Od razu pokręciłem głową, nie chcąc go zostawić samego z tym wszystkim na głowie, kiedy Mikeo powinien wypoczywać. Jeszcze musiałem dokończyć obiad i po nim posprzątać, więc do planowanej drzemki jeszcze trochę mi zostało. Zresztą, nie czułem się aż tak bardzo źle, dzieciaki były dzisiaj bardzo grzeczne. Jedyne, do czego mógłbym się przyczepić, to do tego, że Merlin obudził mnie tego dnia za wcześnie, no ale jakoś to przeżyłem.
- Muszę obiad dokończyć – powiedziałem po chwili, po czy odsunąłem się od niego i wróciłem do kuchni.
- Ja to zrobię... – zaczął, ale nie chciałem się na to zgodzić. Do łóżka mnie tak łatwo nie wygoni.
- Mam wszystko zaplanowane i w moich planach teraz nie kładę się do łóżka, więc muszę ci odmówić – odparłem, zabierając się za krojenie warzyw.
- Sam sobie szkodzisz taką upartością – dodał, wchodząc za mną do kuchni. On to mi chyba nie da dzisiaj spokoju...
- Czuję się bardzo dobrze – odpowiedziałem, mówiąc zgodnie z prawdą. Czułem się lepiej niż kiedy Merlin pojawił się rano w naszym pokoju, to pewnie dlatego, że już trochę rozbudziłem. I wypiłem jakieś trzy kawy, dzięki którym jeszcze trzymam się na nogach.
- Właśnie widzę – westchnął cicho ze zrezygnowaniem. – Ale i tak nie zostawię cię samego. W czym ci pomóc?
I w ten sposób dokończyliśmy obiad razem, co już mi się tak nie do końca podobało, ale innego wyjścia nie miałem. On nie chciał odpuścić, ja nie chciałem odpuścić, więc taki kompromis chyba nie jest zły. Dzięki temu, że robiliśmy obiad we dwóch, skończyliśmy go szybciej niż gdybym miał to robić sam. Chciałem jeszcze pozmywać brudne naczynia, ale Mikleo już całkowicie mnie od tego odsunął. Co za uparty anioł...
- Tata – słysząc głos Merlina odwróciłem głowę w jego stronę, poświęcając mu całkowicie moją uwagę. – Pacz – dodał, pokazując mi swój rysunek.
- Co tam masz? – dopytałem mimo, że doskonale wiedziałem, że jest to kolejny rysunek z patyczakami, jakich mamy już strasznie dużo. Gdyby nie był to dziesiąty rysunek, który wyglądał tak samo, jeszcze bym się tym zachwycił, a tak musiałem udawać, że jestem zachwycony.
- To my wszyscy razem. To jesteś ty, tu ja i mama, a tu Yuki i Misaki – wyjaśnił mi bardzo poważnym głosem, wskazując mi kolejno każdego patyczaka.
- Pięknie. Damy mamie, to powiesi na szafce, dobrze? – odezwałem się z uśmiechem, zabierając od niego kartkę i kładąc ją na stole. – Poczytać ci coś? – dopytałem, biorąc go na ręce.
- Tak! – odpowiedział wesoło, czym lekko mnie rozbawił. Temu to niewiele potrzeba było do szczęścia, co było bardzo urocze, ale to też chyba dobrze świadczyło o nas jako o rodzicach.
Poszedłem więc z Merlinem do jego pokoju, gdzie zabrałem się za czytanie, które miało pomóc mu w szybszym zaśnięciu. W międzyczasie przyszła do nas Coco, która bezceremonialnie rozwaliła mi się na brzuchu, głośno przy tym mrucząc. Muszę jej ogromny brzuch trochę mnie przerażał i miałem nadzieję, że nie uraczy nas jakimiś sześcioma kociakami, które może i będą słodkie, ale też mogą nam zniszczyć dom swoimi małymi pazurkami i kłami. Może ucierpieć nasza kanapa, firanki, kwiatki... oj, nie wiem, czy Miki tak po prostu by im wybaczył, gdyby wywróciły jakiegoś kwiatka, albo zniszczyły ogródek. Ciekawe, czy jest świadomy tej złej strony słodziutkich kociaków, no ale jak nie jest, to się wkrótce przekona.
Po przeczytaniu bajki Merlin bardzo szybko zasnął, a ja przez Coco leżącą mi na brzuchu, nie mogłem się ruszyć. Znaczy, mogłem, ale tak niezbyt mi się chciało. Leżało mi się tu całkiem wygodnie, było mi ciepło i jeszcze tak strasznie chciało mi się spać... po położeniu Merlina spać miałem zejść na dół i pomóc Mikleo, no ale chyba nic się nie stanie, jak na chwilę zamknę oczy. Tak na półgodzinki, nic złego się nie powinno stać...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz