Nie byłem do końca pewien, czy ten miś, którego wybrałem, był aż taki ładny. Miś jak miś, każdy wyglądał dla mnie praktycznie tak samo i tylko dzieci potrafiły zobaczyć różnicę. Oby tylko Merlinowi także się podobało, ale wydawało mi się, że to właśnie w kierunku tej konkretnej maskotki chłopiec najczęściej wyciągał ręce i za każdym razem spotykał się z moim stanowczym nie.
- Pójdę go schować w naszej sypialni – powiedziałem, nigdzie obok nie zauważając naszego jutrzejszego jubilata, czy tam solenizanta. Nigdy nie potrafiłem powiedzieć, czym różni się jedno od drugiego, a jak ktoś mi to tłumaczył, to później tak czy siak o tym zapominałem. Nie ukrywam, że moja pamięć nigdy do najlepszych nie należała.
Tak jak powiedziałem, tak też zrobiłem. Nie zostawiłem go tak po prostu na widoku, tylko ukryłem w szafie podejrzewając, że Merlin może chcieć tutaj zajrzeć chociażby do kotków. Po tym wróciłem na dół już wiedząc, że musiałem poważnie porozmawiać z Mikleo, gdyż nie tak się umawialiśmy. Mieliśmy zająć się przygotowaniami razem, a z tego co zauważyłem, to Miki już zrobił niemalże wszystko. Dom jest wysprzątany, prawie skończył ciasta, więc jedyne, co zostało, to przygotowanie przekąsek i oczywiście przyozdobienie domu, którym zająć się trzeba jutro... i znów Mikleo zrobił praktycznie wszystko sam, a ja nic. I gdzie tu w tym sprawiedliwość? Żeby tylko później mi nie narzekał, że wszystko jest na jego głowie, bo ja chcę mu pomóc, tylko on sobie pomóc nie pozwala, a to już nie moja wina.
- Czy przypadkiem nie mieliśmy zająć się przygotowaniami razem? – zapytałem, kiedy zszedłem na dół do kuchni.
- Wykorzystałem tylko wolny czas, lepiej więc, że trochę już zacząłem, dzięki czemu nie musimy się spieszyć i bać się, że nie zdążymy na czas – odpowiedział, uśmiechając się delikatnie. I jak ja mam się na niego gniewać... skoro już chciał zacząć pracę wcześniej, mógł mi o tym powiedzieć, w takim przypadku podzielilibyśmy się obowiązkami już wcześniej... on to zrobił specjalnie, innego wytłumaczenia nie widziałem.
- Nie po to ustalaliśmy wcześniej takie rzeczy, byś później je olewał – bąknąłem, siadając przy stole, a kiedy tylko to uczyniłem, przeciągając się leniwie. Byłem trochę zmęczony, bo ostatnie dni jednak były takie troszkę męczące, no ale nie chciałem przyznawać się Mikleo, że zamiast mu pomagać zdecydowanie bardziej wolałem położyć się spać. To by bardzo źle o mnie świadczyło jako o mężu i rodzicu.
- Daj spokój, kochanie, nic złego się nie dzieje. Zaraz zjesz i pomożesz mi dokończyć robić ciasta – powiedział, stawiając przede mną talerz z obiadem, czyli ryż z jakimś sosem i warzywami. To ciekawe było, bo jeszcze chyba nigdy nie podawał mi takiego dania. Ogólnie ryż podawał nam bardzo rzadko, ale to nie było nic niezwykłego, gdyż on nie jest tu tak popularny, no ale jestem pewien, że to, co dzisiaj przygotował, będzie przepyszne.
- Lepiej, żeby to było ostatni raz. Nie chcę, by wszystko było na twojej głowie, jesteśmy małżeństwem i nie tak to powinno wyglądać – powiedziałem, biorąc do rąk widelec.
- Nie robię wszystkiego sam. Ty zajmujesz się pracą i nas utrzymujesz, ja zajmuję się dziećmi i domem – wyjaśnił mi spokojnie, siadając naprzeciwko mnie.
- Czyli ja robię za mało, a ty za dużo, więc żeby to wyrównać, muszę ci pomagać, a ty musisz robić mniej – odpowiedziałem, dalej trwając przy swoim zdaniu. Ostatnio wykonuję mniej obowiązków w domu, muszę się ogarnąć zacząć więcej pomagać Mikiemu. Po jutrzejszej imprezie wszystko powinno się uspokoić i wrócić na dawne tory, dzięki czemu będę mógł znów pomagać Mikiemu nieco więcej, bo to, co ostatnio robię w domu, to jakiś żart. – Coś poza ciastami jest jeszcze do zrobienia? – dopytałem uważając, że dokończenie ciast to stanowczo za mało.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz