Widząc, jak bardzo mój mąż wyglądał na padniętego, po prostu do niego podszedłem i go przytuliłem, gładząc go po włosach. Moje biedne słońce, ten dzisiejszy dzień zmęczył go nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Ten dzień zdecydowanie nie należał do najlepszych zarówno dla mnie, jak i dla niego. I chciałbym go pocieszyć, powiedzieć, że jutro będzie lepiej, ale oboje doskonale wiedzieliśmy, że wcale lepiej nie będzie. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że będzie tylko gorzej, no ale kto wie, co nam przyniesie kolejny dzień. Może nas jakoś pozytywnie zaskoczy...?
- Powinieneś się położyć – powiedziałem łagodnie, nie przestając gładzić jego włosów.
- Powinniśmy się położyć. Oboje – poprawił mnie, odsuwając się od mojego ciała. Czy ja powinienem się położyć? Nic innego chyba do zrobienia nie było. Kuchnię posprzątałem, zwierzaki nakarmione, Cosmo także był w domu. Nie chciałem go zostawiać na całą noc na zewnątrz nie wiedząc, co czai się w mroku. Co prawda żadnych wypatroszonych zwierząt nie znaleźliśmy, ale nie chciałem ryzykować życiem naszego kochanego psiaka, który ostatnio i tak za łatwo nie ma przez to, że praktycznie nie chodziliśmy na spacery. W sumie to bym go wziął, o ile Miki wcześniej nie zjadłby mnie żywcem.
- No nie wiem, może jeszcze powinienem upewnić się, że wszystko jest zrobione... – zacząłem, niekoniecznie chcąc się zgodzić. Miałem poczucie, że strasznie mało dzisiaj zrobiłem, podczas kiedy Miki zrobił za dużo.
- Wszystko jest zrobione, a teraz chodź – powiedział, chwytając mój nadgarstek i prowadząc do łazienki.
Nie mają jednak nic innego do roboty poszedłem posłusznie za nim, nie mając za bardzo siły na jakiekolwiek spory. Byłem zmęczony tym dniem, najpierw ten koszmar, później ta dziewczynka... już na samo wspomnienie jej martwych oczu czułem nieprzyjemny dreszcz przebiegający po moich plecach. Powinienem się skupić na tym, by jak najlepiej wykorzystać moc, którą podarował mi Mikleo, jakoś ją wzmocnić... tylko jak? Zauważyłem, że Serafiny znacznie ją podbijały, no ale nie byłem już pasterzem i pakt z Mikim w zupełności mi wystarczy, ale musi być coś, co mógłbym zrobić sam, by podbić tę moc. Tylko co... trenować nie mogłem, bo jak miałbym to robić? Po myciu oczywiście poszliśmy do sypialni i położyliśmy się do łóżka, nie rozmawiając już za bardzo o tym paskudnym dniu.
Ta noc znów nie była dla mnie spokojna. Tym razem we śnie odtwarzałem wydarzenie z poprzedniego dnia, ale zamiast obcej mi dziewczynki próbowałem uratować Misaki, a w rolę zrozpaczonej, wściekłej matki wcielił się Mikleo. Nic dziwnego, że obudziłem się znów w środku noc, przerażony do grani możliwości z sercem bijącym tak szybko, że miałem wrażenie, że zaraz mi wyskoczy. Albo się zatrzyma. Albo jedno i drugie.
Zerknąłem na męża, który leżał obok mnie, ale wydawał się spokojnie spać. To nawet i lepiej, znów by się martwił, a tego bardzo bym nie chciał. Strasznie był wczoraj zmęczony więc najlepiej, by teraz sobie wypoczął. A ja, zamiast siedzieć z nim tutaj, wstałem i poszedłem do łazienki, by przemyć mokrą od potu twarz i trochę się uspokoić. Zanim jednak to zrobiłem, zajrzałem do pokoju Misaki, by upewnić się tak dla świętego spokoju, że wszystko z nią w porządku. Jak dobrze, że już wkrótce będę mógł je zaprowadzić do babci, bo przecież gdybym chodził do pracy, to któregoś dna zmartwiłbym się na śmierć.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz