Westchnąłem cicho na słowa mojego męża, już wiedząc oczywiście, jaka będzie odpowiedź. Nie mogłem nie pójść do pracy, bo zostawiłbym partnera samego, a to mogłoby się źle dla niego skończyć. I to mnie mówił, że przesadzałem, a sam za bardzo panikował...
- Jeżeli zostanę w domu, to Sebastian zostanie sam, i jeszcze jemu coś się stanie – wyjaśniłem spokojnie, gładząc go po włosach. Musiałem być spokojny, by Mikleo był spokojny, bo jeżeli będę panikował, jak to dzisiaj w nocy zrobiłem, to znów będzie się za bardzo stresował, a jak się stresuje za bardzo, to wpływa to na jego zdrowie i wygląd. – Wrócę szybko, nie martw się o mnie – dodałem, całując go w czubek nosa.
- Jak mam się nie martwić, jak coś cię może zaatakować – bąknął, mocniej wtulając się w moje ciało.
- Najbardziej narażeni są strażnicy, którzy chodzą na nocne patrole. Ja tylko odnajduję zmasakrowane ciała – powiedziałem beztrosko mimo, że wcale się tak nie czułem. Odnajdowanie tych ofiar było okropne, zwłaszcza, że czułem się tak trochę współwinny tych zbrodni. W końcu, gdyby tylko był lepszym strażnikiem, to bym zdołał odnaleźć tego psychopatę i do tych zbrodni by nie doszło, a ci ludzie nadal by żyli...
- Co nie zmienia faktu, że jesteś narażony – odparł, dalej uparcie trzymając się swojego zdania.
- Przesadzasz, Owieczko. Spróbuj się dzisiaj troszkę zrelaksować – poprosiłem, po raz ostatni całując go w policzek. – Musze lecieć, do zobaczenia wieczorem – dodałem, odsuwając się od niego.
Obchód zaczął się jak zwykle w ponurym nastroju, czemu się nie dziwiłem. Ludzie i do nas, strażników, mieli pretensje, że nic nie robiliśmy i pozwalamy na to, by niewinni ludzie ginęli. Z jednej strony ich rozumiałem i sam uważałem, że moglibyśmy się bardziej postarać, ale z drugiej strony nawet nie wiedzieliśmy, z czym mieliśmy do czynienia, gdzie szukać, co robić... Jak na razie jedyne, co mogliśmy zrobić, to radzić ludziom, by nie wychodzili z domów po zmroku.
Myślałem, że ten patrol skończy się tak, jak każdy inny, ale się myliłem. W jednej z uliczek znaleźliśmy dziewczynkę, która ledwo żyła, ale jej ciało było strasznie poszarpane. Kątem oka dostrzegliśmy, jak ktoś znika za budynkiem i od razu założyliśmy, że był to nasz poszukiwany psychopata, bo w przeciwnym przypadku by tak nie uciekał. Sebastian postanowił pobiec za nim, a ja zająłem się dziewczynką, która do złudzenia przypominała mi Misaki. Serce kuło mnie na samą myśl, że to właśnie mogłaby być ona...
- Już ci pomagam, spokojnie, oddychaj... – mówiłem do niej, próbując wyleczyć jej rany. Niestety, albo byłem a słaby, albo spóźniony, albo jedno i drugie, ponieważ dziewczynka umarła mi na rękach.
Sebastian wrócił do mnie kilka minut później, bez żadnych dobrych wieści, gdyż nie udało mu się go złapać. Po tym czekał nasz szereg nieprzyjemnych czynności, jak poinformowanie szefa, grabarza, złożenie zeznań, uporanie się z gapiami, wysłuchiwanie bardzo przykrych słów od matki martwej dziewczynki... ja osobiście byłem strasznie przybity i roztrzęsiony tym, że dziewczynka umarła na właśnie moich rękach.
- Szef mówi, że masz wracać do domu – powiedział cicho Sebastian, kiedy ciało dziewczynki zostało zabrane.
- Dam radę dokończyć patrol, chodzenie w pojedynkę jest niebezpieczne – mruknąłem, patrząc na swoje ręce, które były całe we krwi. Najpierw powinienem umyć dłonie, chociaż ludzie i tak będą mnie wyzywać od mordercy, ponieważ mam krew na rękach.
- Idź do córki, spędź czas z rodziną. Szef znajdzie za ciebie zastępstwo – utrzymywał dalej, a ja nie miałem innego wyjścia, jak tylko wrócić do domu. Z jednej strony to dobrze, bo niczego w tej chwili bardziej nie chciałem jak przytulić moją księżniczkę, ale z drugiej czułem się źle, że zostawiam Sebastiana samego z tym wszystkim, zwłaszcza, że teraz mamy już pewność, że ten ktoś atakuje nie tylko w nocy...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz