Nie byłem do końca przekonany do słów Mikleo wiedząc, że nie może mi powiedzieć czegoś, co mnie skrzywdzi, gdyż jest aniołem. Na szczęście ja wiedziałem swoje i doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że ostatnio moje bycie mężem i rodzicem pozostawia wiele do życzenia. I nie chodzi mi tu tylko o ostatnie dnie, ale i o ostatnie tygodnie. Zachowanie Mikleo chyba najlepiej o tym świadczy, skoro sam woli spędzać czas z kociakami, niż ze mną. Nie mogę go w sumie za to winić.
- Mamy wolny dzień, a ty wolisz go spędzać w łóżku? – spytałem ostrożnie, przyglądając się mu uważnie. Raczej go znałem i sądziłem, że mając wolny dom wolałby robić inne rzeczy. Pytanie tylko, czy ja też wolałbym robić te inne rzeczy, które chciałby robić mój mąż... cóż, miałem się poprawić, więc skoro mam się poprawić, to muszę w sobie tę ochotę znaleźć.
- A masz jakiś inny pomysł? – odpowiedział pytaniem, uśmiechając się do mnie słodko i delikatnie. Uwielbiałem ten uśmiech, ale w tym momencie miałem wrażenie, że na niego nie zasługuję, zwłaszcza w tym momencie.
- No nie wiem, spacer może? – zaproponowałem, chcąc spędzić ten dzień troszkę inaczej niż na leżeniu w łóżku. Spędziłem tak ostatnie dni, więc naprawdę miałem trochę dosyć... i znów myślę o sobie, a nie o nim. W końcu Miki sam mi powiedział, że jest zmęczony, a jak jest się zmęczonym, to woli się leżeć, a nie spacerować. I właśnie z tego powodu uważam siebie za złego męża, bo jestem po prostu złym mężem. – Albo wiesz co? Zapomnij o tym. Chcesz się położyć, to się połóżmy. Może ci przygotuję jakieś słodkie przekąski? I może jeszcze przyniosę ci coś ciepłego do picia? – zaproponowałem, bardzo chcąc naprawić swój błąd.
- A jak ci powiem, że jednak chcę iść na spacer? – jego słowa trochę mnie zaskoczyły. Pewnie stwierdził, że jak ja chcę iść na spacer, to się dla mnie poświęci... niepotrzebnie mu to proponowałem, bo teraz przeze mnie będzie się męczył.
- Na spacerze nie wypoczniesz – zauważyłem, próbując go przekonać do pozostania w domu.
- Oczywiście, że wypocznę. Psychicznie. A kiedy już wrócimy ze spaceru, to wypoczniemy razem fizycznie – wyjaśnił, zbliżając się do mnie i całując mnie w policzek.
Nie miałem więc innego wyboru, jak tylko udać się z Mikleo na spacer, czego nie chciałem. Znaczy, chciałem, ale wiedziałem, że on tego nie chciał, więc i ja nie powinienem tego chcieć. Byłem na siebie zły za to, że w ogóle mu to zaproponowałem, kompletnie o tym nie myśląc. Teraz będę to sobie wypominał do końca tego dnia, jak nie tygodnia.
Spacer mijał nam bardzo spokojnie, a mimo to i tak pytałem się co jakiś czas Mikleo, czy nie jest za bardzo zmęczony i czy nie chce już wracać. Chciałem się upewnić, że nie zmusza się do niczego i wszystko jest w porządku, chociaż i tak miałem wrażenie, że zmusił się do wyjścia na ten nieszczęsny spacer.
- Możemy zatrzymać się nad jeziorem na chwilę? – poprosił, kiedy przechodziliśmy obok tego właśnie zbiornika wodnego.
- Oczywiście. Jeżeli tego właśnie chcesz – powiedziałem, nie mając z tym żadnego problemu. Mikleo od dawna nie spędzał czasu w wodzie, a powinien. To znowu przeze mnie, bo zamiast wypoczywać musiał zajmować się domem i wszystkim innym. Może chociaż odrobinkę mu wynagrodzę te okropne ostatnie dni, jakie przeze mnie musiał przeżyć. – Tylko postaraj się nie wyłowić żadnej przeklętej perły czy innego dziwnego przedmiotu – dodałem, kiedy Mikleo wskoczył do wody. Nie byłem pewien, czy mnie usłyszał, no ale trudno...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz