Demon po otrzymaniu broni był bardzo zawiedziony, nie tego się spodziewał po broni, która mogłaby zabić samego Boga, a właśnie, jeśli o niego chodzi, dlaczego sam nie ruszy swojej leniwej dupy, ratując tych ludzi, sam przecież mówi, że to jego dzieci boże a skoro tak jest, to dlaczego ich nie chroni? Stary dureń dużo szczeka, a jak zwykle za mało robi. I, że ja mam się dla nich wszystkich poświęcać? Co mi w ogóle przyszło do głowy, aby się zgadzać, ja przecież nie chciałem, a i tak wygląda na to, że wyboru za wiele nie miałem, myślał tak sobie o tym powoli i bez większego pośpiechu idąc w stronę potwora, z którym miał stoczyć walkę tylko czy miał na to ochotę nie i pewnie nawet by tego nie zrobił, gdyby nie zagrażało to i jemu samemu.
- I znowu się spotykamy - Odezwał się lewiatan, stając naprzeciwko demona z szerokim uśmiechem na swoich ustach, patrząc na zniesmaczonego tym spotkaniem demona, który najchętniej gdzieś, by sobie uciekł, gdzieś gdzie nie ma ani lewiatanów, ani innych istot, które mogłyby stać się silniejsze od niego samego.
- No spójrz, jestem dla ciebie tak łaskawy, że postanowiłem aż przyjść cię odwiedzić - Zadrwił sobie z niego, bawiąc się znudzony swoimi włosami, no może nie do końca swoimi w końcu nie było to jego ciało, co nie oznacza, że musi się tym przejmować.
- Łaskawy - Zaśmiał się, ustawiając do walki. - Obyś nie pożałował tej decyzji, tym razem nie będzie taryfy ulgowej - Stwierdził i nim Mormon zdążył jakkolwiek zareagować, lewiatan ruszył w jego stronę i taki o to sposobem rozpętała się bójka, na którą demon nie był przygotowany, musząc więc uważać na każdy krok przeciwnika, wbijając mu tę cholerną broń prosto w serce, obrywając przy tym ostatni raz, uderzając w jedną ze ścian zamku, w który się znajdowali.
- Co ty narobiłeś! - Krzyknął, padając na ziemię z ciężkim oddechem.
- Pokazałem ci, kto tu rządzi - Zadrwił, plując krwią, podchodząc do zmieniającego się w popiół ciała. - Do zobaczenia w piekle - Dodał, wyciągając z jego piersi ostrze, podrzucając ją w dłoni. - Wyglądasz niepozornie, a masz taką moc - Zwrócił się do broni, kierując się do wyjścia z zamku, nie mając zamiaru oddać nikomu tej broni, ona może się przydać, chociażby na inne demony lub nawet serafiny.
- A ty gdzie się wybierasz? - Słysząc głos Soreya, odwrócił głowę w jego stronę, patrząc na niego ze znudzeniem w swoich czerwonych oczach.
- A ty co książkę piszesz? - Zapytał, bawiąc się bronią znudzony jego osobą.
- Mieliśmy chyba układ co nie? - Na jego słowa demon zaśmiał się, nie specjalnie przejęty jego słowami ruszył w dalszą drogę nieprzejęty obecnością tego człowieka.
- Ja ta nie pamiętam żadnego układu - Zawołał, wychodząc z zamku ostrożnie, aby znów nie natknąć się na te głupie kamienie mogące zamknąć go w przysłowiowej klatce. Dostał w swoje ręce broń, którą mógł wykorzystać, stając się najpotężniejszą istotą chodzącą po tym świecie. Ach ten głupi człowiek, on naprawdę myślał, że odda mu jego anioła, naiwniak który można w bardzo prosty sposób oszukać. Ach ten lewiatan, przydał mu się, dzięki niemu ma wszystko to, na co liczył od samego początku, właśnie po to przychodząc do ludzkiego naiwnego psa.
<Pasterzyku? C:>