zostało zapieczętowane.
- Sorey? - Zawołałem, ruszając w jego stronę, nie było to łatwe z powodu odczuwanego bólu, jednakże nie było też niemożliwe, nie miałem połamanych przecież nóg, to tylko kilka złamań, w końcu dojdę do siebie.
- Miki - Wydukał, ledwo utrzymując kontakt ze światem.
- Już dobrze kochanie jestem tutaj, nic ci już nie grozi - Wyszeptałem, całując jego usta.
- Przepraszam - Wyszeptał mi, nim odpłynął zmęczony po walce z demonem.
Uśmiechając się delikatnie, tuliłem do siebie ciało męża, patrząc na jego twarz.
- Co teraz z nim zrobimy? - Zapytałem, Lailah wiedząc, że demon uwięziony w pieczęci będzie musiał zostać kiedyś zabity lub wygnany do miejsca, gdzie już nigdy się do nas nie zbliży.
- Tym się nie zmartw, ja już się nim zajmę, ty zadbaj o siebie i Soreya, musicie dojść do siebie i to najszybciej jak to tylko możliwe - Odpowiedziała, z czym się zgadzałem, był tylko jeden problem, ja nie mogłem tego uczynić, byłem zbyt słaby, aby to uczynić.
- Nie jestem w stanie mu teraz pomóc ani nawet sobie - Wyznałem, potrzebując pomocy Lailah, która podleczyła chociaż trochę mnie i mojego męża, za co byłem jej wdzięczny, jeszcze trochę czasu minie, nim ja sam będę w stanie nas wyleczyć.
- Sorey? Słyszysz mnie? Już jesteś bezpieczny - Wyszeptałem, całując jego czoło.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz