Z uwagą słuchałem tego, co miał do powiedzenia świadek nie mogąc uwierzyć w to, co tak właściwie mówił. Opis osoby, którą widział, kiedy uciekła z miejsca zdarzenia, pasował idealnie do mojego męża, co nie mogło być prawdą. Miki był aniołem, nie był w stanie zrobić krzywdy innym ludziom. Co innego demon, który w nim drzemie, ale raczej nie powinien się uwolnić spod kontroli Mikleo, no chyba, ze stało się coś, o czym nie wiem... póki jednak nie porozmawiam z mężem nie będę wydawał osądów.
Najgorsze było to, że Mikleo wszyscy znali przez to, że już raz uratował miasto, więc nikt go raczej nie pomyli, przez do trudniej będzie mi go obronić, ale i tak nie będę poddawał. Nikomu nie pozwolę na to, by się do niego zbliżył. Nie pozwolę, by trafił do lochu, wystarczy, że ja tam kiedyś trafiłem i nie było to najprzyjemniejsze doświadczenie, dlatego zrobię wszystko, by udowodnić mu niewinność. Może lepiej byłoby, gdyby został z dziećmi... jak wrócę do domu, będę musiał z nim o tym porozmawiać. To tylko podejrzenia, ale i tak lepiej, aby zniknął z miasta, dopóki ta sytuacja się nie wyjaśni.
- Ten opis wydaje się pasować do twojego męża – zauważył mój szef, kiedy świadek opuścił koszary.
- To musi być ktoś do niego bardzo podobny. Mikleo jest aniołem, on nie jest w stanie kogoś skrzywdzić, nawet w obronie własnej. Kiedyś został brutalnie pobity i nie zrobił, by w jakikolwiek sposób się obronić. Poza tym, nie mógł popełnić tych morderstw, ponieważ kiedy się pojawiły, był ze mną cały czas– zacząłem, od razu przyjmując ofensywną pozycję.
- Spokojnie, jeszcze nic nie jest przesądzone. Najpierw go przesłuchamy, porównamy wersje, i wtedy zobaczymy – uspokoił mnie, ale wcale uspokojony się nie czułem. Nawet jeżeli nie będą uważać, że jest winny, to ludzie będą myśleli, że to on stoi za tymi morderstwami, więc będą musieli coś zrobić, a coś oznacza wtrącenie go do lochu.
- Przyprowadzę go – mruknąłem, trochę podminowany i jak najszybciej opuściłem teren koszar.
Nie miałem teraz innego wyboru, jak tylko go tutaj przyprowadzić mimo, że bardzo tego nie chciałem. Nic dobrego z tego nie wyniknie, czuję to w kościach. Po złożeniu zeznań będzie musiał zostać w mieście, bo jeżeli zniknie będzie to równoznaczne z przyznaniem się do winy. Ale gdyby zniknął, a morderstwa nadal by były, oznaczałoby to, że Mikleo jest niewinny. Zawsze jeszcze mogliśmy liczyć na Alishę, która na pewno będzie stała po naszej stronie.
Wróciłem do domu w paskudnym nastroju. Nie chciałem go prowadzić do koszar, ale nie miałem innego wjścia. Jeżeli ja tego nie zrobię, to zrobi to ktoś inny i bardzo bym tego nie chciał. Samemu też będę się czuł okropnie, prowadząc męża w oficjalnym stroju, w oficjalnej sprawie. Mam nadzieję, że Miki mi to wybaczy.
- Wcześnie wróciłeś... czemu jesteś w mundurze? – spytał, zaskoczony moim wczesnym powrotem oraz oficjalnym strojem.
- Musimy porozmawiać – powiedziałem, zamykając za sobą drzwi. – Powiedz mi, demon, który jest w tobie... kontrolujesz go ostatnio? – dopytałem, przyglądając się mu uważnie.
- Od czasu rytuału nie miałem z nim problemu. Dlaczego pytasz? – odparł, przyglądają mi się ze zmartwieniem. Czyli to musiał być ktoś bardzo do niego podobny... inne wytłumaczenie nie istnieje. Już prędzej uwierzę w powrót jakiegoś jego złego brata bliźniaka niż w to, że to on stoi za tym wszystkim.
- Ktoś twierdzi, że widział cię, jak nad ranem widział cię całego we krwi, kiedy uciekałeś. Mam cię zabrać na przesłuchanie – wyjaśniłem, patrząc na niego niepewnie.
- Ale to nie ja...
- Wiem, Owieczko, spokojnie. Wierzę ci – dodałem natychmiast, podchodząc do niego i chwytając jego dłonie. – Obiecuję, że nic ci nie zrobią. Nie pozwolę im na to, rozumiesz? – wyjaśniłem, uśmiechając się delikatnie, by go uspokoić.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz