Na słowa mojego męża zastanowiłem się, czy tak naprawdę w ogóle chce brać kąpiel lub zgadzać się na masaż. Szczerze mówiąc, kąpiel nie była mi w tej chwili potrzebna, na to przyjdzie czas wieczorem, a jeśli mowa o masażu też nie czułem takiej potrzeby.
- Nie dziękuję, nie chce ani się myć, ani nie potrzebuje masażu - Przyznałem, mówiąc mu prawdę, nie mając powodu, aby kłamać, to nie była atrakcją, na którą miałem ochotę podczas nieobecności naszych dzieci, szczerze to na nic nie miałem ochoty, chciałem siedzieć z kotkami, przynajmniej one sprawiając, że moje ciało znów drży, oczywiście nie z podniecenia a radość, te małe kuleczki przyniosły mi mnóstwo radości, zmieniając moje monotonne życie.
- Na pewno? - Na to pytanie kiwnąłem głową, biorąc w dłonie jedno z małych kociąt, uśmiechając się do niego łagodnie.
- Oczywiście, kąpiel zażyje wieczorem, a na masaż nie mam ochoty - Wytłumaczyłem, odkładając to małe kociątko do legowiska.
- Rozumiem, co w takim razie chciałbyś zrobić? - Po jego pytaniu zmarszczyłem brwi, myśląc nad odpowiedzią, na co miałem ochotę? Jak zawsze na zbliżenie, ale to odpada z wiadomych przyczyn, prosić się znów nie chce, ostatnim razem zasnął od razu po kąpieli, gdy ja miałem ochotę na coś więcej, tym razem nawet już o tym nie myślę, zdecydowanie bardziej wolę już nic nie robić niż znów się prosić i nic z tego nie uzyskać.
- Nie wiem, planuje odpocząć, jakoś tak nie miałem ostatnimi czasy na to okazji, robiąc wszystko to, co robić musiałem - Wyznałem, głaszcząc Coco, która tak przyjemnie mruczała, prosząc o więcej atencji. Słodka kotka i od razu uśmiech sam pojawił się na twarzy.
- Przepraszam to moja wina - Oo jego słowach doznałem lekkiego szoku jak to jego wina? Kiedy ktoś powiedział coś takiego, powodując jego poczucie winy, przecież ja sam nigdy nie powiedziałem nic takiego, co więcej sam kazałem mu odpoczywać, tak więc nie powinien raczej zachowywać się, a raczej mówić nic tak nielogicznego.
- Twoja? A kto powiedział, że to twoja wina? - Dopytałem, wstając z ziemi, odwracając swoje ciało przodem do męża, przyglądając mu się uważnie.
- Nikt nie powiedział, ja po prostu wiem, że to moja wina, gdybym nie osłabł, wszystko byłoby dobrze, jestem fatalnym ojcem i mężem, zawodzę na całej linii - Gdy to mówił, westchnąłem cicho, kładąc dłonie na jego policzkach, łącząc nasze usta w delikatnym, lecz namiętnym pocałunku.
- Sorey skarbie, jesteś cudownym człowiekiem, którego ojcem kochają dzieci i mężem, którego kocham od wielu, wielu lat, mężem, na którym zawsze mogę polegać i który zawsze robi wszystko dla dobra ukochanych osób - Wyznałem, mówiąc to prosto z serca, głaszcząc go po policzku.
- Tylko tak mówisz, aby mnie pocieszyć - Wyszeptał, spuszczając wzrok, najwidoczniej naprawdę cierpiąc z tego powodu.
- Kotku, daj spokój, gdybyś był złym mężem, nie trwałbym przy tobie tyle lat i na pewno nie dałbym ci dwójki dzieci. Kocham cię bez względu na to czy twoje ciało się zmienia, czy też nie, kocham twoje wnętrze, bo ono jest dla mnie najważniejsze i dla tego proszę, nie obarczaj się niczym, co nie jest twoją winą - Wyznałem, składając delikatny pocałunek na czubku jego nosa. - Chodźmy, położymy się, nie często mamy czas na spędzenie czasu w łóżku bez dzieci, które pragną naszej uwagi - Dodałem, uśmiechając się łagodnie do ukochanego męża na całym moim świecie.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz