Jakoś tak dziwnie się dziś czułem bez nadmiernego zmęczenia, które doskwierało mi zazwyczaj dnia następnego, czy to źle? Absolutnie nie, jest to całkowicie nowe, ale przyjemne doznanie, przynajmniej dzięki niemu będę w stanie zajmować się dziećmi, domem i zwierzakami. No i znów powracamy do codziennej monotonii jak mi niezmiernie miło z tego powodu.
- Coś czuje, że zdecydowanie lepiej od ciebie, nie powinieneś pozostać tu sam na noc, coś mogło cię zaatakować albo nie wiem, zaraz się okaże, że jesteś chory - Wyznałem, nie ukrywając zmartwienia, stanę mojego męża, który może się pogorszyć w każdej chwili z powodu spania na zimnej ziemi i dworze.
- Mną nie musisz się przejmować moja mała owieczko, najważniejsze, że ty czujesz się dobrze, a teraz proszę, wracajmy do domu, muszę się przebrać i najprawdopodobniej pójść już do pacy - Odezwał się, chwytając moją dłoń, delikatnie całując jej wierzch, ciągnąc nie za mocno za sobą w stronę domu.
Domu gdzie faktycznie miał czas tylko na przebranie się, wypicie ciepłej kawy i zjedzenia kanapki, do której go troszeczkę zmusiłem, dopiero wtedy wypuszczając z domu, życząc mu i córce miłego dnia samemu idąc na chwile do łóżka, miałem czas, dla tego bardzo chciałem z tego czasu skorzystać, nim znów będę musiał zajmować się moją małą rodzinką.
Dzień dzisiejszy mimo wszystko był dla mnie znacznie prostszy, przebywanie w wodzie podczas pełni nie wymęczyło mnie, tak jak zazwyczaj wymęczyć potrafiła mnie pełnia, dla tego z anielską cierpliwością potrafiłem znieść humorki synka, który płakał, bo nie chciałem wsiąść go na ręce, a on przecież chciał, najgorszą awanturę zrobił mi, gdy wyszliśmy na dwór, a on nie chcąc pozostać z Yukim, poszedł ze mną, całą drogę płacząc, bo mama jest zła i na ręce wziąć nie chce. Jest mi tak z tym źle, że aż w ogóle nie jest źle.
- Jeszcze raz mnie uderzysz, a ostrzegam, że jak ja ci odda, to cię zaboli - Odezwałem się do synka, rozkładając talerze na stole, w tej samej chwili dostrzegając męża wchodzącego do kuchni. - O dzień dobry kochanie, co tak wcześnie dziś? - Zapytałem, podchodząc do niego, całując delikatnie jego usta.
- Cześć owieczko, nie było potrzeby, abym tam jeszcze dłużej siedział, dla tego szef wysłał mnie do domu - Wyznał, kładąc delikatnie swoją dłoń na moim policzku.
- To cudownie, zjemy ostatni wspólny posiłek z Yukim i Emmą, jutro już nasz opuszczają i kto wie, może zabiorą tego diabła ze sobą - Mówiąc ostatnie słowa, spojrzałem na syna, który krzyknął głośno, jaki to jestem zły rodzicem. - Jak ci tak źle to cię oddam bratu i będę miał od ciebie spokój - Burknąłem, podchodząc do ognia, zdejmując z niego ciepłą zupę rybną, mając nadzieje, że im to zasmakuje, bo w końcu robię to pierwszy raz, a nie zawsze wszystko musi mi wyjść.
- Czemu on tak płacze? - Zapytał, lekko zdezorientowany Sorey, który uważnie przyglądał się naszemu dziecku.
- Bo mama jest zła i okropna, bo nie chciała i wciąż nie chce wziąć na ręce, nie będzie niczego wymuszał na mnie płaczek, a jak się zaraz nie uspokoi, to zamknę go w pokoju i będzie ta siedział aż się nie uspokoi - Wyjaśniłem, ignorując syna, który nie chciał przestać płakać, co gorsze, gdy przyszła Misaki przywitać się z tatą i Merlin w złość uderzył ją, nie przejmują się nawet obecnością taty.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz