Demon nie ukrywał zaskoczenia z powodu słów Soreya, raczej był gotowy do kolejnego konfliktu z mężczyzną, mimo że nie miał na niego siły, był ranny i osłabiony dla tego niechętnie był to uczynił, ale jeśli byłaby taka potrzeba, byłby w stanie wykończyć ciało anioła, nie specjalnie się nim przejmując. Umierają razem, ale narodzą się już osobno, a tego najbardziej chciał demon, mając już dość zamknięcia w klatce, gdy anioł żyje sobie pełnią życia, a on sam musi siedzieć w jego wnętrzu.
Poirytowany samą tego myślą chciał wstać, aby pójść w inne miejsce, niestety nie mając na to siły, musiał pozostać w jaskini, aby tam odpocząć i wyleczyć swoje rany.
Tego wieczora już nie ruszył się z miejsca, lecząc swoje rany, musząc odpocząć, gdy dnia następnego otworzy oczy, ruszył w dalszą podróż, a na razie odpoczynek on był dla niego najważniejszy.
Dzień następny zaczął się dla demona dosyć późno, jak zawsze nie musiał odpoczywać, dnia wczorajszego był tak słaby, że odpoczynek był wręcz dla niego zbawieniem.
Nie wiedząc co zrobić po przebudzeniu się, musiał pomyśleć nad propozycją Soreya, nie była ona zbyt głupa. Jeśli uda się mu pokonać to cholerstwo niż nic ani nikt nie będzie mógł mu stanąć na drodze, a to było najważniejsze. Co prawda trochę nie ufał byłemu pasterzowi, obawiając się pułapki, którą mogą na niego zastawić, jednak nie miał innego wyboru jak tylko połączyć siły. Bez tego ostrza z nim nie wygra, Lewiatan to coś, o czym nigdy nie słyszał, dla tego właśnie musiał udać się do zamku, aby odnaleźć męża anioła, którego ciało przejął.
Nie chcąc wzbudzać zainteresowania u ludzi, musiał chodzić tak, aby nikt nie był w stanie go dojrzeć, wolałby nie wzbudzać podejrzenia, dla tego skradał się przez całą drogę, odnajdując tego głupiego człowieka w miejsce, w którym jego zapach był najsilniejszy.
- A jednak pojawiłeś się - Sorey widząc demona, przyjrzał mu się uważnie, siedząc na łóżku.
- Bystry jesteś - Mruknął, mimo wszystko rozglądając się po pokoju, nie ufał mu i ufać nie będzie dla tego szukał pułapki, którą mógł zastawić na niego Sorey.
- Nie musisz się obawiać, jesteśmy tu sami - Najwidoczniej był bystrzejszy, niż demon mógł się spodziewać, albo to sam demon rozglądał się zbyt nerwowo, co mogło zostać zauważone przed dawnego pasterza.
- Nie kłam, może i jesteś głupim człowiekiem, ale masz do pomocy anioła, które mogą się tu zjawić w każdej chwili - Mruknął, podchodząc do okna aby przyjrzeć się krajobrazowi znajdującemu się za oknem.
- Przyszedłeś się kłócić czy chcesz mi pomóc? - Na te słowa demon przewrócił oczami, on nigdy nikomu nie pomaga, nigdy z nikim nie wchodzi w sojusze, dla tego nie wyobrażał sobie nagle tego zmienić, zdecydowanie wolałbym sam pokonać tego podmieńca, niestety nie miał najmniejszych szans z lewiatanem, dla tego musząc schować dumę w kieszeń, miał zamiar pomóc mężczyźnie tylko po to, by następnie zniknąć z miasta nim Sorey będzie w stanie znów uwolnić tego durnego anioła.
- Nie chce ci pomagać, chce tylko broń, o której mi wczoraj mówiłeś, dla tego mi ją daj, a resztą zajmę się sam - Stwierdził, czekając na broń, aby móc opuścić ten przeklęty zamek gdzie śmierdziało ludźmi i serafinów.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz