piątek, 17 marca 2023

Od Soreya CD Mikleo

Naprawdę miałem już go trochę dosyć i mimo, że do tej pory jakoś drobne humorki i narzekania, tak jakoś nie wytrzymałem. Nie uważałem, bym robił coś złego, ja jedynie się o niego martwiłem i chciałem jego dobra oraz komfortu. Nie mogłem mu pozwolić na to, co naprawdę chciał, bo przecież zaraz by się jeszcze bardziej doprawił. Zresztą traktuję go tak, jak on traktuje mnie, gdy czysto teoretycznie nie domagam, więc tym bardziej nie powinien być zły. Mógłby się zdecydować w końcu, co chce, a czego nie, bo ja naprawdę nie mam ani czasu, ani siły, ani ochoty na skakanie wokół niego. Mam dużo rzeczy do roboty, muszę zająć się dziećmi, które przecież lada dzień będą chciały wyruszyć, więc dobrze byłoby spędzić z nimi trochę czasu, już nie mówiąc oczywiście o przyszykowaniu im prowiantu na jakiś czas. Więc jakby to tak wszystko podsumować, to czeka mnie sporo roboty. 
- Wszystko w porządku? – usłyszałem, kiedy zdenerwowany zszedłem na dół. Nie czułem się najlepiej, zarówno pod względem psychicznym jak i fizycznym, i nawet nie starałem się tego ukrywać, a przynajmniej nie przy Yukim, gdyż to nie mało sensu. I tak by mnie przejrzał i tak.
- Niezbyt. Mama nie chce iść na spacer. Mógłbyś wziąć Merlina nad jezioro? – spytałem, pocierając skronie. Z tych nerwów i słów męża tylko rozbolała mnie głowa... a miał być to taki miły, rodzinny weekend. 
- Mhm, pewnie. Wezmę jeszcze Cosmo, myślę, że się ucieszy – odpowiedział, na co pokiwałem głową. Trochę ostatnio zaniedbałem naszego kochanego psiaka, przyznaję, ostatnio nie jestem ani najlepszym mężem, ani rodzicem, ani opiekunem zwierzaka... chociaż, kiedy ja byłem najlepszy? Ano nigdy. 
Dzieci wyszły, a ja zostałem sam w cudownie pustym i, co najważniejsze, cichym domu. Może dzięki wszechobecnemu spokojowi głowa przestanie mnie boleć. Nie miałem jednak za wiele czasu na odpoczynek, musiałem zająć się sprzątaniem kuchni, co w pierwotnych założeniach miałem sobie zostawić na później. Wpierw jak najszybciej chciałem zabrać Mikleo nad jezioro, bo tego chciał, no ale skoro się rozmyślił, to mam teraz na to czas. 
Kiedy posprzątałem kuchnię, co trochę mi zajęło, zabrałem się za przygotowanie Mikleo kolejnej herbaty. Niech mnie przeklina i na mnie narzeka, ale pić musi, by pozbyć tej chrypki. Przecież nie mogłem go tak pozostawić go samego sobie, nawet jeśli serdecznie miałem go dosyć. Miałem wrażenie, że po tych herbatach lepiej brzmi, i tego się trzymałem. Wziąłem do rąk kubek i poszedłem na górę. Nie spodziewałem się, że Mikleo zwróci na mnie jakąkolwiek uwagę, no i się nie myliłem. Nie zareagował na mnie w żaden sposób, ewidentnie dalej na mnie zły. Za co? Nie wiem. Znaczy, wiem, ale to było głupie. Był na mnie zły za to, że się o niego martwiłem. Ze wszystkich powodów, jakie mógł wybrać, by być na mnie zły, ten był chyba najdziwniejszy. 
– Proszę. Wypij, póki ciepłe – powiedziałem, stawiając kubek na szafce i zaraz po tym wyszedłem z pokoju, nie chcąc mu przeszkadzać. Miał dosyć mnie i mojej opieki, więc nie będę mu przeszkadzał. 
Zamiast tego poszedłem na dół, na kanapę by trochę się zdrzemnąć. Miałem nadzieję, że po tym ból głowy mi przejdzie. Nabawię się przez to bólu pleców, bo ale zbytnio wyjścia nie miałem. Normalnie położyłbym się w sypialni, ale Miki dosyć dobitnie pokazał mi, że nie ma ochoty na moje towarzystwo, więc to uszanuję.

<Owieczko? c:>    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz