Rozumiałem go doskonale, rozumiałem jak nikogo innego na tym świecie, mój mąż zawsze się o mnie martwił tak jak i ja o niego a mimo to nie chciałem, aby się mną przejmował, ja przecież siedzieć iw radziłem, mimo że nie było łatwo, świetnie sobie radziłem, a przynajmniej świetnie udawałem przed moim mężem, nie chcąc, aby ten widział, jak bardzo boli mnie to, co się dzieje.
- Nie musisz się o mnie martwić, ja tutaj mam co robić, mam Cosmo i Coco no i Figla, Cindy i Candy - Wyznałem, czym lekko zaskoczyłem mojego męża.
- Chwileczkę Candy, Cindy i Figiel? Kto to taki? - Dopytał, odsuwając się ode mnie, przyglądając mi się uważnie, najwidoczniej obawiając się, że wymyśliłem sobie kolegów czy coś w tym stylu.
- Nasze małe kotki ten rudo czarny to chłopiec i już próbuje rozrabiać, mimo że nie potrafił jeszcze za bardzo a tak naprawdę w ogóle chodzić, dla tego nazwałem go Figiel, a dwa pozostałe kociak to kotki, biała z plamką to Candy a ta druga to Cindy, tak jakoś nadałem im imiona, które oczywiście mogą zostać zmienione, mi po prostu lepiej rozmawia się do nich za pomocą imion - Wyznałem, uśmiechając się do męża, który mimowolnie położył dłoń na moim czole. Sprawdzając, czy aby na pewno nie mam gorączki, ale dlaczego? Przecież nie robię niczego złego.
- Powiedziałem coś nie tak? - Zapytałem, nie rozumiejąc jego zmartwienia.
- Jesteś samotny prawda? - Na to pytanie kiwnąłem mimowolnie głową, nie mając powodu, aby go okłamywać, tak było i to jest fakt, którego nie da się ukryć. Bez dzieci było tu cicho i pusto a ja, aby nie oszaleć, gadałem ze zwierzakami, które za wszelką cenę starały się mi pomóc w osamotnieniu. - Powinieneś iść do zamku - Drążył dalej, a ja mimo wszystko uparcie trzymałem się swojego, nie chcąc podziać się do żadnego zamku, tu było mi dobrze i nie zamierzam tego zmieniać.
- Nie chce Sorey, zostaje tu w domu - Zapewniłem go, patrząc w jego oczy, kładąc dłonie na jego koszulę. - A teraz już, proszę, zdejmij ubranie i wchodzi do wody - Poprosiłem, samemu zdejmując jego koszulę, chcąc już wejść do domu.
- Ale tam będzie.. - Chciał dokończyć i pewnie by to zrobił, gdyby nie moje usta łączące się z jego w namiętnym pocałunku.
- Nie chce już o tym rozmawiać - Odezwałem się, zdejmując swoje ubrania, nim wszedłem do wody, czekając aż mój mąż, zdejmie swoje spodnie, wchodząc za mną do wody, relaksując się wraz ze mną w ciepłej wodzie, ciesząc się swoim towarzystwem, nim woda stała się zimna a my zmęczeni od razu poszliśmy spać, wtuleni w swoje ciała życząc sobie dobrej nocy.
Następnego dnia rano obudził mnie głodne pukanie do drzwi, zaskoczony wyszedłem z sypialni, słysząc rozmowę mojego męża z jakimś mężczyzną. Nieznany mi człowiek sądził, że uprowadziłem jakieś dziecko nocą, gdy ja naprawdę spałem w łóżku z mężem, nic nie zrobiłem, dlaczego wszyscy myślą, że to ja?
Sorey trzasnął drzwiami, kończąc rozmowę z mężczyzną, zapewne mając już dość tej całej sytuacji, to tak jak i ja.
Dlaczego oni mnie obwiniają?
Nie chcąc, aby mój mąż dostrzegł, że tu stoję, wróciłem do pokoju, wtulając się w poduszkę, nakrywając kołdrą, tak strasznie chciałbym, aby to wszystko się już skoczyło a ludzie przestali mnie obwiniać za całe zło tego świata.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz