sobota, 11 marca 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Nie rozumiałem, skąd u niego ten śmiech. Jak to mnie poniosło? Przecież mówiłem prawdę. Nie możemy sobie pozwolić na wiele z tego powodu, że drzwi cały czas są otwarte, by Coco mogła sobie wchodzić i wychodzić. Ani nie mogliśmy się kochać, ani się za bardzo drażnić, w takim bardziej seksualnym znaczeniu tego słowa przez te głupie otwarte drzwi. 
- Waśnie sęk w tym, że nie mogę dać się ponieść – burknąłem, przeczesując dłonią swoje włosy, ciężko wzdychając. To nagłe zniknięcie Merlina mocno na mnie wpłynęło na moje samopoczucie i serce, które przez prawie cały dzisiejszy dzień... cóż, nie biło jakoś bardzo równo. No ale nie było źle, przeżyłem, nikt nie zauważył, że nie czułem się najlepiej. Teraz tylko byłem trochę zmęczony, no ale zaraz i tego problemu się pozbędę w bardzo prosty sposób. 
- Och, więc to wszystko wina biednych kociąt? – usłyszałem jeszcze bardziej rozbawiony głos męża. Naprawdę brzmiałem tak zabawnie? Nie wydawało mi się, abym brzmiał zabawnie, no ale ja może się nie znam. 
- Mhm, no a czyja? Moja? – odparłem, zmęczony kładąc się na poduszki. Jeżeli nasz syn jeszcze raz będzie się tak teleportował, to... nie wiem, co zrobię i czy zdążę w ogóle coś zrobić, bo wcale bym się nie zdziwił, jakby moje serce kolejnego takiego razu nie wytrzymało. Nie wiem, co to dziecko miało w głowie, kiedy stwierdziło, że dobrym pomysłem będzie przeteleportowanie się na zewnątrz. Przecież tyle rzeczy mogło się skończyć źle... Dobrze, że odnalazł się cały i zdrowy, bo bym sobie tego chyba nigdy nie wybaczył. 
- A może tego, że już po prostu jesteś w takim wieku, że nie potrzebujesz tyle czułości? – zasugerował, na co zmarszczyłem brwi. Jak to nie potrzebuję czułości? Ja zawsze potrzebuję czułości, zwłaszcza ze strony mojego męża. 
- Ciebie mi nigdy nie będzie dosyć – przyznałem zgodnie z prawdą. Czasem wystarczy mi jedynie jego widok, bym poczuł się lepiej.
- Wiesz, co mam na myśli – powiedział Miki, podchodząc do mnie i całując w policzek. – Jak się dzisiaj czujesz? – dopytał, gładząc mnie po nieogolonym policzku. Powinienem jak najszybciej zabrać się za pozbycie się tego zarostu, bo przecież doskonale wiedziałem, jak Mikleo za nim nie przepadał. A może jednak przepadał...? Sam nie wiem, zawsze się w tym gubiłem, bo niby nie lubił, ale na naszego sąsiada już się patrzeć lubił. 
- Żyję, więc chyba jest dobrze – zażartowałem sobie, uśmiechając się do niego delikatnie. – Położysz się w końcu obok mnie? Czy jeszcze będziesz patrzeć się na te szczurki? – dopytałem, naprawdę chcąc w końcu się do niego przytulić i zakończyć ten stresujący dzień. 
- To nie są szczurki, tylko urocze kociaki – poprawił mnie, mimo wszystko już kładąc się obok. 
- Tak sobie wmawiaj – wymamrotałem, będąc na granicy snu. – Dobranoc, Owieczko – dodałem, wtulając się w jego ciało i wsuwając nos w jego oczy. Odpowiedzi się nie doczekałem, ponieważ już zdążyłem zasnąć. 
Kiedy obudziłem się następnego dnia, Mikleo nie było obok mnie. Za to była Coco wraz ze swoimi kociakami, ewidentnie z siebie zadowolona. To już któryś raz z kolei, kiedy to przynosi nam swoje młode do łóżka, czego robić nie powinna... tyle dobrego, że są na materacu, nie na moim ciele. Mimo jej niezadowolenia przeniosłem kociaki do łóżka, już nawet tego nie komentując, ponieważ wiem, że i tak do niej nie dotrę. Podczas przebierania się i szybkiego ogarniania się zacząłem zastanawiać się, co z Misaki. Mikleo odprowadził ją do szkoły? A może zrobił to Yuki? Wczoraj byłem za bardzo skupiony na Merlinie... w zamian za to dzisiaj muszę się bardziej na niej skupić i wynagrodzić ten wczorajszy dzień. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz