Szybko pijąc gorącą kawę, co nie było wcale takie łatwe, podkręciłem głową, nie mogąc się na to nie zgodzić. Mikleo już wczoraj zasugerował mi, że to ja powinienem na to iść i już się na to psychicznie nastawiłem. Zresztą, jak nie pójdę na to dzisiejsze zebranie, to będę musiał już na pewno pójść na to późniejsze, więc wolałem to jak najszybciej odbębnić i mieć już spokój na jakiś czas.
– Nie martw się, zajmę się tym – przyznałem, odkładając kawę i biorąc dwa gryzy kanapki, zerkając na zegarek. Trochę mi się dzisiaj zaspało, ale za to nie budziłem się w nocy. Nie wiem, czy to dlatego, że kociaki były dzisiaj cicho, czy spałem snem tak mocnym, że nic nie słyszałem, pewien nie byłem. – Musimy się zbierać. Misaki, gotowa? – zapytałem, zerkając w stronę dziewczynki, która właśnie kończyła herbatkę.
– Może coś ci do pracy przygotuję? – dopytał Miki chyba trochę zmartwiony tym, że zjadłem tak mało, chociaż to nie była prawda, gdyż zazwyczaj śniadań nie jem, a skoro nie jem śniadań, to te dwa dzisiejsze gryzy to już było dużo.
– Nie trzeba, Owieczko. Wrócę to coś jeszcze zjem przed tym zebraniem – obiecałem, podchodząc do niego i całując w czoło. – Czekam na ciebie w korytarzu – dodałem, zwracając się do Misaki. Ja tam się mogłem troszkę spóźnić, w końcu pracę zaczynam nie patrolem, a ćwiczeniami, więc tam nic bardzo złego by się nie stało, ale Misaki w szkole musiała być na czas.
Dzisiejszy poranek minął mi bardzo szybko, to i cała reszta dnia wyglądała podobnie. Nim się obejrzałem, kończyłem już pracę i musiałem wracać szybko do domu, by coś przekąsić przed tym nieszczęsnym zebraniem i już zaraz znów musiałem wychodzić. Mikleo jeszcze próbował mnie przekonać, że może to on pójdzie, no ale nie chciałem go słuchać. Jedyne, co się ciągnęło, to właśnie to zebranie, z którego w sumie to nic nie wyniosłem, a jedynie wydałem pieniądze, bo była jakaś tam składka. Zabawnym było dla mnie trochę to, że byłem jedyny facetem, który tu był, co niektóre mamy nawet chwaliły mówiąc, że to niecodzienne, że ojcowie interesują się tak bardzo życiem dzieci. No ja się bardzo interesuję życiem moich dzieci, tylko nie mówię o tym głośno.
Do domu wróciłem nieco padnięty, a i tak wiedziałem, że to jeszcze nie koniec. Musiałem zabrać jeszcze Cosmo na spacer, i porozmawiać z Mikim na temat tego przyjęcia urodzinowego Merlina. Nie mogłem zostawić wszystkiego na jego głowie. Wystarczy, że zabrał się za planowanie tego wszystkiego, teraz moja kolej, by ten plan w życie wprowadzić. Zawsze tak było, Mikleo był mózgiem, gdyż był znacznie mądrzejszy ode mnie, a ja tylko wykonywałem jego polecenia, bo byłem tym głupszym i tylko do tego się nadawałem. W sumie, czasem nawet nie potrafiłem jego poleceń wykonać...
- Wyglądasz okropnie – usłyszałem, kiedy w końcu wróciłem i zabrałem się za przygotowanie sobie herbatki.
- Wszelkie reklamacje proszę kierować do moich rodziców, ja wpływu na mój wygląd nie mam żadnego – powiedziałem, krojąc cytrynę, bo czymże byłaby herbata bez cytryny? Ewentualnie jeszcze z sokiem malinowym, no ale tego akurat nie mieliśmy w domu.
- Masz, na przykład poprzez odpowiednie odżywianie się. Albo wysypianie się – zasugerował mi, na co westchnąłem cicho.
- Nie mogę jeszcze iść spać. Muszę Cosmo wyprowadzić na spacer, i upewnić się, czy Misaki zrobiła zadania domowe, i jeszcze porozmawiać z tobą o tym przyjęciu... no trochę rzeczy do zrobienia jeszcze mam, a wyśpię się po śmierci – zażartowałem, uśmiechając się delikatnie.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz