wtorek, 28 marca 2023

Od Soreya CD Mikleo

Wydawało mi się, że kątem oka dostrzegłem za sobą ruch, ale kiedy się odwróciłem, nikogo nie było. Nie oznaczało to jednak, że faktycznie nikogo tam nie było, bo wcale bym się nie zdziwił, gdybym zobaczył mojego męża. To było dosyć normalne, w końcu na pewno obudziło go to pukanie do drzwi. Albo nasz kochany Cosmo, który bardzo ładnie ujadał na złego pana. Jak dobrze, że wtedy go zabrałem z tej ulicy...
Wróciłem na górę, by upewnić się, że z Mikim wszystko w porządku. Skoro ten uparciuch nie chciał iść do zamku, być może musiałem przyprowadzić kogoś tutaj. Tylko pytanie brzmi, kogo? Może któregoś z Serafinów? Tylko je mogłem tak naprawdę poprosić, bo zbyt wiele znajomości nie utrzymywałem. Mógłbym czysto teoretycznie pogadać z Roscoe, ale mój mąż i były partner w jednym domu to nie jest najlepsze połączenie, zwłaszcza, że Mikleo jest o niego zazdrosny, ale z jakiej racji, to ja nie wiem. Mógłbym przyprowadzić też jego mamę i dzieci z powrotem, ale to znowu cały dzień wyjęty z pracy. No i musiałbym zostawić Mikleo samego, a to się na pewno dobrze nie skończy...
- Nie martw się, Owieczko. Masz alibi na dzisiejszą noc, nic ci nie mogą zarzucić – powiedziałem cicho, siadając na krańcu łóżka i gładząc go po udzie. 
- Jesteś moim mężem, to oczywiste, że będziesz po mojej stronie – burknął, a mnie jego słowa tak trochę zabolały. Oznaczałoby to, że moje słowa nie są ważne, a przecież były. A przynajmniej w świetle prawa. 
- Będę i zrobię wszystko, by ci pomóc. Nie myśl o tym za dużo i postaraj się dzisiaj wypocząć – poprosiłem, całując go w policzek. – Idę do pracy, wrócę najszybciej, jak tylko będę mógł – dodałem, podnosząc się z materaca. Może jednak powinienem rzucić to wszystko w cholerę i siedzieć z nim? Mógłbym na to sobie pozwolić, owszem, ale przez to później nasze dzieci nie będą miały nic na start w przyszłość. Zawsze pozostawała mi praca u Alishy... nie chciałbym tego robić, ale lepsze to niż proszenie ją o pieniądze. Albo wymierzenie przez ludzi samosądu na Mikleo. 
- Uważaj na siebie – powiedział, odwracając się w moją stronę. Mogłem dzięki temu dostrzec, że jego oczy były zaszklone, jakby przed chwilą płakał. Dla jego zdrowia psychicznego muszę być przy nim, nie mam innego wyjścia. Szef mnie zabije, ale bardziej niż to miasto cenię sobie mojego męża. 
- Będę, Owieczko. Nie płacz, ci ludzie nie są warci twoich łez – wyszeptałem, nachylając się nad nim, by wytrzeć jego poliki. 
- Postaram się – wyznał, siląc się na delikatny uśmiech. Wymuszony nie był tak piękny, jak taki normalny, ale cały czas był cudny. 
- Do zobaczenia wieczorem – powiedziałem, po razu ostatni całując jego usta. 
W pracy jak zwykle atmosfera była ponura. Tyle dobrego, że nie musiałem wysłuchiwać tych wszystkich oszczerstw dotyczących mojego męża, bo chyba by mnie szlag trafił. Patrolując ulice miasta natrafiliśmy na ślady krwi. I co najdziwniejsze, w pewnym momencie te ślady się rozdzieliły. To nie było normalne i wcale bym się nie zdziwił, gdyby była to zasadzka. Mimo tego postanowiliśmy się rozdzielić i Sebastian poszedł za jednym tropem, ja za drugim. Czułem, że popełniamy błąd, ale krew była świeża, więc do kogokolwiek by nie należała, możemy go jeszcze uratować. 
Nigdy jednak nie spodziewałem się, że mój ślad doprowadzi mnie do Mikleo, który... pożerał wnętrzności dziewczynki, tak bardzo pochłonięty tym faktem, że w ogóle się na mnie nie patrzył. Przez moment myślałem, że śnię, bo to był tak nierealny obraz, ale niestety nie... nie, stop, to nie jest Mikleo, to nie może być on, ponieważ mój Miki w tym momencie leży w łóżku, przytłoczony tymi wszystkimi podejrzeniami. Stwór, który przybrał postać mojego męża, podniósł głowę, posłał mi obrzydliwy uśmiech i po prostu uciekł. Byłem tak zszokowany, przerażony i obrzydzony tym, co właśnie zobaczyłem, że po prostu mu na to pozwoliłem. 
- Sorey! – głos mojego kolegi sprawił, że trochę się ocknąłem. – Wszystko w porządku? Widziałeś coś?
- Nie. Już ją taką znalazłem – powiedziałem beznamiętnie, spuszczając wzrok z ciała biednej dziewczynki. To pewnie to uprowadzone dziecko z nocy...  biedna maleńka. Nie zasługiwała na to. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz