Na jego słowa kiwnąłem łagodnie głową, chcąc spędzić wspólnie czas, a taka kąpiel zdecydowanie przyda się i mi i jemu.
- Nie pogardzę żadną wspólną czynnością wykonywaną z moim cudownym mężem - Wyznałem, podchodząc do niego, kładąc dłonie na klatce piersiowej, delikatnie uśmiechając się przy tym. - Kocham cię - Dodałem, stając na palcach, aby złączyć nasze usta w delikatnym, chociaż namiętnym pocałunku.
- I ja cienie moja słodka owieczko - Wymruczał, całując mnie w czoło, odsuwając się ode mnie, aby zabrać się za przygotowanie wspólnej kąpieli, dodając olejki zapachowe, które potrafiły zmieszać mi w głowie.
Zadowolony zacząłem powoli zdejmować swoje ubranie, robiąc to naprawdę powoli, widząc spojrzenie męża, który nie odwracał ode mnie wzroku, podziwiając moje ciało, które tak doskonale znał, a mimo to za każdym razem podziwiał tak, jakby widział je pierwszy raz.
Wspólna kąpiel była naprawdę przyjemna, miło było tak, po prostu spędzić razem czas nie martwiąc się na chwilę o przyszłość.
Ten dzień zakończył się naprawdę spokojnie, wspólna kąpiel zrelaksowała nas, a kładąc się do łóżka, wtulając w swoje ciała, mogliśmy odpłynąć do krainy Morfeusza, trwając tak, nim dzień rozdzielić nas chciał.
Otwierając oczy, przetarłem je leniwie, podnosząc się do siadu, Merlin jeszcze mnie nie obudził, a to oznaczało, że miałem jeszcze troszeczkę spokoju przed zajmowaniem się tym małym płaczkiem.
- Cześć Coco - Przywitałem się z naszą kocią mamą, zerkając na nasze tygodniowe maluchy, które już miały piękne króciutkie futerko każe innego koloru i oczka, które się otworzyły, ani się nie obejrze, a już będę miał więcej pracy, tak jakbym już miał jej za mało.
Uśmiechając się do maluchów, dałem im spokój, wychodząc z pokoju, idąc do syna, który już zdążył się obudzić, a więc wszystko zaczyna się od nowa.
Dzień upłynął mi jak zawsze bardzo spokojnie, zabrałem Merlina na ogródku, gdzie zająłem się, przygotowaniem ziemi na nowe sądząc, a syn mój bawił się z psem.
W międzyczasie miałem przyjemność spotkać się z naszym sąsiadem, troszeczkę z nim rozmawiając, co jak co ale brakuje mi ostatnio towarzystwa kogoś innego niż tylko dzieci, dla tego chyba tak przyjemnie mi się z nim rozmawiało, poza tym mężczyzna dał mi nasiona, które chętnie zasadzę w naszym ogródku, będąc mu wdzięcznym za ten dobry prezent.
Podziękowałem mężczyźnie za jego dobroć, wracając do pracy, przy ogrodzie pilnując czas, aby punktualnie wyjść po córkę do szkoły.
I tak jak podejrzewałem, mimo że czas pilnowałem, musiałem trochę się pośpieszyć, aby odebrać dziecko ze szkoły.
- Przepraszam słonko - Odezwałem się do dziewczynki, która mocno się do mnie przytuliła.
- Myślałam, że już nie przyjdziesz - Wydusiłem przerażona, przyznam, to trochę mnie zaskoczyło.
- Dlaczego miałbym nie przyjść? Przecież zawsze po ciebie przychodzę - Zapytałem, głaszcząc ją delikatnie po głowie, chcąc ją uspokoić.
- Bo ostatnio giną ludzie, wczoraj tata mojego kolegi zniknął, bałam się, że i tobie coś się stało - Wydusiła, zaczynając płakać.
- Skarbie o mnie się nie martw, obiecuję ci, że nic nam się nie stanie, tatuś w pracy pilnuje, aby nic ani nikt nam nie zagrażał, a teraz proszę, weź dwa wdechy i wracajmy do domu dobrze? - Na moje słowa dziewczynka uśmiechnęła się delikatnie, chwytając mocno moją dłoń, oj nie zapowiada się dobrze, już do dzieci doszła tak straszna informacja, muszę porozmawiać o tym z mężem, aby może on porozmawiał dodatkowo z Misaki, troszeczkę ją uspokajając...
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz