Czy byłem zmęczony? Szczerze, to padałem na twarz, a dodatkowo jeszcze rano musiałem wstać do pracy. Przez to, że na dzisiaj wziąłem wolne, w weekend musiałem pracować, więc na dłuższe wolne jeszcze sobie troszkę poczekam. I jeszcze będę musiał dzisiaj zabrać Cosmo na spacer... może i został wygłaskany po wsze czasy, ale to nie to samo, co spacer. I jeszcze powinienem trochę posprzątać, ale to może rano, przed pracą. Chociaż, czy ja wstanę wcześniej...? Cudem będzie, jak wstanę o właściwym czasie.
- Jakoś przeżyję – powiedziałem wymijająco, nie chcąc przyznać się do zmęczenia, bo Miki będzie znów za bardzo dramatyzował, a nie chcę niszczyć tak miłego dnia.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie – odpowiedział, mrużąc podejrzliwie swoje oczy. Za dużo myśli, a o takiej godzinie myśleć nie powinien.
- Czuję się dobrze, a teraz wchodź do wody, nie chcę, by wystygła – poprosiłem, całując go w czubek głowy.
- A co z tobą? – dopytał, kiedy pomagałem mu pozbyć się niepotrzebnych ubrań z jego ciała.
- Najpierw muszę ci umyć włosy, a tak stojąc jest mi lepiej – wyjaśniłem, odkładając jego ubrania na bok.
I w ten sposób najpierw pomogłem mu umyć włosy i dopiero po tym trochę niechętnie wszedłem do wody, przekonany przez męża. Na początku nie chciałem, bo przecież zaraz miałem wychodzić na spacer, ale po małej groźbie ze strony Mikleo nie miałem innego wyjścia, jak tylko się go posłuchać. Cóż, może jutro go wezmę na jakiś dłuższy spacerek. Mam nadzieję, że piesek mi to wybaczy, bo nie robię tego dlatego, że go nie kocham, ale dlatego, że Miki i pogroził, że nie odezwie się do mnie przez tydzień. Nie sądziłem, że faktycznie spełni swoją groźbę, no ale wolałem nie ryzykować, gdyż trochę źle takie milczenie znosiłem.
Po kąpieli przenieśliśmy się do łóżka i nie wiem, czy Mikleo miał ochotę na coś więcej czy też nie, ale ja niemalże od razu zasnąłem. Wystarczyło, że położyłem głowę na poduszkę i wtuliłem się w ciało męża, a już totalnie odpłynąłem, mając dosyć całego dnia. Mimo, że to był bardzo przyjemny czas, już pod koniec miałem serdecznie dosyć. I chyba nie tylko ja, co dzieciaki też padły jak zabite.
Rano obudził mnie mokry nos Cosmo na moim policzku, za co byłem mu bardzo wdzięczny. Było kilka minut przed siódmą, więc godzina idealna do wstania, chociaż absolutnie mi się nie chciało. Mimo, że przespałem całą noc, nie czułem się dużo lepiej. Nie mogłem jednak za długo tak leżeć, ponieważ pies musiał wyjść na dwór i o wypuszczenie poprosił mnie...
Z niechęcią wstałem z łóżka, wypuszczając psa i zaczynając po cichu zbierać się do pracy, nie chcąc przypadkiem obudzić męża czy dzieciaki. Już postanowiłem zostawić Misaki w domu tego dnia, ponieważ widziałem, jak strasznie padnięta była wczoraj. Skoro ma taką wygodę, niech się wyśpi, ja nie mogłem tak zrobić mimo, że bardzo chciałem. Oj, co ja bym oddał, by zamknąć oczy tak jeszcze na godzinkę...
- Nie za dużo tej kawy pijesz? – usłyszałem cichy głos Yuki’ego, którego chyba przypadkiem obudziłem. Rany, jak on wyrósł... naprawdę jestem stary, skoro tak myślę.
- Nie za wcześnie wstałeś? – odpowiedziałem pytaniem, popijając kawę mając nadzieję, że postawi mnie ona na nogi.
- Ja jestem wyspany. W przeciwieństwie do ciebie. Wyglądasz, jakbyś tydzień nie spał – usłyszałem zdecydowanie za bardzo zmartwiony moim stanem.
- Najwidoczniej taki już mój urok – wyjaśniłem, siląc się na uśmiech, co było dosyć ciężkie.
- Ale wiesz, że te teksty już na nikogo nie działają, a zwłaszcza na mamę, prawda? – ale on się trochę taki pyskaty zrobił. Trochę bez rodziców pożył i już się wymądrza.
- Nie działają, bo nie potraficie pojąć prawdy – bąknąłem, dopijając kawę. – Będę się już zbierać. Połóż się spać jeszcze na chwilę, bo nie zapowiada się, by ktokolwiek zaraz wstał – dodałem, przecierając dłonią oczy, gdyż tak trochę zakręciło mi się w głowie. To pewnie przez to niewyspanie... dwa wdechy, to i głowa powinna się uspokoić, jak i serce, które też zaczęło tak troszkę nieregularnie bić.
- Wszystko w porządku? Może pójdę po mamę? – zaproponował, zdecydowanie za nerwowo reagując.
- Nie ma potrzeby, pozwól mamie wypocząć – powiedziałem, ciężko wzdychając, ale Yuki’ego już nie było. I mówią, że to ja jestem przewrażliwiony... korzystając z tego, że miałem jeszcze te kilka minutek do wyjścia, usiadłem na krześle przy stole biorąc kilka głębokich wdechów, aby troszkę się uspokoić. Najchętniej to bym już wyszedł, ale coś czułem, że jakbym zrobił kilka kroków, to mógłbym skończyć na podłodze, co tylko niepotrzebnie zdenerwowałoby Mikleo.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz