Pokręciłem delikatnie głową, kiedy odsunął się od mojej szyi doskonale wiedząc, jaki znak pozostawił na mojej skórze. Prędzej to ja oznaczałem jego bladą skórę, by wszyscy wiedzieli, że już kogoś ma i nikt nie może do niego podbijać. I te malinki na jego ciele miały więcej sensu, niż na moim. On był stale w centrum zainteresowana. Kiedy jesteśmy na mieście nie mogę się od niego oddalać, bo kiedy tylko to robię, w mgnieniu oka ktoś się zaczyna wokół niego kręcić. I jak ja mam nie być zazdrosny, kiedy wszyscy się nim interesują? I jeszcze w dodatku tacy zaborczy, którzy nie rozumieją słowa „nie”. W takim przypadku po prostu się nie da się nie być zazdrosnym, zwłaszcza, że Mikleo nie potrafi się za bardzo obronić przed takimi typami.
- A w ciebie co wstąpiło? – zapytałem, kiedy Mikleo położył się obok mnie, traktując moją klatkę piersiową jak poduszkę. Nie, żebym narzekał, po prostu mam nadzieję, że nie skończę jak jego ostatnia poduszka.
- Nic. Po prostu chcę, by wszyscy wiedzieli, że jesteś mój – wymruczał, poprawiając swoją głowę.
- Tak, ponieważ w pobliżu znajduje się ktoś, kto nie ma o tym zielonego pojęcia – odparłem, odrobinkę rozbawiony jego logiką. Przynajmniej Yuki’emu nie będziemy musieli tłumaczyć, że ugryzła mnie wielka mysz, a o Merlina się nie musimy przejmować, gdyż jak na razie jest na mnie śmiertelnie obrażony. Cóż, przynajmniej na jakiś czas mam od niego spokój i nie muszę się nim za bardzo przejmować. W przeciwieństwie do Mikleo, no ale Merlin od zawsze kochał go bardziej ode mnie. O ile w ogóle mnie kochał, a ponieważ często miałem wrażenie, że po prostu mnie tolerował.
- Nigdy nic nie wiadomo, wolę uprzedzić fakty – powiedział, przymykając swoje oczy.
- Jakie fakty? Nikt mnie nie chce podrywać. W przeciwieństwie do ciebie, to ja muszę ciebie pilnować – przypomniałem mu, zwracając uwagę na ten prosty fakt.
- Powinieneś zacząć bardziej w siebie wierzyć, słońce – usłyszałem w odpowiedzi. Może powinienem zacząć zapisywać, ile razy to słyszę i pobierać za to jakąś symboliczną opłatę w postaci chociażby całusa. Już kiedyś wpadłem na coś podobnego. Tylko co to było...? Nie mogłem sobie przypomnieć. No cóż, zaniki pamięci w moim wieku to coś zupełnie normalnego.
- Od tego mam ciebie. Gdybym ja miał taką wiarę w siebie, jaką ty masz we mnie, to byłbym irytująco pewny siebie, a tego nikt nie lubi – wyjaśniłem, gasząc świeczkę.
- Ja bym nie narzekał, jakbyś taki był – powiedział, a ja wyczułem, że uśmiecha się delikatnie. Nie skomentowałem tego w żaden sposób wiedząc, że nie miało to najmniejszego sensu, a jedynie pokiwałem głową. Nie wiedział, o co prosił. Chyba nie ma nie nic gorszego niż osoba z nadmiernie wybujałym ego.
- Dobranoc, Owieczko – powiedziałem jedynie, całując go w czubek głowy.
Wyjątkowo następnego dnia obudzę się z Mikleo obok, no ale nie tylko z nim. Także Coco zdecydowała się, że będzie z nami spać i wraz ze swoimi dziećmi rozłożyła się w nogach łóżka. Co ta kotka ma do tego miejsca? Przecież jej posłanie jest wystarczająco duże dla nich wszystkich, przynajmniej na razie, więc jeszcze może sobie spokojnie tam spać. Potem myślałem, by dokupić posłanka jeszcze dla pozostałej trójki oraz własnoręcznie zrobić jakieś domki i drapaki, by miały gdzie się bawić i ostrzyć pazurki, no ale do tego jeszcze trochę czasu mam...
Musiałem przenieść kociaki na ich miejsce i aby to zrobić, musiałem wstać z łóżka. A aby wstać z łóżka, musiałem zsunąć z siebie Mikleo, który przez noc zrobił sobie z mojego ciała łóżko. Zacząłem więc to powoli robić, ale niestety zrobiłem to na tyle nieostrożnie, że go obudziłem.
- Śpij sobie spokojnie i niczym się nie przejmuj – poprosiłem łagodnym głosem, nie chcąc rozbudzać go jeszcze bardziej. Ja już na pewno nie zasnę, ale nie oznacza to, że on także musi wstawać. Niech sobie odpocznie, a ja zajmę się całą resztą.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz