Byłem wściekły na szefa i tych wszystkich ludzi za to, że w ogóle podejrzewają mojego męża o to, że to on stoi za tymi wszystkimi morderstwami. Przecież był on aniołem, nie jest możliwe to, by kogokolwiek skrzywdził, jak i nie jest możliwe to, by rano to on stał za tym morderstwem. Kiedy wychodziłem, spał mocnym snem, nie zdążyłby tak szybko się ogarnąć i jeszcze kogoś zabić... tylko jak im wszystkim wytłumaczyć, że to nie Miki stoi za tym wszystkim? Ludzie zwykle wierzą komuś, kto ma duży autorytet... być może będę musiał poprosić o pomoc Alishę, Lailah, być może nawet Arthura... ale z tym ostatnim jeszcze się wstrzymam i poproszę go o pomoc tylko w ostateczności.
Zerknąłem na mojego męża i poczułem się okropnie. Naprawdę te wszystkie podejrzenia mocno w niego uderzyły i nie mogłem się mu dziwić. By go choć trochę pocieszyć położyłem dłoń na jego biodrze i przysunąłem go do siebie, tym samym go przytulając.
- Znajdę tego, kto się pod ciebie podszywa, Owieczko. Nie pozwolę, by cię skrzywdzili – powiedziałem, całując go w czoło. W najgorszym wypadku po prostu wezmę całą winę nas siebie. Nie będą mogli zignorować kogoś, kto przyznaje się do winy, nawet jeżeli będzie to rodziło pytania.
- Wierzysz, że to nie ja? – zapytał cicho, a jego pytanie mocno mnie zaskoczyło. On naprawdę pomyślał, że w niego wątpię? Chyba muszę być beznadziejnym mężem, skoro pomyślał o mnie w ten sposób.
- Oczywiście, Owieczko. Nigdy w ciebie nie zwątpię – obiecałem, uśmiechając się do niego delikatnie.
- Przed tym, jak do mnie przyszedłeś, była u mnie kobieta. Pytała się mnie, dlaczego zabiłem jej męża – wyznał drżącym głosem. Czyli już wieść się rozniosła... mogłem się tego spodziewać.
- Kiedy wrócimy do domu, zaklucz się i nikomu nie otwieraj. Boję się, że ludzie mogą chcieć sami wymierzyć sprawiedliwość – odparłem, dyskretnie rozglądając się dookoła. Dobrze, że go odprowadzam do domu, bo gdyby mnie tu nie było, na pewno większość z osób, które się nam przyglądały, rzuciłoby się na mojego męża, a on na pewno by się przed nimi nie obronił. Albo wręcz przeciwnie, przerażony mógłby zrobić komuś krzywdę, czemu bym się nie dziwił ani nie miałbym mu tego za złe. – Wrócę najszybciej, jak tylko będę mógł – dodałem, otwierając przed nim furtkę prowadzącą na nasze podwórko.
- Musisz wracać do pracy? – zapytał, będąc ewidentnie przestraszony. Nie chciałem wracać do pracy, ale nie miałem wyjścia. Znaczy, miałem, mogłem zrezygnować, ale po takiej akcji żadnego zatrudnienia bym już nie znalazł. Zresztą, to tylko jeden z powodów, dla którego nie chciałem rezygnować, albo raczej nie jeszcze.
- Muszę odnaleźć tego, kto się pod ciebie podszywa. Nie mogę pozwolić na to, by imię mojej kochanej Owieczki było tak plugawione – odpowiedziałem, uśmiechając się delikatnie, ale Mikleo nie wydawał się być pocieszony. Nie mogłem mieć mu tego za złe, został oskarżony o straszną rzecz, więc to jasne, że jest przybity. Nieważne, co by o nim mówili, ja nigdy w niego nie zwątpię. Chwyciłem w obie dłonie jego twarz, tym samym zwracając jego uwagę na mnie, i zbliżyłem go do siebie. – Zrobię wszystko, by oczyścić twoje imię, Owieczko. Obiecuję – powiedziałem i połączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz