Byłem obrażony na Mikleo za to, że wręcz zmusił mnie do położenia się, i na Yuki’ego za to, że oczywiście wziął stronę mamy. Nie chciałem leżeć... to znaczy, chciałem, ale tu nie chodziło o to, co chcę, a o to, co muszę. A muszę to ja wstać i iść do pracy, gdyż to było moim obowiązkiem. Byłem pewien, że dałbym radę, musiałbym to tylko troszkę rozchodzić i już czułbym się lepiej, ale nie, musiałem zostać w domu i wypoczywać. Już raz mówiłem, że wypocznę dopiero wtedy, kiedy umrę, teraz nie mam na to czasu, muszę zadbać o bezpieczeństwo i wygodę mojej rodziny.
Niezadowolony położyłem się na poduszki, ciężko oddychając z nadzieją, że to moje głupie serce zaraz się trochę uspokoi. Może jednak jakoś uda mi się wyjść z domu bez informowania Mikleo...? Jakoś przez okno mógłbym powoli wyjść, to jakoś bardzo wysoko nie było... nie no, co ja, głupi jestem, że mam wymykać się z własnego domu? Powinienem wstać i oznajmić Mikleo, że idę do pracy i nic ani nikt nie powinno mnie zatrzymać.
Już chciałem wstać i wcielić w życie swój plan, ale w tym samym momencie na łóżko do mnie wskoczyła Coco, niosąc w pysku jedno ze swoich młodych i położyła je na mojej klatce piersiowej. Powtórzyła tę operację jeszcze dwa razy, a ja, jako że byłem kompletnie zaskoczony nie za bardzo zareagowałem, przez co już po chwili miałem na swojej klatce piersiowej aż cztery koty, bo jeszcze Coco usadowiła na mnie swoje szanowne cztery litery.
- Coco, możesz mi powiedzieć, co ty robisz? – spytałem, patrząc na niego uważnie.
Kotka spojrzała na mnie jakimś dziwnym spojrzeniem, po czym zaczęła myć swoje dzieci. No i tyle byłoby z mojego wspaniałego planu. Mogła jednak położyć je gdzieś obok, bo tak trochę trudno mi się oddychało. Kociaki aż tak ciężkie nie były, ale Coco jednak już swoje ważyła. Nie mając możliwości wstania postanowiłem jednak zamknąć na chwile oczy. Jak tylko wstanę, będę musiał udać się do pracy, wytłumaczyć się z mojej nieobecności, nie chciałbym stracić tej pracy, jest mi potrzebna...
Kiedy następnym razem otworzyłem oczy, był już niemalże wieczór. Miałem się zdrzemnąć na chwilę, nie na kilka godzin... Coco gdzieś sobie poszła, zostawiając szczurki na mojej klatce piersiowej. Coś czułem, że jeżeli ruszę je albo ja ruszę się zbyt gwałtownie, to się obudzą i zaczną przeraźliwie miauczeć. No ale nie mogę tak leżeć, już wystarczająco długo leżałem w łóżku, czas się wziąć za robotę.
- Cicho, już, przecież nic się nie dzieje – mówiłem uspokajająco do kociąt, kiedy przenosiłem kociaki z powrotem do ich łóżeczka. Kilka minut po tym pojawił się Coco, od razu zaczynając je myć i uspokajać cichymi pomrukami. Nie mając żadnych powodów, by zostać w pokoju, zszedłem na dół do kuchni, gdzie była cała moja rodzina, łącznie z Yukim i Emmą. Byłem pewien, że raczej długo u nas nie posiedzą zwłaszcza, że nie za bardzo mieli gdzie spać. Znaczy, mieli salon, no ale ja już doskonale wiedziałem, jak bardzo wygodna jest ta kanapa.
- Tata! – usłyszałem coś za bardzo wesoły głos Merlina i nim się zorientowałem, chłopiec już przy mnie był. Mimo, że jakimś cudem jeszcze byłem zmęczony, co miejsca mieć nie powinno, skoro tyle przespałem, wziąłem go na ręce, bo ewidentnie tego chciał. On zawsze był taki ciężki, czy ja jeszcze taki trochę zaspany jestem.
- Sorey, miałeś wypoczywać – usłyszałem pełen pretensji głos Mikleo. I właśnie po to wstałem, by usłyszeć cudowny głos mojej Owieczki, który mówi mi, że mam iść dalej wypoczywać.
- No i wypocząłem – powiedziałem, siadając na krześle obok Mikleo, sadzając sobie Merlina na kolanach.
- Czujesz się lepiej, tato?- usłyszałem, zdecydowanie za bardzo zmartwiony głos Misaki.
- Oczywiście, że tak, księżniczko. Zawsze czuję się dobrze – odparłem, uśmiechając się delikatnie i od razu poczochrałem jej włoski, troszkę ją tym denerwując. – Powinienem iść do koszar i wytłumaczyć, dlaczego mnie dzisiaj nie było...
- Nie musisz, Yuki już to załatwił. Masz wolne do końca tygodnia – powiedział spokojnie Mikleo, coś tam sobie przygotowując. Albo przygotowując coś mi, też jest taka opcja.
- Ale po co do końca tygodnia? Jutro już mogę wracać do pracy – odpowiedziałem nie rozumiejąc, dlaczego tak długo miałbym być w domu. Jeden dzień przeleżałem i mi wystarczy, więcej już nie musiałem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz