No i tyle byłoby z mojego planu... Niepotrzebnie się o mnie boją, mnie przecież nic nie będzie, jakoś potrafię o siebie zadbać. Wypad do babci chyba byłby najlepszy dla nich wszystkich, będą odcięci od strasznych informacji i przede wszystkim będą mogli czuć się bezpiecznie. A tu? Nikt jeszcze nie zgłaszał żadnego włamania, ale kto wie, co temu psychopacie siedzi w głowie. Życie byłoby znacznie prostsze, gdyby chociaż raz mnie posłuchali.
– Lepiej, żebyście się o mnie martwili, niż żeby to coś was zaatakowało – wyznałem, odkładając umyte naczynia na suszarkę. – Jeżeli sytuacja się pogorszy, będziecie musieli wyjechać. Czy się wam to podoba, czy nie – wyznałem, patrząc na niego stanowczo. Teraz odpuszczę, bo nie mam siły, ale jak tak dalej pójdzie to sam ich spakuję i odprowadzę do pani mamy Mikleo, pomimo tych wszystkich protestów z ich strony.
– Pragnę ci przypomnieć, że potrafię obronić siebie i dzieci – zauważył, z czym nie mogłem się nie zgodzić. Miki potrafił walczyć, owszem, ale czy lubił? Poza tym dla dzieci taki atak mógłby się skończyć traumatycznie więc lepiej, aby w ogóle do niego nie doszło. A można temu w bardzo prosty sposób zaradzić...
– Nie będę ryzykował waszym życiem. Gotowa do snu? – to zdanie znacznie weselszym tonem powiedziałem do Misaki, która wróciła do nas do kąpieli. Tyle dobrego, że zostaje jutro w domu, więc nikt nie będzie ryzykował wyjściem. Poza mną, no ale ja daję sobie jakoś radę. – No to do łóżka – dodałem, kiedy dziewczynka pokiwała głową.
Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka, czytając jej bajkę tak długo, dopóki nie zasnęła, a trochę to trwało. Chyba strasznie musiał zdenerwować ją fakt, że tak długo nie było mnie w domu. To niedobrze, że jest tak do mnie przywiązana, lepiej dla niej byłoby, gdyby tak jak Merlin bardziej była związana z mamą. Pewnie gdyby nie to, nie oponowałaby na te mini wakacje u babci. Może za bardzo ją rozpieszczałem, jak była młodsza...? Sam już nie wiem.
Kiedy wróciłem do sypialni, Mikleo już spał, czemu się nie dziwiłem. Moja Owieczka dzisiejszego dnia wyglądała na naprawdę zmęczoną. Nie chcąc jej budzić cicho wślizgnąłem się pod kołdrę, uprzednio gasząc świeczkę, i ostrożnie się do niej przytuliłem.
Zerwałem się z łóżka w środku nocy, przerażony tym, co ujrzałem we śnie. Od razu upewniłem się, czy z Mikleo było wszystko w porządku, bo dopiero wtedy mogłem się uspokoić. Chyba oglądanie tych ciał nie wpływa na mnie najlepiej... Wziąłem kilka głębokich wdechów i jak moje ciało przestało tak drżeć, wstałem z łóżka i skierowałem się do łazienki, by przemyć twarz chłodną wodą. Pomimo, że miałem do właściwego wstania jeszcze jakieś trzy godziny nie czułem, aby udało mi się zasnąć z powrotem. A nawet jeśli, to chyba nie chciałbym zasnąć, bo jeszcze znów odnalazłbym zmasakrowane ciało Mikleo w jakieś brudnej alejce.
– Sorey? Wszystko w porządku? – usłyszałem za sobą głos mojego męża. Miałem cichą nadzieję, że jednak go nie obudziłem, no ale jak się okazuje, to było bardzo złudne odczucie.
– Oczywiście, musiałem tylko wstać za potrzebą. Możesz wracać do łóżka – powiedziałem, starając się zabrzmieć jak najbardziej beztrosko. Nie chciałem, by się przejmował i zamartwiał, no ale go też nie okłamałem. Miałem potrzebę umycia twarzy, więc wszystko się zgadza.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz