Demon przyglądał się mężczyźnie, tak naprawdę nie mając ochoty na układy z tym głupim człowiekiem. Mormon i tak był uwięziony w ciele anioła dla tego żaden z układów, które mógłby mu zaproponować, nie miałby sensu, zdecydowanie wolałbym uwolnić się od anioła, aby znów muc żyć pełnią życia bez więzienia, w którym na co dzień się znajduje.
- Nie specjalnie mam ochoty na układy z tobą, nie możesz mi dać niczego, na co miałbym ochotę, ale i bez układów oddam ci te dumną broń, która mi do szczęścia potrzeba nie jest - Przyznał, zgodnie z prawdą chcąc już mieć to wszystko za sobą.
- I oddasz mi Mikleo - Dodał, przypominał mu, nie chcąc najwidoczniej odpuścić tego tematu, no tak, bo przecież od zapłacze się bez tego głupiego anioła. A to akurat bardzo ciekawe, ostatnimi czasy raczej nie spędzają za dużo czasu ze sobą, tak jakby byli razem, a jednak osobno.
- Po co ci on? - Zapytał, opierając się o parapet, przyglądając uważnie mężczyźnie siedzącemu na krześle.
- Po co? To mój mąż i kocham go, dla tego masz mi go oddać - Wyznał, zgodnie z własną prawdą.
- Kochasz go, ale nie spędzasz z nim czasu, pozwalając, aby był sam, to właśnie dla tego pozwolił mi na przejęcie kontroli, myśląc, że naprawdę zabiją, a gdzie ty wtedy byłeś? Pracowałeś sobie, bo przecież to było najważniejsze prawda? - Zadrwił, odwracając głowę w stronę okna, wyczuwając obecność lewiatana, który odważył się zbliżyć do zamku.
- To nie jest twoja sprawa, wchodzisz w ten układ czy jednak wolisz rytułał, który oboje wiemy, jak się skończy - Nawet go nie słuchał, coś tam sobie pies gada a on i tak skupiony na zbliżającym się zagrożeniu odwrócił głowę w stronę tego głupiego człowieka.
- Nie wiem, co tam sobie szczekasz i w ogóle mnie to nie interesuje, ale niech już ci będzie, oddam ci tego głupiego anioła i tę broń tylko weź, się pośpiesz, bo ten głodomor już tu jest - Odezwał się, nie mając ochoty już na dyskusję. Zróbmy, co zrobić musimy i zakończmy te fale radość, która mogłaby już się skoczyć.
Sorey mimo słów demona nie drgnął, najwidoczniej nie będąc do końca pewnym tego, czy powinien zaufać tak przebiegłej istocie jaką jest demon.
- Nie ufam ci - Odpowiedział w końcu, czym rozbawił demona, no kto by pomyślał, że istota nieczysta może kłamać.
- Nie jest to dla mnie zaskoczeniem - Wzruszył ramionami nie specjalnie tym faktem przejęty, nie potrzebował zaufania od tak marnego człowieka, jakim był Sorey, sam chciał przecież wejść z nim e układ, który miałby sensu, gdyby demon był wolny, a tak nie ma mu nic do zaoferowania. - To ty się dalej zastanawiaj nad tym, czy mi zaufać a ja w tym czasie popatrzę sobie, jak ten lewiatan atakuje strażników - Odparł, niewzruszony śmiercią tych ludzi, on i tak ich wszystkich nienawidził, mając ludzkości za robactwo, które zaległo się na tym świecie, może taki lewiatan był potrzebny, aby wytępić to robactwo a później cóż my demony raczej będzie w stanie przed tym uciec, w końcu nie jest to takie szybkie jak bardzo silne. - Nie śpieszy ci się, jak widzę - Zwrócił się do Soreya, już znudzony tym atakiem w pułapce tracąc tylko czas. A niby tak bardzo zależało mu na ratowaniu tych ludzi.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz