Do domu wróciłem w nienajlepszym humorze. Dzisiaj było jeszcze gorzej niż wczoraj. Ofiary były znacznie bardziej poturbowane i nie powiedziałbym, że zrobił to człowiek. Prędzej posądziłbym o to zwierzę, albo jakąś bestię, bo zdrowe zwierzę nie poturbowałoby człowieka w taki sposób, no ale widać było, że gardła zostały poderżnięte narzędziem, a nie jakimiś szponami. Sam już nie wiem, co to może być, ale ewidentnie działa on jedynie w nocy. I pomimo wzmożonych nocnych patroli nikt nic nie widzi... czułem się okropnie przez to, że nie nic nie robimy, przez co giną ludzie. Miałem wrażenie, że to wszystko moja wina.
Tym razem po powrocie powitał mnie nie zdenerwowany Mikleo, a przerażona Misaki. Jej widok mocno mnie zaskoczył, stało się coś...? Oczywiście, że musiało się stać, inaczej nie przybiegłaby do mnie taka roztrzęsiona. Pomimo zmęczenia od razu wziąłem ją na ręce, mocno do siebie przytulając i gładząc jej plecki.
- Co się stało, księżniczko? – spytałem cicho, nie przestając jej uspokajać.
- Myślałam, że coś ci się stało – wychlipała, chowając twarz w moich ramionach. A jednak to dotarło do dzieci... pytanie tylko, jak dużo wiedziała. Mam nadzieję, że nie zna żadnych szczegółów, jeszcze tylko tego brakowało, by coś się jej śniło w nocy.
- Już, spokojnie, nic mi się nie stało. Pilnuję, byś zarówno ty, mama jak i Merlin byli bezpieczni – wyjaśniłem jej spokojnie mając nadzieję, że to wystarczy. – Wolisz zostać jutro w domu? – dopytałem, na co pokiwała głową. Może to i lepiej, skoro wszyscy będą w domu, to będę trochę spokojniejszy wiedząc, że moi najbliżsi są bezpieczni. Może zagrożenie było niewielkie, bo podczas dnia nic złego nie powinno ich spotkać, no ale im mniej ryzykują, tym lepiej dla mnie.
- A zostaniesz razem z nami? – dopytała, pociągając noskiem.
- Nie mogę, księżniczko. Muszę was jakoś ochronić – wyjaśniłem, idąc z nią do kuchni. – Cześć, Owieczko – dodałem, podchodząc do męża, by móc go pocałować w policzek.
- Cześć, kochanie. Już ci odgrzewam obiad. Misaki, proszę, daj tacie odpocząć – powiedział Mikleo, brzmiąc na naprawdę zmęczonego. Powinienem go trochę odciążyć, chociaż w tych ostatnich godzinach.
- Spokojnie, Owieczko, przecież nic się nie dzieje. Jak chce się przytulać, to niech się przytula – odparłem spokojnie, siadając na krześle przy stole, sadzając dziewczynkę na kolanach. – Może dzisiaj położysz się wcześniej, co? – poprosiłem, patrząc się na męża ze zmartwieniem. Nie dość, że jest zestresowany sytuacją panującą na mieście, to jeszcze ma multum obowiązków w domu. A może powinni gdzieś wyjechać na czas tych morderstw? Mama Mikleo na pewno będzie przeszczęśliwa, kiedy jej z dziećmi ją odwiedzą, a ja jakoś poradziłbym sobie z domem. I tak nie byłoby mnie tu z często, bo przecież wychodzę rano i wracam wieczorem... to nie jest taki zły pomysł, muszę z nim o tym porozmawiać. Jeny, ja to jednak czasem mądry jestem. Oby tylko Mikleo się ze mną zgodził, no ale na pewno się zgodzi.
- Zaraz położymy się razem. A teraz proszę – odpowiedział, stawiając przede mną kubek z gorącą herbatą.
- Właściwie to się zastanawiałem, czy nie chciałbyś odwiedzić z dziećmi swojej mamy. Myślę, że będzie bardzo zachwycona z wizyty wnucząt – odezwałem się ostrożnie mając nadzieję, Misaki to podłapie i będzie chciała odwiedzić babcię, a Mikleo jej już nie odmówi.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz