Zbudziłem się w środku nocy, nie czując obecności męża, co przyznam, lekko mnie zaskoczyło, gdzie on był i dlaczego nie spał? Zmartwiony tym, że go nie ma, wstałem zaspany z wygodnego łóżka, wychodząc z sypialni, dostrzegając światło w łazience, czyżby znów męczył go koszmary? To bardzo prawdopodobne w końcu przejął się tym dzieckiem, które zmarło mu na rękach.
- Sorey? - Cicho wypowiedziałem imię męża, wchodząc do łazienki, przyglądając się mężowi w odbiciu lustrzanym.
- Tak? - Odpowiedział niemrawo, przemywając dłonie w wodzie, tak dokładnie jakby coś na nich miał, a to już akurat było dziwne.
- Dlaczego nie śpisz? Coś się stało? - Zapytałem, podchodząc do niego bliżej, delikatnie przytulając się do pleców, martwiąc się o niego.
- To tylko złe sen nie przejmuj się, powinieneś się wyspaść - Powiedział, w tym wszystkim przejmując się za bardzo mną, a to w tej chwili on potrzebował pomocy, a nie ja.
- A ty nie? Męczy cię koszmar? - Zapytałem, w zamian dostając tylko ciszę, która wystarczyła mi, abym zrozumiał, co tak właściwie się dzieje. - Chcesz o tym ze mną porozmawiać? - Dodałem po chwili, zerkając na męża, tak bardzo chcąc mu pomóc, nie potrafiąc znieść tego widoku, tak strasznie chciałbym, aby to wszystko się już uspokoiło, mając wszystkiego równie dość co i mój ukochany mąż.
- Nic mi nie jest naprawdę - Kłamał i myślał, że ja o tym nie wiem, a przecież sam uczył mnie, że kłamstwo jest bardzo źle. A skoro jest źle, to dlaczego sam je stosuje? Nie ważne teraz kłócić się z nim nie będę, nie teraz, nie w tej chwili.
- Oczywiście, a ja wcale nie widzę twoich trzęsących się dłoni - Zwróciłem uwagę na jego dłonie, które dotknąłem, aby chociaż troszeczkę je uspokoić.
- Nie chce, abyś się o mnie martwił - Wyszeptał, odwracając głowę gdzieś w bok, nie chcąc, abym widział, jego strachu w zielonych oczach.
- Sorey skarbie, nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale martwię się jeszcze bardziej, gdy nie mówisz mi, co ci dolega. Więcej, jeśli naprawdę nie chcesz, abym się o ciebie martwił, proszę, powiedz mi, co cię trapi, a wtedy razem się z tym uporamy - Wyszeptałem, kładąc dłonie na policzkach męża, zwracając jego uwagę tylko na sobie, chcąc, aby przez cały czas patrzył w moje lawendowe oczy.
- Śniłam mi się sytuacja z dziś, tylko zamiast tej obcej mi dziewczynki na rękach trzymałem Misaki a ty, obwiniałeś mnie za śmierć dziecka - Wyznał, a ja wszystko już zrozumiałem, mój biedny Sorey ta sytuacja naprawdę się na nim odbiła, szkoda mi go, na pewno ciężki jest żyć z takim poczuciem winy.
- Kotku, gdyby coś stało się naszej małej córce, obwiniać mógłbym tylko i wyłącznie siebie, to ja w końcu jestem odpowiedzialny za nią, gdy ty ciężko pracujesz, chroniąc nasze miasto przed intruzami, dla tego proszę, nie myśl, że kiedykolwiek będę miał do ciebie o coś pretensje. Wiem, że bardzo przeżyłeś tę sytuację, która miała miejsce dnia wczorajszego, Ale pamiętaj o tym, że jestem tu dla ciebie i jeśli cała ta sytuacja za bardzo cię dobije, porozmawiaj ze mną, może to niewiele, ale ja ze wszystkich sił Postaram się zrobić wszystko, abyś przestał myśleć, o tym, co się wydarzyło, a nie było twoją winą.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz