Nie byłem pewien, czy mój mąż da radę, jego stan na pewno nie był najlepszy z drugiej jednak strony, Sorey nie może tu zostać, jest za zimno, a on nie może przebywać tu jeszcze dłużej, niż jest to konieczne.
- Tak, mam siłę, ale czy ty.. - Zacząłem, niepewnie przyglądając się mężowi, który powoli podnosił się z ziemi.
- Miki spokojnie, mną się nie przejmuj, dam sobie radę wracajmy już do domu - Poprosił, całując mnie w policzek. Nie mogąc się więc nie zgodzić, musiałem wstać z ziemi, ruszając niepewnie za moim mężem, przez całą drogę nic nie mówiąc, to co zrobiłem, wciąż mnie przerażało, mogłem zabić swojego męża przez demona, który był we mnie, a który wyczuwa nie tylko moją słabość podczas pełni, ale i słabość mojego męża, który źle czuł się ponownie z mojego powodu, jestem naprawdę wielkim nieszczęściem doprowadzającym swojego biednego chorego męża do zawału.
Nie potrafiąc się pogodzić, z tym, co się wydarzyło, zatraciłem się w myślach, nie zdając sobie sprawy, ile już drogi pokonaliśmy i gdzie tak właściwie jesteśmy.
- Miki? - Słysząc głos męża, uniosłem głowę do góry, dopiero teraz zdając sobie sprawę, z tego, gdzie jesteśmy. - Idź, zarżyj ciepłej kąpieli - Poprosił, wiedząc moje skupienie na jego osobie, nie dowierzając w to, jak szybko wróciliśmy do domu, a może wcale tak szybko się to nie wydarzyło? Sam już nie wiem, za dużo czasu straciłem, na myślenie o tym, co się stało.
- A może to ty idź pierwszy, na pewno potrzebujesz się rozgrzać - Zaproponowałem, nie uważając, abym to ja musiał jako pierwszy zażywać ciepłej kąpiel, gdy to on potrzebował rozgrzać się jako pierwszy.
- Mną się nie przejmuj, zrobię sobie kawę a ty idź - Poprosił, uśmiechając się do mnie łagodnie, nie mogąc więc się nie zgodzić, grzecznie poszedłem do łazienki, gdzie zdjąłem z ciała zakrwawione ubrania, które będzie trzeba wyrzucić, tego i tak już nie będziemy w stanie wyprać.
W balii spędziłem trochę czasu nie za dużo, aby mój mąż nie musiał czekać na kąpiel, ale i nie za krótko wciągnięty w swoje przemyślenia, których nie mogłem się pozbyć, nawet ta naprawdę nie próbując. Zasługuje na to, zasługuje na poczucie winy, za to, co zrobiłem, zasługuje na kare..
- Sorey, łazienka wolna - Odezwałem się, schodząc na dół, z ubraniami do wyrzucenia.
- Dobrze - Kiwnął głową, przyglądając mi się uważnie, gdy ja wyrzucałem ubrania. - Miki, wszystko w porządku? - Zapytał, podchodząc do mnie, kładąc dłoń na moim policzku.
- Tak, muszę tylko się położyć - Wyznałem, nawet nie patrząc na mojego męża, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
- Miki skarbie to nie twoja wina, nie obwiniaj się proszę - Zmuszając mnie do spojrzenia sobie w oczy. - Rozumiesz? To nie twoja wina - Powtórzył, nie pozwalając mi odwrócić wzroku.
- To nie moja wina - Powtórzyłem, uśmiechając się łagodnie do męża, nie chcąc, aby się martwił o mnie, niech martwi się o siebie, zdecydowanie to on bardziej oberwał.
- Właśnie, nie twoja i już się nie martw, chcesz może napić się czegoś? - Zaproponował, poświęcając mi całą swoją uwagę.
- Nie, dziękuje. Pójdę się położyć, a ty zajmij się proszę sobą - Poprosiłem, stając na palcach, składając delikatny pocałunek na jego policzku, nim odszedłem w stronę sypialni, gdzie położyłem się do łóżka, zakopując pod kołdrą, gdzie znów myślałem o tym, co się wydarzyło i o tym, jak niewiele brakowało, abym zabił człowieka, którego kocham a którego również kochają nasze dzieci. Misaki nigdy by mi tego nie wybaczyła, gdyby tylko dowiedziała się, co zrobiłem, tak jak ja nie mogę wybaczyć sobie tego, do czego dopuściłem..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz