Jak usłyszałem jego słowa trochę ręce mi opadły. Zdecydowanie gorączka przysłania mu racjonalne myślenie, innego wyjścia nie widziałem, bo przecież nie mógł być aż tak głupi. I jeszcze mówi mi, że nie jest chory... jeżeli zaraz wyskoczy mi z tekstem, że nie jest rozpalony, a napalony, to przywiążę go do łóżka, by dzieci nie musiały go takiego oglądać. Jeszcze im coś dziwnego powie, a później ja za niego będę musiał świecić oczami.
- Może i do zajmowania się domem nie potrzebujesz z bardzo głosu, to prawda, ale do opieki nad dziećmi już tak – wyjaśniłem ostrożnie wiedząc, że kiedy ma się gorączkę, to ma się problem z łączeniem najprostszych faktów. – Jak cię nie będą słyszeć, szybko wejdą ci na głowę, a wtedy już nie będziesz potrafił nad nimi zapanować.
- Ja sobie radę dam, o mnie się nie martw – wychrypiał, brzmiąc przy tym bardzo komicznie. Z jednej strony było mi go bardzo szkoda, bo doskonale wiedziałem jak to jest, kiedy boli cię gardło i nie możesz nic mówić, no a z drugiej po prostu zabawnie brzmiał. Nie chcąc go jednak dołować jeszcze bardziej, dlatego ukrywałem swoje rozbawienie.
- Teraz muszę się o ciebie martwić i cię wyleczyć, bo później nie będę miał na to czasu i sposobności – powiedziałem, gładząc go po policzku. – Dopij herbatę, a po krótkiej drzemce spróbujemy się przejść nad jezioro. Chyba, że będziesz się źle czuł, wtedy może po prostu przygotuję ci kąpiel – zaproponowałem, ze spokojem obserwując, jak krzywi się przy piciu herbaty. Niech już tak nie narzeka, bo kilka razy sam z siebie przygotowywał sobie właśnie taką z miodem, więc niech nie narzeka, tylko pije. Musiał w końcu wyzdrowieć na poniedziałek, więc za wiele czasu na to nie mieliśmy.
- Obrzydlistwo – wyburczał, oddając pusty kubek.
- Wydaje mi się, że te zioła na przeziębienie są gorsze, no ale niech ci będzie – powiedziałem, całując go w policzek. – Zaraz przyniosę ci okład i zostawię cię w spokoju.
- Mhm – wymamrotał, podczas kiedy ja opatuliłem go kołdrą. Mimo, że nie oponował, widziałem, że nie był najszczęśliwszy. I dobrze, w końcu przekona się na własnej skórze, jak to jest, kiedy wszyscy mówią ci, co masz robić i nie liczą się z twoim zdaniem.
Kiedy wróciłem do niego z okładem, Miki już zdążył zasnąć. No a tak się wzbraniał przed jakimkolwiek wypoczynkiem... kochałem go najbardziej na świecie i gdyby to było konieczne oddałbym życie, by był bezpieczny, no ale nie przepadałem za opieką nad nim, kiedy był chory, albo ranny. Od tego miał mnie, by nie musiał się niczym przejmować, tylko wypoczywać, a zamiast to robić to uparcie starł się pokazać, że nie potrzebuje odpoczynku. Ja też tak robiłem, owszem, ale ja miałem dobry powód, by tak postępować. Dbanie o rodzinę było moim obowiązkiem.
Później przyszedł czas na trochę zajęcie się dziećmi, co było okropne. Merlin absolutnie się mnie nie słuchał, uparcie powtarzając, że chce do mamy. Kochałem to dziecko, ale tego dnia miałem już go serdecznie dosyć, a dzień ledwo się rozpoczął. Dobrze, że Yuki i Emma byli w domu, to trochę nad nim zapanowali, no bo ja już nie miałem siły. Może powinienem go na coś zamienić...? Zadowoliłbym się chociażby takim tuzinem jaj, chociaż wątpiłem, by ktokolwiek za niego tyle dał. Tuzin jaj to całkiem sporo. I do ilu fajnych rzeczy się przydają.
Przed zaczęciem obiadu zdecydowałem się zajrzeć do Mikleo, by zmienić mu okład i zobaczyć, jak się czuje. Jeżeli nie będzie miał siły, to może teraz mógłbym przygotować mu kąpiel, a jeżeli poczuje się lepiej, no to po obiedzie moglibyśmy się udać nad jezioro. Nie wiem, co jeszcze mogłoby mu pomóc, gdyż nie wiem, czy to jest bardziej anielska przypadłość, czy ludzka, czy może coś jeszcze innego, ale zrobię wszystko, by tylko mu się poprawiło. Szkoda, że nie mogłem po prostu przeżyć tej choroby za niego, by się mój biedak nie musiał męczyć...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz