Zaspany otworzyłem leniwie swoje oczy, zerkając na istotę, która obudziła mnie, chodząc po moim ciele.
- Coco - Odezwałem się zaspanym głosem, zerkając na kotkę chodzącą po moich nogach. - Co byś chciała grubasku? - Dopytałem, gdy kotka podeszła do mnie, cicho pomiaukując sobie, ocierając o moją twarz. - Jesteś głodna? - Pytałem dalej, tak jakbym liczył na odpowiedź z jej strony, którą od razu uzyskałem. Coco, ostatnio sporo je i grubnie, może powinniśmy wprowadzić jej jakąś dietę? Sam nie wiem, chyba zacznę się jej uważnie przyglądać, aby zrozumieć, co ją tak nagle ciągnie do jedzenia w aż tak dużej ilości.
- Chodź, nakarmię cię - Dodałem do kotki, rozciągając się leniwie, zerkając na zegarek, późne popołudnie to najlepszy czas, aby wstać i odciążyć mojego biednego męża, który musiał dzielnie mnie wczoraj znosić a dziś zajmować się dziećmi, które na pewno nie dawały mu żadnej taryfy ulgowej.
Po wstaniu z łóżka kotka ruszyła za mną, głośno przy tym mrucząc, najwidoczniej nie mogąc się doczekać pokarmu.
- Dzień dobry - Odezwałem się, przechodząc przez salon, gdzie byli wszyscy, rysując sobie na kartkach.
- Mama! - Zawołały dzieciaki, podbiegając do mnie, witając się mocnym przytulasem, nim znów wróciły do wspólnego rysowania.
- Dzień dobry owieczko - Sorey również do mnie podszedł, łącząc nasze usta w szybkim pocałunku, przyglądając mi się uważnie. - Jak się czujesz? - Dopytał po chwili, głaszcząc mnie po policzku.
- Dobrze, o dziwo nawet się wyspałem, mimo że Coco mnie obudziła - Wyznałem, idąc do kuchni, skąd wyjąłem karmę dla naszej kotki, wsypując ją do miseczki.
- Zauważyłem, że Coco jest ostatnio dużo grubsza? - Słysząc pytanie męża, zerknąłem na kotkę, stawiając jej miseczkę przed pyszczkiem.
- Zauważyłem, mały grubasek - Odezwałem się, głaszcząc ją po łebku.
- A wiesz, co to może oznaczać? - Na to pytanie zmarszczyłem brwi, jak to, co może to oznaczać? Przecież to logiczne, Coco po prostu za dużo je i tyle to chyba logiczne prawda?
- Jak to co? Coco, za dużo je a miałbym to inne znaczenie? - Dopytałem męża, odpowiadając mu jednocześnie na jego pytanie swoim pytaniem.
- Coco moje być w ciąży - Na te słowa zmarszczyłem brwi, przyglądając się uważnie kotce, po chwili się uśmiechając.
- To cudownie, takie małe kocięta słodycz sama w sobie - Moje słowa rozbawiły mojego męża, co w żadnym wypadku mnie nie zaskakiwało, ja nigdy nie chciałem zwierząt, ale po tym, jak Sorey zmusił mnie troszeczkę do życia ze zwierzakami, pokochałem je i nie wyobrażam sobie życia bez nich.
- Kolejne obowiązki pocieszające, tak jakby dwoje dzieci nie wystarczyło - Po jego słowach zaśmiałem się cicho, podchodząc bliżej niego, całując delikatnie jego usta.
- Nie martw się skarbie, ja będę się w razie co nimi opiekował - Zapewniłem, nie mając z tym najmniejszego problemu, w końcu I tak siedzę w domu całymi dniami z dzieci więc to i tak nie zrobi mi większej różnicy.
Sorey westchnął cicho, ale nic nie powiedział, przytulając się do mnie delikatnie co i ja odwzajemniłem, troszeczkę tak tęskniąc za jego obecnością, bo przecież nie widzieliśmy się kilka godzin.
- Idź skarbie położyć się spać, a ja zajmę się wszystkim, ty już wystarczająco dziś się napracowałeś - Wyznałem, widząc jego zmęczenie na twarzy, które powinno zniknąć po porządnej drzemce.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz