Słysząc słowa mojego męża, westchnąłem cicho, podchodząc do niego bliżej, dostrzegając ten chwiejny ruch ciała, dostrzegając jednocześnie, że ma już dość niańczenia go co było zrozumiałe, dorosły facet, którego trzeba traktować jak małe dziecko to dla niego ujma na honorze, z drugiej strony, gdyby nie jego zachowanie nie musiałbym go tak traktować.
- Przecież cały czas przy tobie byłem - Zauważyłem, podchodząc do niego, pozwalając się przytulić przez męża, który ewidentnie tego potrzebował, a ja nie chciałem mu tego odbierać.
- Byłeś, ale nie pozwalałeś mi się do siebie zbliżyć, wciąż coś robiąc, a mi brakuje ciebie w innym sensie tego znaczenia - Po tych słowach uśmiechnąłem się delikatnie do Soreya, głaszcząc go po plecach, no niech mu już będzie, nie będę już na niego narzekał dziś już i tak idziemy spać.
- No dobrze, chodźmy już się położyć, dzień był długi, a nie wiem jak ty, ja jestem zmęczony - Przyznałem, odsuwając się od jego ciała, chwytając dłoń należącą do męża, prowadząc go za sobą do łóżka, gdzie wspólnie mogliśmy się położyć, wtulając w swoje ciała. To był naprawdę ciężki dzień, którego mam dość, serdecznie dość, jak dobrze, że dobiega już końca.
- Dobranoc - Szepnąłem, chowając twarz w jego ramionach, czując coraz to silniejsze zmęczenie.
- Dobranoc owieczko - Wyszeptał w odpowiedzi, całując mnie w czubek głowy i to wystarczyło mi, abym odpłynął w krainę morfeusza zmęczony całym dniem.
Kolejny dzień zaczął się dla mnie dość leniwie, tak strasznie nie chciało mi się wstać, gdybym tak mógł sobie cały dzień poleżeć, no nie obraziłbym się.
- Dzień dobry owieczko - Słysząc tak dobrze znany mi głos, spojrzałem na twarz ukochanego męża, uśmiechając się do niego delikatnie.
- Dzień dobry kochanie - Odpowiedziałem, patrząc w jego oczy, nim nasze usta połączyły się w delikatnym pocałunku.
- Wyspałeś się? - Zapytał, głaszcząc mnie delikatnie po policzku.
- Tak, chociaż najchętniej przeleżałbym cały dzień w łóżku - Przyznałem, leniwie się przy tym rozciągając.
- W takim razie leż a ja zajmę się całą resztą - Widząc moją minę, uśmiechając się do mnie ciepło. - Czuje się dziś już dobrze - Zapewnił, czym przyzna, lekko mnie rozbawił. Oczywiście, że czuję się dobrze, jak mogłoby być inaczej.
- Oczywiście, że czujesz się dobrze jak zawsze - Kiwnąłem głową, ziewając cicho, dostrzegając naszego synka, który znikąd pojawił się w pokoju. Nasz mały utalentowany czarodziej.
- Cześć Merlin - Od razu zwróciłem uwagę na dziecko, które wspięło się na łóżku.
- Cześć mamo, cześć tato - Odezwał się, wskakując na moje plecy, zaczynając po nich skakać.
- Merlin to boli - Mruknąłem niezadowolony, nie mogąc uwolnić się od skaczącego po mnie dziecka.
- Merlin, mama coś do ciebie powiedziała - Sorey zwrócił się do dziecka, zajmując go z moich pleców.
- Nie, ja chce się bawić! - Krzyknął, uderzając w dłonie swojego taty, wyrywając się tacie z uścisku, wpadając na mnie.
- Jak będziesz się tak zachowywał, nie będziemy się razem bawić - Odezwałem się niezadowolony, sadzając dziecko na swoich kolanach.
- Nie - Krzyknął, bijąc mnie po klatce piersiowej, na jego nieszczęście nie reagowałem na to, a więc mógł robić co chciał, zdjąłem go z łóżka, ignorując jego okrzyki, do których się już przyzwyczaiłem, w końcu to nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz.
- Chcesz zrobić ze mną śniadanie? - Zwróciłem się do męża, chcąc abyśmy zrobili coś razem, o ile tylko tego chce.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz