Zerknąłem na niego niepewnie, nie będąc przekonany do jego stanu zdrowia. Wyglądał na kogoś, kto raczej powinien leżeć w łóżku, zwłaszcza, że jeszcze tak strasznie opatulił się kocem, jakby było mu zimno. Wcześniej proponowałem mu, że możemy się przejść nad jezioro, jeżeli będzie się czuć lepiej, ale mam oczy, jeszcze jako tako zdrowe i widzę, że może być mu ciężko utrzymać się na nogach. Z jednej strony uważałem, że powinien pozostać w domu, no ale z drugiej strony jest dorosły. A przynajmniej dorosły w ludzkich oczach, bo w anielskich to jeszcze był noworodkiem. No ale ja nie jestem aniołem, tylko człowiekiem, więc dla mnie jest dorosły i jako dorosły powinien znać swoje limity i wiedzieć, jak się czuje.
- Jesteś pewien? Mogę ci przygotować kąpiel. To też jest jakiś kontakt z wodą - powiedziałem, chcąc przedstawić mu jeszcze tę opcję, bo jeszcze mu o tym nie wspominałem. Chyba. Sam już nie wiem, moja pamięć ostatnio jest naprawdę mierna. Jeszcze chwila i zapomnę, jak się nazywam, albo co gorsza, jak Miki się nazywa. O sobie mogę zapomnieć, ale nie o moim mężu. I dzieciach, dzieci także są bardzo ważne w moim życiu.
- Jestem pewien, że chcę iść nad jezioro. Mam dosyć teko leżenia – wyburczał, oddając mi pusty kubek. Czy on właśnie wypił wrzątek...? No dobrze, może nie był to taki wrzątek wrzątek, ale gdybym ja pił tę herbatę, poczekałbym jeszcze chwilę, by wystygła.
- Nie poparzyłeś sobie przypadkiem gardła? – dopytałem, zmartwiony tym, że mógł z tego całego pośpiechu zrobić sobie głupio krzywdę.
- Czuję się dobrze, ile razy mam to jeszcze powtarzać? – wyburczał tym swoim okropnie zachrypniętym głosem.
- No już, przepraszam Owieczko, po prostu martwię się o ciebie. Nie wiem, co ci jest, co ci może pomóc, albo zaszkodzić... nie za bardzo wiem, co zrobić, by ci pomóc – przyznałem, uśmiechając się do niego przepraszająco. Możliwe, że odrobinkę przesadzałem, no ale chciałem tylko, by nie cierpiał.
- Mogę ci podpowiedzieć, co zrobić, by mi pomóc. Wystarczy, że zaczniesz mnie słuchać – odpowiedział Miki, lekko zniecierpliwiony. Chyba moje zachowanie odrobinkę go zirytowało... no a czy to moja wina, że się o niego martwię?
- Niech ci będzie. Pójdziemy na to jezioro, ale po obiedzie. Masz jeszcze trochę czasu, by odpocząć do tego czasu – poprosiłem, całując go w policzek. Nie byłem przekonany do tego wyjścia, ale jeżeli tego chciał, no to zbiorę dzieciaki i wyjdziemy. Najchętniej wyszedłbym tylko z nim, ale nie wierzę, by Merlin puścił mamę wolno z domu.
- Pomogę ci przy obiedzie – zaproponował, już chcąc wstać, ale na to mu nie pozwoliłem.
- O nie, nie, nie. Skoro idziemy nad jezioro, nie będziesz pomagał mi przy obiedzie. Musisz odpocząć, bo ja nie będę w stanie nieść cię na rękach przez cały spacer – wyjaśniłem, popychając go na poduszki. Niech nie zrozumie mnie źle, gdyby to nie było zależne ode mnie nosiłbym go na rękach cały czas, ale przez ubytek w ramieniu nie mogłem za często i za długo nosić ciężkich rzeczy. To było po prostu da mnie niemożliwe. – Zjesz z nami? Czy przynieść ci tutaj? A może w ogóle nie chcesz? – dopytałem, jak zwykle chcąc się dowiedzieć, czy czego moja Owieczka aktualnie pragnie.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz