Westchnąłem z pełną irytacją, nie byłem głodny, nie byłem spragniony, nie byłem zmęczony, nie chciałem niczego oprócz wyjścia nad jezioro, dlaczego on musi wszystko tak strasznie komplikować, nie jestem dzieckiem, nie musi się o mnie martwić, dałby już spokój. Naturalnie rozumiem, że się martwi, tylko nie ma o co, ja naprawdę świetnie sobie poradzę i bez jego zamartwiania się tylko szkoda, że on tego nor potrafi pojąć.
- Nie jestem głodny, nie musisz mi nic przynosić - Przyznałem, odwracając się do niego plecami, zakopując się pod kołdrę, dając tym samym znać mężowi, że nie chce z nim rozmawiać, może to nie grzeczne, ale nie dał mi żadnego wyjścia.
Sorey westchnął cicho, opuszczając nasz sypialniany pokój, a przynajmniej tak mi się wydawało, gdy słyszałem kroki kierujące się w stronę wyjścia z pokoju, no i dobrze, przynajmniej mam spokój mogę zrobić... Totalnie nic, leżąc w tym okropnym łóżku.
Leżąc tak bez ruchu, zastanowiłem się nad tym, co zrobię teraz, szczerze mówiąc, leżenie w łóżku mnie drażniło, ale wstać nie mogłem, to znaczy mogłem, bo nikt ani nic nie może mi zabronić lub rozkazać, leżeć w łóżku, szkoda tylko, że mój mąż tego nie pojmuje, usilnie trzymając mnie w tym przeklętym pokoju.
- Miki, możemy iść nad jezioro - Słysząc słowa męża, który w końcu zjawił się w sypialni, podszedł do mnie, kładąc dłoń na moim biodrze.
- Teraz to już nie chce - Burknąłem, nie wysuwając głowy spod kołdry obrażony na męża za to, w jaki sposób mnie potraktował. Czy to było dojrzałe? Nie ani trochę, ale czy w tej chwili mnie to interesowało? Również nie, mogłem być przez niego odbierany za głupiego dzieciaka, którym w sumie jestem, ale w ogóle nie zmieni to mojego podejścia do całej tej sytuacji, jednemu obrażony i nic ani nikt tego nie zmieni.
- Nie chcesz? Miki, możesz nie zachowywać się jak dziecko? - Na te słowa fuknąłem cicho, nie odwracając głowy w jego stronę.
- Jeśli masz z tym problem, nie musisz ze mną rozmawiać - Mruknąłem, obrażony na niego nawet nie ukrywając niezadowolenia, które kumulowało się we mnie z wiadomych przyczyn.
- Nie zachowuje się jak dziecko, stajesz się naprawdę męczący, gdy tak robisz, czasem mam tego naprawdę dość - Burknął, najwidoczniej mając już dość mojego zachowania, co wydawało się normalne, ale tym razem nie dla mnie, nie w tej sekundzie.
- Skoro masz z tym taki problem, to nikt cię tu siłą nie trzyma, idź i daj mi spokój - Burknąłem, mając już dość jego mówienia, będzie mi mówił co mam robić, pff na to nie ma pozwolenia, nie z mojej strony.
Sorey słysząc moje słowa, bez słowa wyszedł z pokoju, a mogłem to wywnioskować trzaśnięciem drzwi, niech idzie z Bogiem i da mi spokój, niańczyć mnie, a potem się dziwi, że chodzę podenerwowany i strzelam fochy, nie mam pięciu lat, nawet jeśli czasem się tak zachowuję.
Wzdychając ciężko, wstałem z łóżka, wciąż podirytowany siedzeniem w czterech ścianach chcąc coś ze sobą zrobić tylko co? Rany tu nic nie można robić, niezadowolony a jednocześnie znudzony podszedłem do Coco, głaszcząc ją i małe, przynajmniej to mogę robić, bez wysłuchiwania narzekań męża o tym, jak źle się zachowuję.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz