Informacja o wywiadówce trochę mnie zaskoczyła, gdyż raczej na takie spotkania nie chodzimy. A przynajmniej ja nie chodzę, bo i po co? Misaki w szkole zachowuje się dobrze, oceny ma dobre, żadnych problemów nie sprawia, więc i po co miałbym na to chodzić...? Od kiedy Miki jest widoczny czasem chodził na te spotkania, ale ja się jakoś nie kwapiłem.
– A obecność któregoś z nas jest wymagana? – zapytałem, niezbyt bardzo chcąc się tam udać. Nie muszę słuchać pochwał z ust innych by wiedzieć, że moja córeczka jest niesamowita. Ja to wiem, odkąd pojawiła się w naszym życiu.
– Dobrze by było, gdybyś raz na jakiś czas się pokazywał w szkole – powiedział Mikleo ewidentnie sugerując mi, że mam tam iść. Skoro Miki już mi to sugerował, to chyba nie mam wyjścia.
– A o której to godzinie? – zapytałem, pomagając mu w rozpakowaniu zakupów. Nie za bardzo wiedziałem, po co było mu aż tyle rzeczy, no ale jak chciał, tak zrobiłem. Najwidoczniej on miał jakiś konkretny pomysł na przyjęcie, więc już mu się nie będę wcinał, tylko zrobię to, o co mnie poprosi.
– O siedemnastej – odparł, a ja powoli pokiwałem głową. O szesnastej kończę pracę, po piętnastu minutach będę w domu, szybko zjem obiad i już będę musiał wychodzić. Trochę się będę musiał spieszyć, za czym nie przepadam, no ale skoro Miki mnie o to poprosił... Najwyżej później będę miał świetną wymówkę, by na wywiadówki nie wchodzić. – Siadaj, odgrzeję ci obiad – poprosił, kiedy w końcu każdy produkt był na swoim miejscu.
Po chwili w kuchni pojawiły się dzieci, które radosne przywitały się ze mną i zaraz zaczęły opowiadać o kociakach, zadając mi przy tym szereg pytań; a kiedy zaczną chodzić, kiedy oczy otworzą, kiedy będą mogły je wziąć na ręce... czy ja im wyglądam na encyklopedię wiedzy o kotach? Wiem tyle, ile sam zaobserwowałem i usłyszałem od innych, ile w tym prawdy, to jednak nie wiem. Mimo lekkiej irytacji, bo ileż można gadać o małych kotkach, zacząłem spokojnie odpowiadać na ich pytania, a przynajmniej na te, na które potrafiłem. Dzieci całkowicie były skupione na kociakach, przez co niezbyt chciały spędzać czas z nami, albo chociaż ze mną, bo z mamą jeszcze mogły czas trochę pospędzać, ale kiedy ja już wróciłem, Coco wypoczęła, a skoro Coco wypoczęła, to mogą posiedzieć przy niej i się pozachwycać zarówno nią, jak i jej dziećmi. Z jednej strony to niesamowite, że zarówno Merlin jak i Misaki potrafiły spędzać czas na takim zwyczajnym wpatrywaniu się w kociaki, a z drugiej smutne, że wolą spędzać czas właśnie w ten sposób, a nie ze mną.
- Rozglądałeś się za prezentem? – usłyszałem, kiedy dzieci zniknęły na górze, a ja i Mikleo zostaliśmy sami na dole, przynajmniej na razie, bo zaraz zamierzałem wziąć Cocmo na spacer.
- Hmm? A, tak, widziałem kilka ładnych maskotek... – i tu zacząłem mu pokrótce wyjaśniać, co dzisiaj zaobserwowałem na targu. Maskotek było multum, tradycyjne misie, jakieś kotki, pieski, a przemknął gdzieś mi nawet jakiś szop czy lis. Może opisy z mojej strony najlepsze nie były, a już w ogóle najlepiej by było, gdybyśmy wybierali ten prezent razem, no ale to za bardzo możliwe w naszym wypadku nie było. Gdyby tylko ktoś na chwilę został z Merlinem... – Zawsze też sam możesz się przejść na rynek, a ja zostałbym w międzyczasie z dziećmi – zakończyłem, uśmiechając się delikatnie. – Wezmę Cosmo na spacer, dzieciaki chyba trochę o nim zapomniały.
- Są zafascynowane kociakami, kilka dni i im minie – stwierdził Mikleo, no ale ja nie byłem taki przekonany.
- Chyba kilka miesięcy, dopóki nie dorosną – mruknąłem, niezbyt zadowolony. Póki kotki będą małe i słodkie, będą w centrum uwagi, no a jeszcze przez jakiś czas właśnie takie będą. Chociaż według mnie za bardzo słodkie teraz nie były, ale byłem odosobniony w tej opinie.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz