Jeszcze przez chwilę zastanawiałem się, jak wiele ryzykuję, ufając mu jedynie na słowo. Nie będę miał żadnego zabezpieczenia. Nic mu nie broni, by po ewentualnym pokonaniu lewiatana tak po prostu zniknąć. Zabezpieczyłem kilka wyjść z zamku takimi samymi runami, jak te, na których właśnie stoi, ale nie wszystkie, więc też nie jestem jakoś dobrze ubezpieczony na wypadek jego ucieczki. Nie miałem za bardzo na to czasu, ani sił, zresztą nie spodziewałem się, że będzie to aż tak potrzebne, zakładałem, że zgodzi się na zawarcie paktu, albo Lailah wykona rytuał. Nie spodziewałem się, że lewiatan tak szybko się pojawi. Psuje mi cały misternie przygotowany plan. Powinienem być mądrzejszy, i to przewidzieć... jeżeli teraz, przez ten jeden mały szczególik stracę Mikleo, nigdy sobie tego nie wybaczę. Wystarcza, że przeze mnie oddał kontrolę demonowi, a gdybym tylko był z nim w domu, a nie przebywał cały czas w domu, na pewno to wszystko nie miałoby miejsca. Jakby się nad tym wszystkim zastanowić, to moja wina, więc i ja to zamierzałem naprawić, nieważne, jaką cenę będę musiał zapłacić.
- A ludzie umierają... – mruknął znudzony, a jego usta wygięły się w złośliwym uśmieszku.
Postanawiając zaryzykować chwyciłem nóż leżący na stole, a następnie podszedłem do niego, kucnąłem przed dywanem i odwinąłem go, by przerwać specjalny krąg, który namalowałem farbą. Demon nie skomentował tego w żaden sposób. Przez cały czas wpatrywał się we mnie z uwagą, nawet nie ruszając się z miejsca, mimo, że już miał taką możliwość. Następnie podszedłem do szafki, w której schowałem super potężną broń, która według legendy ma pokonać nawet Boga. Szkoda tylko, że nie wygląda tak wspaniale, no ale najważniejsze, że działa.
- Co to, kurwa, jest? – spytał, kiedy podałem mu ową broń.
- Broń, która jest w stanie zabić Boga – wyjaśniłem spokojnie, zerkając co jakiś czas w stronę drzwi. Z korytarza dochodził niezbyt przyjazne odgłosy. Oby tylko serafinom i Alishy z dzieckiem nic się nie stało. Nic więcej nie wymagam.
- Jaja sobie chyba ze mnie robisz. To tylko trochę zaostrzony kamyk przywiązany do patyka. I to jeszcze złamanego – burknął, z niechęcią zabierając ode mnie bardzo prowizoryczną włócznię. Albo raczej jej połowę. – Wiesz, jak blisko będę musiał do tego sukinsyna podejść, by to w niego wbić?
- Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. A teraz działaj – powiedziałem, odsuwając się od drzwi.
- A to coś w ogóle zadziała? – dopytał, nadal nie do końca przekonany.
- Aleksandra zabiła, więc i z tym powinna sobie poradzić.
- A co, jeżeli to jest bóg? Albo jakiś bożek? Wtedy nie zadział i jesteśmy udupieni – mówił dalej, a ja od razu pokręciłem głową.
- Odrobiłem pracę domową i nie jest to żaden bóg, więc z łaski swojej się pospiesz i zacznij działać – pospieszyłem go, by przypadkiem lewiatan nie zbliżył się za blisko królewskich komnat.
- Jestem za dobry dla tego świata – westchnął ciężko i zdecydowanie za bardzo teatralnie, po czym niezbyt się spiesząc skierował swoje kroki na korytarz. Co za... Poczułem nagły przypływ złości na tego typa, ale zaraz on zgasł. Czyli tak jak podejrzewałem wcześniej, tego złego będzie ciężko wybudzić. A jak się już wybudzi, i to nie wiem, jakim cudem byłbym w stanie nad nim zapanować...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz