Westchnąłem ciężko, gdy tylko usłyszałem jego wypowiedzi, tego akurat mogłem się spodziewać, koszmary go męczą, a on, zamiast poprosić mnie o pomoc w uporaniu się z tym problemem woli sam się męczyć z tym, co go dręczy.
- Oj Sorey - Szepnąłem cicho, podchodząc do męża, delikatnie się do niego przytulając. - Rozumiem twój strach i sny, które cię męczą. Rozumiem, że się boisz i nie jest to niczym nadzwyczajnym, każdy z nas odczuwa strach, martwiąc się o bliskich, ale po to tu jestem, aby ci pomóc, aby wesprzeć w tej trudnej dla ciebie sytuacji, dla tego proszę, nie okłamuj mnie i szczerze mów, jaki masz problem, oboje dobrze wiemy, że mogę ci pomóc, jeśli tylko powiedz mi, że tej pomocy potrzebujesz. - Odezwałem się, kładąc dłoń na jego policzku, delikatnie się przy tym uśmiechając, starając się za wszelką cenę go wesprzeć na każdy możliwy sposób.
- Ja, ja po prostu nie chce wykorzystywać twoich cudownych mocy do tak błahych rzeczy - Gdy to powiedział, wszystko stało się jasne, Sorey za bardzo martwi się o mnie, a przecież to on każdego dnia wychodzi wcześnie rano do pracy, mierząc się z różnymi zagrożeniami, które czyhają na jego drodze, czym więc jest wykorzystanie odrobiny mojej mocy, w porównaniu z ty, jak naraża się on każdego dnia.
- Sorey kotku, zdecydowanie wole bardziej użyć odrobiny mojej mocy, która miałaby pomóc ci zasnąć niż cały następny dzień zamartwiać się na śmierć, dla tego bardzo cię proszę, pozwól sobie pomóc, abym mógł jutro spokojnie czekać na ciebie całego i zdrowego dobrze? - Poprosiłem, chwytając jego dłoń, aby pociągnąć go w stronę sypialni, gdzie bez zbędnego gadania położyłem się do łóżka, zerkając na męża z widocznym wyczekiwaniem w swoich lawendowych oczach.
- Chodź do mnie, proszę - Wyszeptałem, wyciągając dłoń w stronę mojego ukochanego mężczyzny, czekając na jego przyjście do łóżka.
- Jesteś pewien? - Spytał cicho, gdy tylko chwycił moją dłoń, kładąc się obok na łóżku, wtulając mocno w moje ciało.
- Jestem jak niczego innego na ty świecie. Dobranoc kochanie - Szepnąłem, kładąc dłoń na jego czole, uwalniając swoją moc, aby sen jego stał się spokojny, a mój jutrzejszy dzień nie był aż stresujący z powodu jego nieobecności.
Dnia następnego obudziłem się sam, nie słysząc dzieci, które po wybudzeniu się ze snu chciały się bawić, nie słysząc również męża, który zapewne był już w pracy, w takiej sytuacji zastanawiając się co ze sobą zrobić, nie miałem powodu, aby wstać, nie miałem powodu, aby zacząć nowy dzień, byłem tu sam i szczerze po tylu latach nagle nie wiem, co ze sobą zrobić będąc całkowicie sam w tym dużym domu.
Wzdychając cicho, postanowiłem w końcu wstać z łóżka, umyć się przygotowując do nowego dnia, robiąc wszystko powoli, nie musząc się z niczym śpieszyć, bo i po co, obiad mogłem przygotować, znacznie później wiedząc, że męża mojego nie będzie aż do wieczora, a co za tym szło, śpieszyć się nie musiałem..
Przygotowując obiad, usłyszałem pukanie do drzwi, które przyznam, lekko mnie zaskoczyło, raczej gości się nie spodziewaliśmy, zdziwiony podszedłem do drzwi, które bez pośpiechu otworzyłem, dostrzegając za nimi kobietę, płaczącą kobietę.
- Wszystko w porządku? - Zapytałem, zaskoczony nie znając kobiety, nie wiedząc też, co ją tu sprowadza.
- Jesteś aniołem dlaczego, dlaczego mi to zrobiłeś? Odebrałeś mi mojego męża - Wydusiła, przez łzy patrząc w moje oczy.
- Słucham? To chyba jakaś pomyłka - Odpowiedziałem, niczego nie rozumiejąc.
Kobieta, słysząc, moją odpowiedz, zaczęła na mnie krzyczeć, czego nie rozumiałem, ja nic nie zrobiłem, nigdy nikomu bym nic nie zrobił.
Nie mogąc już znieść jej krzyków i rąk próbujących mnie uderzyć, zamknąłem drzwi, lekko zagubiony biorąc kilka głębokich wdechów, to na pewno tylko pomyłka nic się przecież nie dzieje. Z takim nastawieniem wróciłem do pracy, starając się zająć myśli, mając już troszeczkę dość czekania na męża, który wciąż nie wracał, oby tylko nic mu się nie stało, bo tego nie przeżyję.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz