Pokręciłem z niedowierzaniem głową na jego słowa, no naprawdę musiał psuć tak wspaniałą chwilę? Powinien się ze mną cieszyć, a nie kazać mi się iść myć, zwłaszcza, że jakoś bardzo się nie spociłem. Najświeższy nie byłem, owszem, ale żeby od razu iść pod prysznic... czasem Miki zdecydowanie za bardzo przesadza. A mówią, że to ja jestem taki przewrażliwiony...
- Spodziewałem się większego wybuchu radości – powiedziałem, może odrobinkę zawiedziony jego małym entuzjazmem. Yuki był młody i wbrew pozorom nie było takie łatwe, i po wszystkim nawet nie mogłem się do niego przytulić czy pocałować.
- Większy wybuch radości będzie, kiedy wrócisz do mnie piękny i pachnący – odparł, odsuwając się ode mnie z delikatnym skrzywieniem na twarzy.
- Czyli w tym momencie jestem brzydki? – spytałem, unosząc jedną brew.
- Powiedzmy, że kiedy jesteś spocony i zmęczony, to nie jesteś za bardzo atrakcyjny – przyznał, a ja nie mogłem się na niego o to obrazić, gdyż to była sama prawda. Mało kto wyglądał dobrze w takim przypadku, no chyba, że był to Miki, ponieważ Miki zawsze wspaniale wyglądał, niezależnie od sytuacji.
- Ranisz me uczucia – złapałem się teatralnie za serce udając, że jego słowa mocno mnie zraniły.
- Już się nie wygłupiaj tylko idź się myć. I schodź zaraz na dół na kolację – polecił mi, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Nie miałem więc innego wyjścia, jak tylko postąpić zgodnie ze słowami Mikleo. Jako, że miałem wykąpać się sam, nie za długo chciało mi się w tej balii siedzieć. Inaczej byłoby, gdyby Miki poszedłby ze mną, wtedy miałbym jakiś większy cel. Z tego powodu dosyć szybko umyłem się i przebrałem w się w czyste ubrania, te poprzednie wrzucając do kosza. Jutro trzeba będzie zabrać się za jakieś pranie... nie przepadałem za bardzo za robieniem prania, podobnie jak za obieraniem ziemniaków, ale nie mogłem zostawić tego na głowie Mikleo. Akurat jutro nie będę miał nic wielkiego do roboty, bo przecież do pracy mnie nie wypuszczą, to chociaż coś pożytecznego dla wszystkich.
Po niecałych dwudziestu minutach zszedłem na dół czysty i pachnący, chociaż niekoniecznie piękny. Skoro przez całe życie nie byłem piękny, to w dwadzieścia minut się taki nie stanę. Ale nie miałem wypięknieć, tylko się wykąpać, by móc w końcu przytulić się do męża i pocałować go w policzek. Miło było w końcu nie musieć słuchać oburzonych słów Misaki, która z jakiegoś powodu bardzo nie lubiła, kiedy całowałem Mikleo, albo jak Miki całował mnie. Yuki też miał taki okres w swoim życiu, kiedy krzywił się na takie rzeczy, a teraz już nie zwraca na to uwagi. Chyba. Albo przynajmniej nie komentuje tego w żaden sposób.
- Teraz w końcu jestem godzien, by się do ciebie przytulić? – spytałem, owijając swoje dłonie wokół jego pasa.
- No nie wiem, nie wiem. Najpierw chyba będziesz musiał cos zjeść, a później się zastanowię – powiedział, jeszcze udając niedostępnego.
- A co ma jedzenie do tego wszystkiego? – spytałem, nie rozumiejąc tego warunku. Miałem się umyć i to zrobiłem, o jedzeniu nie było mowy, zwłaszcza, że nie byłem głodny. Zjadłem dosyć spory obiad, po co mi kolacja?
- To, że chcę, abyś zjadł i nabrał sił, dlatego bardzo proszę idź po Merlina i siadaj do stołu – poprosił, na co westchnąłem cicho. Jak miło, że liczy się z moim zdaniem...
- Mogę spróbować, ale coś wydaje mi się, że prędzej zostanę przez niego pogryziony niż go tutaj przyprowadzę – powiedziałem, odsuwając się od niego. Od dłuższego czasu albo mnie ignorował, albo strzelał fochy, a to wszystko przez to, że powiedziałem mu, że teleportacja jest zła...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz