Jego słowa były bardzo miłe i powinny podnieść mnie na duchu, ale wbrew pozorom, poczułem jeszcze większe wyrzuty sumienia. Nie dość, że przeze mnie nie śpi, to jeszcze się o mnie martwi, kiedy w ogóle nie powinien. Dodatkowo czułem wstyd z powodu mojego strachu. Byłem w końcu głową rodziny, musiałem o nią dbać i bronić, a nie się bać.
Nim bardziej pokrążyłem się w ponurych myślach poczułem, jak mój mąż mocniej chwycił mocniej moje dłonie, zwracając tym samym moją uwagę na jego wspaniałą osobę. Był naprawdę niesamowity, a ja na niego nie zasługiwałem. Jak bym mógł, skoro nie byłem w stanie go obronić.
- Połóżmy się – poprosił, jedną ze swoich dłoni kładąc na moim policzku. Była trochę mokra przez to, że wcześniej trzymał mnie za ręce, które właśnie myłem z krwi, którą widziałem we śnie. Zresztą, cały czas miałem wrażenie, że ich nie domyłem po wczorajszej tragedii.
- Nie wydaje mi się, że uda mi się zasnąć – przyznałem, siląc się na uśmiech, który tak niezbyt mi wyszedł, z tego co zdołałem zauważyć kątem oka w lustrze.
- O to się nie musisz martwić, pomogę ci w tym. I we wszystkim innym, czego tylko będziesz potrzebował – wyjaśnił, uśmiechając się do mnie znacznie ładniej niż ja do niego.
- Nie chcę cię wykorzystywać – wyjaśniłem, nie będąc za bardzo przekonany do tego pomysłu. Nie chciałbym, by Mikeo zużywał na mnie swoją bezcenną moc i marnował swoją energię. Są zdecydowanie inne, lepsze rzeczy, na które mógłby wykorzystywać swoją niezwykłość.
- Zapewniam cię, że w ten sposób możesz mnie wykorzystywać, ile chcesz – odparł niezrażony, podając mi ręcznik, bym wytarł ręce.
Nie do końca czułem się z tym dobrze, ale wytarłem te nieszczęsne ręce i poszedłem za nim z powrotem do pokoju. Mimo, że już to dzisiaj w nocy robiłem, zatrzymałem się na chwilę przy pokoju Misaki, tak po prostu sprawdzają, czy jest wszystko w porządku. Może odrobinkę przesadzałem i byłem przewrażliwiony na punkcie jej bezpieczeństwa, ale nie przeżyłbym, gdyby przez moją niekompetencję coś jej się stało. Nawet wszedłem do jej pokoju, by poprawić ostrożnie jej kołdrę, która trochę zsunęła się z jej ciała. Jeszcze by się wyziębiła przez noc, a na to pozwolić nie mogłem. Mimo, że na zewnątrz już robiło się coraz to cieplej, to w domu jeszcze najcieplej nie było.
Mikleo przez cały czas czekał na mnie przy drzwiach, czego niezbyt rozumiałem. W końcu mógł już dawno pójść do sypialni, a zamiast tego stał w progu i przyglądał się mi z delikatnym uśmiechem na ustach. Też nie za bardzo wiedziałem, skąd u niego ten uśmiech, bo przecież nie zrobiłem nic takiego. Ale to lepiej, by się uśmiechał, niż żeby się martwił.
- Naprawdę nie musisz tego robić... – zacząłem, kiedy już położyłem się na łóżku, a Miki zbliżył się do mnie, kładąc dłoń na moim czole.
- Nie muszę, ale chcę. Poza tym, nie pozwolę ci siedzieć całą noc, jutro czeka nas podróż. Dobranoc – dodał, całując mnie w czubek nosa i nim się zorientowałem, zdołałem zasnąć.
Kiedy późnym rankiem otworzyłem oczy, nie było nikogo obok. Nie byłem z tego zadowolony, musieliśmy przecież dzisiaj odprowadzić dzieci, nie mogłem tak marnować czasu na sen. Nie do końca wyspany i w średnim humorze zszedłem szybko na dół mając nadzieję, że Miki nie postanowił sam odprowadzić dzieci. Albo że to coś włamało nam się w nocy, podczas kiedy ja spałem...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz