czwartek, 9 marca 2023

Od Soreya CD Mikleo

Nadal naburmuszony na męża pokręciłem przecząco głową, dalej jedząc to, co mi przygotował, mimo to wszystko będąc odrobinkę głodny. Rano wypiłem tylko kawę, a już prawie że trzeba było kolację jeść, więc chyba miałem prawo. Poza tym, jeżeli będę jadł, to nie będę musiał rozmawiać z Mikleo... Czemu nikt nie potrafił zrozumieć, że już czuję się dobrze? Kiedy dba się o rodzinę nie można pokazać nie ma czasu i miejsca na słabości, a siedząc w domu i nic nie robiąc już na pewno o nią nie zadbam. Znając życie Mikleo nie dopuści mnie do niczego, każąc mi wypoczywać, dopóki mi pośladki z materacem się nie połączą... 
– Sorey, robię to dla twojego dobra – zaczął, chyba troszkę chcąc mnie udobruchać. 
– A ja dla waszego dobra powinienem wrócić jutro do pracy. Z czegoś nasze dzieci muszą żyć – odpowiedziałem, patrząc na niego uważnie. Moje dobro było niczym w porównaniu z dobrem reszty członków mojej rodziny. Możliwe, że mi wiele czasu nie zostało, ale dzieci mają jeszcze całe życie przed sobą, a Miki całą wieczność, i o to właśnie chcę zadbać. A nie o siebie. 
– Jeśli umrzesz, bo o siebie nie zadbasz, własnoręcznie sprowadzę cię z powrotem do żywych i walnę w ten pusty łeb – zagroził, co w żadnym wypadku mi nie przeszkodziło. Wręcz przeciwnie, to zabrzmiało komicznie i może tak ociupinkę uroczo. 
– Czyli nawet po śmierci sobie nie wypocznę... – westchnąłem teatralnie, oczywiście tylko sobie żartując. 
– Ode mnie nie uwolnisz się nigdy – przyznał, nagle i bez żadnego ostrzeżenia kładąc swoją dłoń na mojej klatce piersiowej, w okolicach serca. – Twoje serce cały czas bije nieregularnie – zauważył ze zmartwieniem, czym mocno mnie zdziwił. Jak to? Przecież czułem się dobrze... I to naprawdę dobrze. Jedyne, na co mógłbym narzekać, to na zmęczenie, no ale to pewnie dlatego, że siedzę. Jakbym się trochę rozruszał, byłoby lepiej, no ale nie mogłem, bo przecież miałem wypoczywać. 
– Wydaje ci się, Owieczko. Wszystko ze mną w porządku. Naprawdę – dodałem, chwytając jego dłoń, by zabrać ją z dala od mojej piersi, i pocałowałem jej wierzch. – Jest może coś, w czym mógłbym ci pomóc? 
– Nie będziesz mi pomagał, tylko wypoczywał – stwierdził, na co westchnąłem ciężko. No i wracamy do punktu wyjścia. – Zrobię ci herbaty – dodał, wstając z krzesła. 
I w ten sposób minęła mi reszta dnia. Ja próbowałem coś porobić, ale Miki zaraz przejmował pałeczkę mówiąc, że mam wypoczywać. Przysięgam, że jeszcze raz usłyszę, że mam wypoczywać, to chyba mnie jakiś szlag trafił. Co prawda dzień się zaraz zacznie, ale wcale bym się nie zdziwił, gdybym jeszcze raz to usłyszał. 
W końcu wszyscy poszliśmy do swoich łóżek, mogąc zakończyć ten jakże produktywny dla mnie dzień. Znaczy, prawie wszyscy, bo Mikleo jeszcze poszedł uśpić dzieci. Z początku ja chciałem to zrobić, ale miałem iść się kłaść. Jeżeli przez cały jutrzejszy dzień także będzie powtarzane to, że mam iść odpoczywać, to ja tego przecież nie przeżyję. Zwariuję tu z nimi i tyle byłoby z mojego dbania o rodzinę. 
Postanowiłem poczekać na męża, nie chcąc zasypiać bez niego obok. Za długo dzisiaj byliśmy odseparowani i trochę się za nim stęskniłem, ale za nim, a nie za tym jego powtarzaniem. Naprawdę uważałem, że zarówno Mikleo, jak Yuki przesadzali, a Miki to już w ogóle za bardzo o mnie dbał, zapominając przy tym całkowicie o sobie, a przecież tak nie mogło być. Ja byłem tylko prostym człowiekiem, takich jak ja jest wielu na świecie, no a Mikleo był aniołem jedynym w swoim rodzaju. To o niego trzeba dbać, nie o mnie. 
- A ty nie powinieneś spać? – usłyszałem, kiedy siedziałem przy kotkach, troszkę głaszcząc Coco. 
- Czekałem na ciebie. Stęskniłem się za tobą – odpowiedziałem, podnosząc się na równe nogi. Musiałem podeprzeć się o komodę, gdyż jak wstawałem, troszkę mi się zakręciło w głowie. To pewnie przez zmęczenie, no bo co innego? Zaraz się położę i mi przejdzie, a jak rano wstanę, będę jak nowonarodzony i może tym samym udowodnię Mikleo, że nadaję się do pracy, chociażby tej w domu. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz