Podejrzewałem, że Sorey prędzej czy później poruszy ten temat, chcąc, abym mówił mu o swoich potrzebach, które były duże, ale nie do niezapanowania nad nimi, przecież nie jestem zwierzakiem i powinienem bez problemu zapanować nad swoimi żądzami.
- Sorey, ja po prostu nie chce, abyś się do czegoś zmuszał, wiedząc, że Twoje potrzeby nie są takie jak moje - Wyjaśniłem, mówiąc tylko to, co naprawdę czułem i myślałem.
- Skarbie nie patrz tak na to, jesteś moim mężem i tak jak powiedziałem ci wcześniej, musisz mówić mi o tym, co czujesz i czego potrzebujesz, bo jeśli mi nie powiesz ja się nie domyśle - Wyszeptał, kładąc swoją dłoń na moim policzku.
- Dobrze, postaram się mówić ci, jeśli będę potrzebował zbliżenia - Przyznałem, uśmiechając się do niego delikatnie.
- Nie postarasz się, tylko to zrobisz dobrze? Proszę - Wyszeptał, nie odrywając wzroku od mojej twarzy. Chcąc, abym przez cały czas szczerze patrzył mu w jego zielone tęczówki.
- Dobrze, obiecuję ci, że będę mówił - Przysiągłem, stając na palcach, aby złączyć nasze usta w delikatnym pocałunku, który zmienił się w bardziej namiętny.
- Na to liczę owieczko - Wymruczał, gdy nasze usta oderwały się od siebie, całując delikatnie moje czoło.
Uśmiechając się ciepło do męża, postanowiłem mu odrobinkę pomóc, rozkładając talerze i sztućce na stole, podchodząc do szafek, skąd wyjąłem lampki, mają ochotę na wino.
- Napijemy się lampkę wina do obiadu? - Zapytałem, nie ukrywając chęci spożycia tego cudownego procentowego napoju.
- Jeśli moja owieczka tego chce, nie mogę jej odmówić - Odpowiedział, uśmiechając się do mnie ciepło. - Pójdę po wino, poczekaj na mnie - Dodał, znikając po chwili z kuchni, najwidoczniej idąc do piwnicy, po winno, na które tak czekałem.
- Proszę - Postawił na stole butelkę, którą od razu wziąłem do rąk, nalewając do lampek procentowy napój, stawiając lampki obok talerzy, teraz czekając tylko na obiad.
I takim o to sposobem zjedliśmy wspólny obiad, popijając go pysznym winem, kończąc tę przyjemność wraz z powrotem swoich dzieci.
- Ładnie pachnie - Odezwał się Yuki, stawiając na ziemi Merlin, który od razy do mnie podbiegł, wspinając się na kolana. - Co takiego mamo ugotowałaś? - Dopytał.
- Nie ja a tatuś - Odpowiedziałem, czym zaskoczyłem chłopaka.
- Siadajcie, nałożę wam - Odezwał się tym razem Sorey, od razu wstając od stołu, podchodząc do garnków, nakładając odpowiednią porcję dla każdego z dzieci.
- Naprawdę dobre - Odezwała się jako pierwsza Emma, chwaląc takim sposobem Soreya.
- Dziękuję, ale nie uważam, aby było aż tak dobre, aby mnie chwalić - Odpowiedział, jak zwykle nie mogąc przyjąć do świadomości pochwały.
- Daj spokój tato, jestem w szoku, jak dobrze ci to wyszło - Tym razem odezwał się Yuki, a jednak miałem rację, nawet Yuki dostrzegł, jak dobrze jego tatuś zaczął gotować.
Sorey mimo wszystko nie potrafił przyjąć pochwały, cały Sorey nigdy nie dostrzega w sobie tych pozytywnych cech, których ma tak niewiarygodnie dużo. A pomyśleć, że były czasy, gdy był zupełnie inny, czasem brakuje mi tamtego mężczyzny, w którym się zakochałem.
- Mógłbyś chociaż raz zaakceptować pochwały innych, tym bardziej że na nie zasługujesz - Przyznałem, stojąc przy zlewie, zmywając naczynia, które zdążyły się już tam nazbierać.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz