Demon nie mogąc sobie odpuścić, musiał ruszyć za tym, sam w sumie nie wiedział, za czym istota, która miała z nim starcie, była znacznie silniejsza od niego samego, lecząc się w zastraszającym tempie. Demon nie wiedział, czym to coś jest, dla tego starał się to obserwować, ale się nie zbliżać ty bardziej, teraz gdy jego ciało nie jest w najlepszej kondycji.
Nie chcąc ryzykować, Mormon postanowił z oddali przyglądać się istocie podobnej do anioła, w którym zazwyczaj był uwięziony. Widząc, jak zabija wszystko, co stanęło mu na drodze, nie mając problemów z wyleczeniem swojego ciała. To coś nie było taki zwyczajnym potworem. Nie znał tego czegoś i nigdy o tym czymś nie słyszał, dla tego tak uważnie się tej istocie przyglądał, szczerze obawiając się jej. Myślał, że z łatwością pokona tego głupiego potwora, a zamiast tego musi wystrzegać się czegoś znacznie silniejszego od niego samego.
- Nie ładnie tak szpiegować - Mormon który nagle stracił podrabiańca z oczu, dostrzegając go za sobą.
- Nie ładnie kraść czyjąś tożsamość - Mruknął demon, odwracając się w stronę znajdującej się za nim istoty.
- No i kto to mówi, nie wydajesz się rozpaczać z powodu uwięzienia osoby, do której należy to ciało - Odparł, patrząc na demona, jak na pożywienie. Demon od razu to dostrzegł, dla tego gotowy był do walki, która mogła się skończyć w różnoraki sposób.
- Nie twoja sprawa co robię z tym ciałem, to ty, a nie ja sprawiasz kłopoty, przybierz sobie inny wygląd, bo ten bardzo komplikuje nam życie - Burknął, spinając wszystkie swoje mięśnie, dostrzegając ten okropny uśmiech na jego twarzy.
- Nie ma zamiaru, ten wygląd mi odpowiada - Stwierdził, podchodząc do demona, uśmiechając się do niego zadziornie. - Możesz mi się przydać, połączmy siły, a wtedy oboje będziemy mogli rządzić ty światem - Mormon słysząc te słowa, prychnął z pogardą, nie mając zamiary łączyć sił z nieznanym mu potworem.
- Zdecydowanie wole pracować solo - Wysyczał, poirytowany tą całą rozmową.
- A więc zginiesz - Warknął potwór, atakując demona, który musiał się bronić, nie mając najmniejszej szansy na zwycięstwo z potworem, w ostatniej chwili uciekając, aby nie zginąć. Ranny i słaby zatrzymał się w jednej z jaskini, gdzie schował się przed całym światem, siadając przy ścianie w głębi jaskini, nie mając siły leczyć swoich ran. Zmęczony i ranny oparł głowę o zimną skamielinę, dając sobie czas na regeneracje sił przed kolejny powrotem do szpiegowania podmieńca, a nawet walki, do której prędzej czy później znów dojdzie.
Zmęczony wpatrywał się w wejście do jaskini, musząc uważać na każdy ruch wykonany poza jaskinią.
Wzdychając ciężko, wyczuł dobrze znaną mu obecność człowieka, który chyba nigdy się nie odwali. A mógłby sobie odpuścić, gdyby tylko nie szuka anioła, ten w końcu by się poddał, a on miałby szanse przejąć kontrole nad jego ciałem, a nawet umysłem.
- Nie chowaj się, czuje twoją obecność - Mruknął, zmęczonym głosem demon, wyczuwając Soreya.
Mężczyzna wszedł do jaskini, nie zbliżając się do demona, który nawet ranny mógłby go skrzywdzić, a raczej tak mogłoby się wydawać, Mormon nie miał siły do walki, jego ciało było ranne, a on sam nie miał ochoty ruszać się z miejsca.
- Mógłbyś nareszcie odpuścić sobie i przestać za mną łazić, nie oddam ci go, nie jesteś już ani młody, ani tak silny, jak kiedyś, nie mam powodu, aby się ciebie obawiać i nawet w takim stanie jestem w stanie cię zabić - Warknął demon, mrużąc oczy, które uważnie przyglądały się człowiekowi stojącemu na wprost jego widoku.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz