Nie byłem bardzo zachwycony z tego powodu, w końcu od kiedy to on przygotowuje nam kąpiel? Zawsze to ja się tym zajmowałem i teraz też chciałem się tym zająć, nawet jeżeli ledwo już kontaktowałem. Nie wiem, jak uda mi się przetrzymać całą noc z Mikim, no ale jakoś będę musiał wytrzymać, by nie zostawić go samego z demonem. Może wypiję kawę...? Kawa na pewno trochę mi pomoże, więc to aż taki zły pomysł nie jest.
- Ja się zawsze tym zajmowałem – odparłem, marszcząc brwi.
- No to teraz ja się zajmę – wyjaśnił, uśmiechając się do mnie słodziutko i zaraz zniknął na górze, nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć. Jak dobrze, że pełnia jest raz w roku, bo chyba bym zwariował.
Niezbyt z tego powodu zadowolony już postanowiłem spokojnie poczekać w kuchni, naprawdę decydując się przygotować tę kawę. W międzyczasie nakarmiłem Coco, która domagała się jedzenia. Swoją drogą, nasza kotka była całkiem gruba, co trochę mnie martwiło, bo mogło to oznaczać dwie rzeczy; albo po prostu za dużo jadła, albo była w ciąży, a ostatnio nie było jej za wiele w domu, więc bardzo możliwe, że wkrótce uraczy nas gromadką kociąt. Nie wiem, czy bym tego chciał, dwójka dzieci mi w zupełności wystarczy, nie potrzebuję jeszcze kolejnych do opieki.
- Kąpiel gotowa... co ty robisz? – usłyszałem taki nie do końca zadowolony głos Mikleo.
- Karmię Coco. Ma straszny apetyt – wyjaśniłem, chociaż wiedziałem, że Mikleo nie o to się pytał.
- I pijesz kawę. W nocy.
- No wiesz, muszę mieć energię, by się tobą dobrze w nocy zająć – wyjaśniłem spokojnie, podchodząc do niego i całując go w policzek.
- Nie powinieneś pić tyle kawy – dodał, pusząc w niezadowoleniu swoje poliki.
- Nie piję jej aż tyle, słońce. Idziemy do łazienki? Kąpiel czeka – dodałem, nie chcąc za bardzo o tym rozmawiać. Jeszcze pokłócimy się z powodu głupiej kawy, a tego bym nie chciał. W ogóle nie chciałem się nigdy kłócić, no ale to nie zawsze było możliwe.
Mikleo pokiwał głową, na szczęście nie drążąc tematu, więc mogliśmy pójść na górę. Naprawdę dobrze, że wypiłem wcześniej tę kawę, bo pewnie zasnąłbym w gorącej wodzie. I tak było ciężko utrzymać mi otwarte oczy, a kiedy tylko wyszliśmy z wody i przenieśliśmy się do łóżka, niemalże od razu zasnąłem. Uprzednio oczywiście mocno przytuliłem Mikleo do siebie, dzięki czemu będzie musiał troszkę się natrudzić, by wydostać się z tego uścisku.
Następnego dnia obudził mnie Merlin, który jakimś cudem znalazł się w naszym pokoju i wdrapał się na nasze łóżko. Czując jego rączki na moim ramieniu otworzyłem z niechęcią jedno oko zauważając, że Miki nadal przy mnie jest i że jest dopiero ósma. Czemu Merlin musi tak wcześnie wstawać...? Jeszcze nie mógł poleżeć tej godzinki? Albo dwóch...? I czemu on w ogóle tutaj jest? Zamykałem drzwi do jego pokoju, więc nie powinien być w stanie ich otworzyć. A może nie zamykałem...? Sam już nie wiem.
- Jeszcze pięć minut, słońce – wymamrotałem, wtulając nos we włosy mojego śpiącego anioła.
- Tata, głodny – powiedział, czym już trochę zmotywował mnie do jakiejkolwiek reakcji. Z ciężkim westchnięciem przekręciłem się na plecy i wyciągnąłem rękę w jego stronę, a Merlin położył się na mojej klatce piersiowej i przytulił się do mnie.
- Więc co byś chciał na śniadanie? – zapytałem, przytulając go ostrożnie do siebie.
- Naleśniki – odparł, na co nie mogłem się zgodzić. Musiałem zrobić ciasto, później to usmażyć, przystroić dodatkami, i jeszcze później to wszystko pozmywać... nie, nie, nie, nie chce mi się takiej roboty wykonywać, poza tym całkiem niedawno robiłem naleśniki, a za często takich rzeczy jeść nie można.
- Naleśniki już niedawno były, więc musisz wybrać coś innego – powiedziałem spokojnie, gładząc go po plecach.
- A osianka? – zapytał po chwili zastanowienia. No, z tym już tyle roboty nie było, więc mogłem się zgodzić.
- Osianka z owocami, tak? – dopytałem, na co pokiwał głową. – To będzie osianka z owocami. Chodźmy – odparłem, w końcu podnosząc się z tego cudownie miękkiego łóżka. Może później uda mi się chociaż na moment zdrzemnąć, bo inaczej może być ciężko, no ale najważniejsze, że Mikleo będzie mógł się wyspać.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz