Nie spodziewałem się, że tak szybko wrócą po Mikleo. W końcu najpierw powinni zebrać jakieś poważniejsze dowody, zwłaszcza, że przez cały wczorajszy dzień było mnóstwo fałszywych zgłoszeń. Naprawdę współczuję temu mężczyźnie, który stracił swoją córkę, nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybym stracił Misaki, ale to nie Mikleo za tym wszystkim stoi, więc nie może go oskarżać.
Oczywiście już zacząłem się wykłócać ze strażnikami, nie chcąc tak po prostu mu go oddać. Gdyby mój Miki nie był w tak złym stanie, pewnie w ogóle nie otwierałbym drzwi, ale chciałem, by odpoczął, przespał się, co nie było możliwe przy walących do drzwi mężczyznach.
Kiedy kłótnia powoli sięgała apogeum, przeszkodził nam dźwięk tłuczonego szkła. Zaskoczeni wszyscy zerknęliśmy w stronę tego dźwięku dostrzegając Mikleo, który już uciekał w stronę lasu. Tylko czemu miałby uciekać? I jakim cudem? Przecież przed chwilą był ledwo żywy, gdyby nie ja, nawet nie dotarłby do łóżka. Jak więc... cholera, co, jeżeli kontrolę nad nim przejął demon? Jeżeli tak, musiałem zaraz za nim ruszać, nie mogłem pozwolić, by ten pasożyt kogoś skrzywdził, kiedy jestem obok.
Nie miałem jednak czasu zareagować, bo strażnicy zareagowali pierwsi. Wykorzystując moje niedowierzanie dwóch powaliło mnie na ziemię, a dwóch pobiegło za moim mężem, albo raczej za demonem, ale nie mogli o tym wiedzieć. Cosmo zauważywszy, że panowie nie obchodzą się ze mną delikatnie, chciał stanąć w mojej obronie. Bałem się, że przez tą obronę strażnicy go skrzywdzą, dlatego w porę wydałem odpowiednią komendę, która zatrzymała go w samą porę.
- Za utrudnianie w ujęciu podejrzanego zostajesz aresztowany – usłyszałem za sobą czując na nadgarstkach zimny metal. Teraz Mikleo naprawdę jest niebezpieczny i tylko ja mogę go uspokoić... no ale już postanowiłem nie walczyć. Chciałem, by po prostu zaprowadzili mnie do celi i dali spokój. Nie przerażała mnie perspektywa przebywania w celi, chciałem po prostu skontaktować się z Mikleo. Ostatnio udało mi się to zrobić, więc może i teraz będę miał trochę szczęścia...?
Nie kłócąc się i nie stawiając żadnego oporu pozwoliłem się zaprowadzić i wrzucić do celi. Coś tam mówili mi, że jutro przyjdą mnie przesłuchać, ale ja już ich nie słuchałem. Przy odrobinie szczęścia będę mógł liczyć na pomoc Alishy, a jeżeli nie, to i tak jakoś powinienem sobie dać radę. Jestem bardzo zdeterminowany, by się stąd wydostać i znaleźć mojego męża.
Usiadłem w kącie brudnej celi od razu zauważając, że to jest ta sama, do której wrzucony zostałem ostatnim razem. Najwidoczniej właśnie ona jest mi pisana. Być może, jeżeli to dobrze rozegram, posiedzę w niej nieco dłużej, oczyszczając przy tym jego imię. Najpierw oczywiście musiałem się stąd wydostać, znaleźć Mikleo, pomóc powrócić do siebie i dopiero wtedy wrócić tutaj i zrobić coś, co uczyniłoby mnie podejrzanym. Absolutnie nie widzę w tym planie żadnych luk.
Wziąłem głęboki wdech i zamknąłem oczy, skupiając wszystkie swoje myśli na Mikleo. Nie było to najłatwiejsze, bo nie dość, że nie był sobą, to pewnie był strasznie daleko. Nie poddawałem się jednak i uparcie próbowałem złapać z nim jakikolwiek kontakt, ale bez skutku.
~ Mikleo...? Wiem, że tam jesteś. Potrzebuję cię, musisz wrócić do siebie – mówiłem, nie poddając się. To był w końcu mój mąż, a w niego nigdy nie zwątpię. W najgorszym przypadku skontaktuję się z demonem, ale może będzie na tyle głupi, że przypadkiem wyjawi mi swoją lokalizację, albo chociaż swoje zamiary, a to już coś mi da.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz