środa, 29 marca 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Słysząc głos tego irytującego go człowieka, zatrzymał się na chwilę, rozglądając do koła, obserwując otoczenie, czując zapach tego cholernego podrabiańca.
~ Czyżby nie było w stanie poradzić sobie ze strażą? - Zapytał, z pogardą w swoim głosie nie rozumiejąc, po co ten słaby człowiek w ogóle próbuje kontaktować się z tym przeklętym aniołem, który w tej chwili jest zbyt słaby, aby walczyć z demonem kontrolującym jego ciało.
~ Czego od niego chcesz i gdzie ty się wybierasz? - Słysząc słowa mężczyzny, dostrzegł służbę, która chyba chciała go dopaść, no naprawdę? Nie miał na celu ich krzywdzić, przynajmniej nie tym razem. W tej chwili chciał dopaść tego podrabiańca, a później zajmę się całą resztą. A kto wie może i służbie się za to wszystko oberwie.
~ Ja? Ja niczego od niego nie chce, muszę zrobić to, czego ty nie byłem w stanie zrobić - Odpowiedział, zgodnie z prawdą chowając się w krzakach przed strażą, nie chcąc, aby mu w tej chwili przeszkadzano.
~ Nie rób nikomu krzywdy - Poprosił, czym rozbawił demona, zapewne, gdyby nie straż szukająca go zapewne zacząłby się głośno śmiać.
Demon nie odpowiedział, dostrzegając podrabiańca, który wyglądał jak anioł, w którym demon zawsze był uwięziony w jego wnętrzu.
Zaskoczony demon przyglądał się temu śmiesznemu pojedynkowi który miał właśnie miejsce i dziwnemu pojmaniu, to coś chyba chciało zostać pojmane, ale dlaczego? Tego nie pojmował, może to coś myśli, że jego ofiara, której ukradł tożsamość, siedzi w więzieniu, a to miałoby oznaczać ich bliskie spotkanie.
Mormon nie rozumiejąc postępowania tego dziwactwa, ruszył bezszelestnie za strażą, obserwując otoczenie, zatrzymując się tuż przed lochami, wszystkiemu przyglądając się z oddali, wchodząc, dopiero gdy strażnicy odeszli.
- Nie popłacz się - Zadrwił demon, słysząc słowa tak dobrze znanego mu mężczyzny gadającego do tego podmieńca. - I nawet ty się nabrałeś - Zadrwił, podchodząc do krat, za którymi znajdował się podrabianiec. - Kim jesteś i czego ty chcesz? - Zapytał, zaciskając dłonie na klatce.
- Zabawy, miło jest patrzeć na cierpienie innych, z resztą oboje wiemy, że ludzie nie zasługują na życie, dla tego trzeba ich wytępić - Wyznał, stojąc przy kratach, patrząc na twarz demona z szerokim uśmiechem na swoich ustach.
- I dla tego dałeś się zamknąć? - Na to pytanie, istota nie znaną demonowi, uśmiechneła się szeroko wycofując się w cień...
Światła świeczki nagle zgasły czym zaskoczył demona, podrabianiec uwolnił się, nieznanym mu sposobem atakując strażników, którzy krzyczeli z bólu i cierpienia uruchamiając tym samym demona, który ruszył na nieznaną mu istotę, zaczynając z nim walkę, która okazała się znacznie trudniejsza, niż mógł nawet podejrzewać.
Morderca uciekł, pozostawiając rannego demona, któremu oderwało się za narażanie życia. No i po co to mu było? Najwidoczniej anioł w nim siedzący starał się kontrolować jego ruchy, chroniąc ludzi bardziej niż siebie samego.
- Nie musicie dziękować - Zadrwił, patrząc na straż z pogardą w oczach.
- Miki proszę wróć - Słysząc głos Soreya, odwrócił się w jego stronę, przewracając oczami.
- Miki proszę wróć - Powtórzył, nie ukrywając rozbawienia. - Żałosne - Mruknął, wychodząc z lochów, nie przejmując się bólem ran, które pozostały po walce, poszukując swoją ofiarę, z którą jeszcze nie skończył.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz