Nie do końca mu w to uwierzyłem, jego ręce trzęsły się, jakby coś go przeraziło, a to oznaczało, że coś mu się złego śniło i zamiast od razu mi to powiedzieć stara się udawać, że wszystko jest dobrze, a nie jest i to mnie najbardziej martwi.
- Sorey skarbie bez obrazy, ale widzę, że kłamiesz, coś się stało? Koszmar prawda? Coś złego ci się przyśniło, opowiesz mi? - Zapytałem, patrząc na jego odbicie w lustrze, nie ukrywając zmartwienia, coś było nie tak i oboje doskonale to wiedzieliśmy.
- To nic takiego nie martw się o mnie, mi naprawdę noc nie będzie - Zapewnił mnie, wycierając twarz porządnie ręcznikiem.
- Oczywiście jak zawsze nic takiego, a to, że nie możesz spać to tylko taki drobny szczegół - Odezwałem się, podchodząc do niego bliżej, kładąc dłonie na jego ramionach, nie odrywając wzroku od jego twarzy, chcąc przez cały czas przyglądać mu się z uwagą, szczerze się o niego martwiąc, nie chcąc, aby się przejmował, doskonale już go znając. Pewnie znów za bardzo się martwi, z powodu czego nie może spać w nocy.
- Ja po prostu się o ciebie martwię, boję się, że to coś zrobi krzywdę tobie lub naszym dzieciakom a tego naprawdę nie chciałbym przebywać - Wyznał, odwracając się w moją stronę, mocno mnie do siebie przytulając, tak jakby bał się, że zaraz mnie straci, a przecież to nie prawda nie jestem byle kim, ja naprawdę byłem w stanie obrobić i siebie i dzieci a on, mimo że to wiedział, wciąż się martwił, biedaczek za bardzo przejmuje się mną a za mało sobą, a to niezdrowe. Tak bardzo bym chciał, aby to wreszcie zrozumiał, przestając się i mnie martwić, ja sobie poradzę, mi nic nie będzie, a on niech w końcu zadba o siebie, bo w końcu się wykończy, a wtedy naprawdę nie będzie w stanie nas ochronić.
- Sorey, kotku bardzo cię proszę, nie myśl o tym, przecież jesteśmy bezpieczni, ty o nas dbasz, a ja wiem, że nie zawiedziesz - Wyszeptałem, wstając na palcach, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku, głaszcząc go po policzku. - Kocham cię, wiesz o ty? - Zapytałem, uśmiechając się do niego, delikatnie głaszcząc po policzku, chwytając jego dłoń. - Chodźmy się położyć - Poprosiłem, od razu dostrzegając niechęć z jego strony.
- Ja już i tak nie zasnę - Mruknął, patrząc w moje zmartwione oczy.
- To chociaż się ze mną połóż dobrze? Bardzo cię proszę - Ugiął się po mojej prośbie, idąc za mną do sypialni, gdzie bez większych dyskusji położył się obok, wtulając mocno w moje ciało, co pozwoliło mi położyć dłoń na jego czole, uwalniając moc, która pozwoliła mojemu mężowi jeszcze na chwile zamknąć swoje oczy, odpływając do krainy Morfeusza.
Oczy otworzyłem zaledwie kilka minut później, a tak mi się wydawało, w końcu minęły trzy godziny, nim znów podniosłem się z łóżka, dostrzegając brak męża, no tak zapewne już wyszedł z domu do pracy, a ja znów pozostaję sam z dziećmi, ostatnimi czasy tylko to robię.
Nie narzekając na moje życie, które jest takie, jakie sobie sam zaplanowałem, wstałem z łóżka, idąc do łazienki, gdzie szybko ogarnąłem się, nim zszedłem do kuchni, gdzie ku mojemu zaskoczeniu znajdował się mój mąż.
- A ty jeszcze nie w pracy? - Spytałem, zdumiony zerkając na zegarek, no tak jeszcze miał troszeczkę czasu czego nie zauważyłem wciąż zaspany.
- Nie owieczko, jeszcze mam chwile, dlaczego nie śpisz? - Dopytał, podchodząc do nie, całując delikatnie w policzek.
- Jakoś tak nie potrafię nigdy bez ciebie spać - Wyznałem, przytulając się do niego, wtulając w jego ciało, ciesząc się z jego obecności.
- Na pewno musisz pójść dziś do pracy? Martwię się o ciebie i o to, co może ci się stać, gdy to coś zaatakuje w ciągu dnia - Przyznałem, szczerze zmartwiony tym wszystkim, co działo się każdego następnego dnia, w mieście nie wiedząc jednocześnie jak uchronić osoby, które kocha, przed tym, co kryje się w mroku..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz