Zmarszczyłem brwi, uważnie się mu przyglądając. Wyglądał na zdrowego, i na pobudzonego, co mogło oznaczać, że była dzisiaj pełnia. Cudownie, tylko mi pełni do pełni szczęścia brakowało... myślałem, że troszkę sobie odpocznę, no ale nie, oczywiście, że nie, bo przecież byłoby za dobrze. Wczoraj musiałem go pilnować, by nic głupiego nie zrobił, i dzisiaj także będę musiał mieć na niego oko. I będę miał jeszcze gorzej, bo Yuki przez cały dzień będzie spał na kanapie. Wczoraj on i Emma bardzo mi pomogli przy Merlinie, który znowu miał swoje humorki. Będę musiał ich poprosić, by zostali jeszcze jutro i przypilnowali dzieci. Miki będzie nie do życia, a ja muszę wrócić do pracy, nim mnie z niej wywalą.
- Ile razy mam ci mówić, że nie mogę cię puszczać samego kiedy jest pełnia? – powiedziałem spokojnie, rozmasowując zesztywniały kark. Zdrzemnąłem się na kanapie na jakieś półtorej godziny i już całe ciało mnie bolało. I z tego co widzę, to tylko na mnie ta kanapa tak działała... zdecydowanie moje ciało troszkę się ostatnio rozleniwiło. Gdybym dalej prowadził taki podróżniczy tryb życia, raczej nie miałbym takich problemów, bo mięśnie przyzwyczaiłyby się do niewygodnych posłań, a nie do takiego cudownie miękkiego materaca, poduszki i kołdry... a może po prostu ta kanapa mnie nie lubi. Tak po prostu.
- Nie przesadzasz? Przecież nic się nie stanie – odpowiedział, bardzo zdecydowany na to pójście nad jezioro.
- Mhm, tylko demon przejmie nad tobą kontrolę i być może kogoś skrzywdzi, tak, faktycznie nic się nie stanie – burknąłem, nadal nie czując się najlepiej. I znów będę musiał mu dwadzieścia razy powtarzać, dlaczego nie może wychodzić sam, a on i tak będzie się upierał, że...
- Ale ja nad nim panuję, nie musisz się o mnie bać.
No właśnie. I tak w kółko... Teraz będę musiał być podwójnie uważny, by zająć się Merlinem, i moim niezbyt myślącym mężem. Nie mogłem być na niego zły, wiedziałem, że nad sobą nie panował, no ale to było to odrobinkę męczące, ale zdecydowanie bardziej wolałem już się z nim męczyć, niż żeby poddał się temu okropnemu rytuałowi. Wolałem się z nim męczyć i kłócić, niż żeby był taki apatyczny, nijaki i brał wszystko do siebie.
- Dla twojego i mojego spokoju lepiej będzie, jak będę przy tobie. Śniadanie jakieś chcesz? – dopytałem, przeczesując dłonią włosy. I tak już sterczały we wszystkie strony, więc moja interwencja niewiele tu zdziała.
- Chcę iść nad jezioro – burknął, oburzony moją postawą.
- Pójdziemy nad jezioro. Zrobię śniadanie dzieciom, przebiorę Merlina i pójdziemy. A ty w tym czasie poczekaj na nas – poprosiłem, wchodząc do pokoju Merlina, który już nie spał, tylko bawił się z Cosmo.
Trochę skupiłem się na Merlinie i Emmie, na moment odstawiając Mikleo na bok. Przygotowałem im śniadanie, porozmawiałem, a po zjedzeniu posiłku posprzątałem w kuchni. Emma w tym czasie pomogła Merlinowi się ubrać. Dobrze, że Yuki znalazł sobie taką wspaniałą partnerkę, no ale on też jest wspaniałym chłopakiem, wiec się dopełniają. Mikleo i ja już tak średnio, bo Miki był wspaniały, a ja... cóż, po prostu byłem.
- Mikleo, możemy... już... Miki? – zacząłem, wchodząc do sypialni, ale zaraz zorientowałem się, że nigdzie go nie było. Od razu zajrzałem do każdego innego pomieszczeniu w domu, ale nigdzie go nie było. Czy on sam poszedł nad jezioro? O ile w ogóle poszedł nad jezioro, bo znając go pewnie go tam w ogóle nie będzie... oczywiście próbowałem się z nim kontaktować, ale nie otrzymałem żadnego odzewu z jego strony. Może mnie zaskoczy i faktycznie będzie nad jeziorem, bo tak czy siak muszę wziąć Merlina na obiecany spacer.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz