Dzisiejszego dnia było jeszcze kilka osób, które zgłosiły się do nas z informacją, że niby widzieli mojego męża popełniającego zbrodnię, ale szybko zweryfikowaliśmy każde to zgłoszenie i wyszło na to, że żadne zgłoszenie nie było prawdziwe. Niby wszystko dotyczyło tego samego morderstwa, ale każda wersja była inna. Nie zgadzały się też czas i miejsce, no i też wychodziło na to, że niektóre z tych osób potrafiły być w dwóch miejscach, skoro widziały mojego męża popełniającego zbrodnie będąc jednocześnie w pracy bądź odprowadzając dzieci do szkoły... Mogłem się tego spodziewać, w końcu ludzie potrzebują kogoś, kogo mogą obwiniać. Wystarczy, że pojawiła się jedna osoba, a już wszyscy poszli w jej ślady. Tyle dobrego, że przez to wszystko mój szef zaczął wątpić w zeznania nawet tego pierwszego świadka i spytał się mnie, czy nie mamy przypadkiem żadnych wrogów, którzy mogliby chcieć wrobić Mikleo.
~ Niedługo będę, wstąpiłem tylko na targ po kilka rzeczy – odpowiedziałem, kierując się w stronę domu. Zakupy nie należały do najprzyjemniejszych, ale nie będę o tym wspominał Mikleo. Przez to, że mój mąż był podejrzanym, nikt nie chciał ze mną handlować. Albo tak zawyżał, że to była jakaś kpina. Na szczęście nie wszyscy wierzyli w to, że anioł zesłany przez pana może zabijać, no ale zanim ich znalazłem, trochę mi to zajęło.
Czułem, że mój mąż denerwował się, dlatego trochę się pospieszyłem, nie chcąc zostawiać go za długo samego. To nie jest bezpieczne dla niego, ponieważ ludzie mogą mu zrobić krzywdę, a i pewnie psychicznie tez mu musi być ciężko. Moje biedne słoneczko, pewnie strasznie mu ciężko, a ja jestem tak daleko od niego... najchętniej siedziałbym z nim i go wspierał, ale nie mogłem siedzieć w domu. Pomogę mu odnajdując prawdziwego mordercę.
- Już jest... – zacząłem, ale nie dokończyłem, ponieważ mój mąż rzucił mi się na szyję. Zaskoczony odwzajemniłem ten uścisk czując, że bardzo tego potrzebuję. – Hej, już, spokojnie, Owieczko, jestem już. Wszystko w porządku? Nikt i nic ci nie zrobił? – zapytałem, gładząc go po włosach.
- Nic się nie stało, martwiłem się o ciebie – przyznał, cichutko pociągając nosem. Czy on płakał...?
- Ze mną wszystko w porządku, skarbie – wyszeptałem, całując go w czoło. – Pewnie jesteś zmęczony. Połóż się, a ja sobie odgrzeję obiad i trochę ogarnę dom – powiedziałem, gładząc go po policzku.
- Bez ciebie się nie położę – powiedział hardo, na co westchnąłem cicho. No oczywiście, że musi położyć się ze mną... ale jeżeli to ma sprawić, że będzie spokojnie spał, to już z nim pójdę.
- W takim razie postaram się zjeść szybko – obiecałem, całując go w usta. – Zastanawiałem się, jak udowodnić tym wszystkim niedowiarkom, że jesteś niewinny.
- Musimy o tym rozmawiać? – bąknął, zaczynając odgrzewać mi obiad.
- Wiem, że to cię przytłacza, ale musimy, słońce. Najważniejsze, to zamknąć im twarz. Myślałem o tym, byś na jakiś czas przeniósł się do zamku, gdzie zawsze ktoś będzie i będziesz miał alibi. Najlepiej, gdybyś zrobił to niezauważenie, by ten, kto się pod ciebie podszywa, nie wiedział o tym. Jeszcze tylko muszę porozmawiać o tym z Alishą, ale myślę, że bez problemu się zgodzi – wyjaśniłem swój mini plan, rozpakowując zakupy. Pytanie, czy się na to zgodzi, bo wcale bym się nie zdziwił, gdyby nie chciał mnie opuszczać. U swojej mamy nie chciał zostać przeze mnie, więc teraz mogło być podobnie.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz