czwartek, 30 listopada 2023

Od Haru CD Daisuke

Na dworze było zimno i tego byłem bardziej niż świadom, przecież wróciłem z pracy, a moja praca zwykle opierała się na chodzeniu po dworze, może też dla tego to zimno mnie tak nie zaskoczyło, jak zaskoczyło mojego panicza.
No i właśnie z tego powodu, że on sam był ze mną, spacer był krótszy i znacznie szybszy, nie mogę przecież pozwolić, aby mi się przeziębił lub żeby znów mi narzekał, że mu zimno, chociaż coś tak czuję, że i tak będzie mi jęczał i to na pewno nie w ten przyjemny sposób.
- Zrobić ci coś ciepłego do picia? - Podpytałem, gdy tylko wróciliśmy do domu, gdzie umyłem łapy psu i rozpaliłem kominek a wszystko to po to, aby mój panicz nie marzł mi jeszcze bardziej niż i tak już mi wymarznie.
- Poproszę - Odezwał się, gdy tylko zjawiłem się w kuchni, wracając z sypialni, gdzie stawało się coraz to cieplej z powodu kominka.
Po jego odpowiedzi od razu przygotowałem mu gorącą herbatę, którą postawiłem na stole, gdy tylko woda była już zagotowana.
- A ty nie pijesz? - Dopytał zdziwiony, przyglądając mi się z uwagą a może nawet zdziwieniem w oczach.
- Nie, mi tam jest ciepło, nie potrzebuję się rozgrzewać - Przyznałem, mówiąc bardzo poważnie, moje ciało przez cały ten czas było gorące, tak jakby moje ciało w ogóle nie zwracało uwagi na to, jaka jest temperatura wokół mnie, czy jest zima, czy jest lato, moje ciało zawsze jest gorące, a więc chyba nie mam na co narzekać.
- Jak to w ogóle jest możliwe? - Mruknął, trochę chyba niezadowolony z tego faktu, no cóż, mogę powiedzieć tak już po prostu mam.
- No wiesz, od dziecka żyłem w takich warunkach, a więc moje ciało już się uodporniło na zimno panujące wokół mnie - Przyznałem, podejrzewając, że to po części tego zasługa, a jeśli nie tego to, cóż nie wiem za bardzo.
 Mój panicz kiwnął głową, biorąc łyk herbaty, grzejąc dłonie od gorącego kubka, który mogłem wygrzać mu dłonie, oczywiście ja też mogłem to zrobić i w sumie to zrobię, ale za chwilę.
Nie mówiąc nic, wstałem z krzesła, kierując się do łazienki, gdzie przygotowałem nam gorącą kąpiel, aby rozgrzać nasze ciała, a raczej jego ciało, bo moje i tak było ciepłe.
- Zaprasza do kąpieli - Zawołałem, wychodząc na chwile z łazienki, aby zwrócić jego uwagę, od razu dostrzegając zadowolenie wymalowane na jego twarzy. Daisuke od razu wstał, idąc do łazienki, gdzie zażyliśmy gorącej kąpieli, po której się rozgrzaliśmy, przebierając w cieplejsze ubrania, to znaczy on dostał ode mnie cieplejsze ubrania, bo mi wystarczyły same spodnie więcej do szczęścia mi nie potrzeba.
Po wspólnej kąpieli od razu skierowaliśmy się do sypialni, wślizgując się pod kołdrę, gdzie jak dla mnie było przyjemnie ciepło.
- Jest ci ciepło? - Dopytałem, chcąc być pewien, że w tej chwili niczego mu nie brakuje.
- Teraz tak - Odparł, kładąc głowę na mojej klatce piersiowej.
- To dobrze - Odetchnąłem, cicho ziewając. - Mam nadzieję, że tym razem nie zaśpię a ty ze mną, jeśli chcesz jutro iść ze mną - Dodałem, po chwili obawiając się tego, że znów zaśpię, a to w ogóle mi się nie uśmiecha..

<Paniczu? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Nie chciałem przyznawać przed Mikleo, że bolały mnie plecy. Bo jak się przyznam, że coś mnie boli, to jeszcze każe mi odpoczywa, zamiast mu pomagać. Albo wręcz przeciwnie, stwierdzi, że ten stan to była moja wina i że muszę teraz za to zapłacić – i słusznie, bo to była moja wina, troszkę za bardzo się wkręciłem, ciągle chciałem przeczytać tylko jeden rozdział, i jeszcze jeden, i jeszcze jeden... ale byłem pewien, że zasnąłem w pozycji siedzącej. A obudziłem się leżąc na poduszce. Czegoś chyba nie zapamiętałem... tak czy siak, wolę się nie przyznawać. Tak jest bezpiecznie, niczego nie ryzykuję, no i też ten ból jakiś bardzo zły nie jest. A przynajmniej tak myślałem aż do momentu, w którym to chciałem poruszyć głową. Cóż, dzisiaj gestykulować to ja za bardzo nie będę dzisiejszego dnia. I mam nadzieję, że tylko dzisiejszego dnia, bo jak jutro też będę się tak czuć, to nie wiem, jak ja będę funkcjonować. Jak ja dzisiaj będę funkcjonować? To też jest bardzo dobre pytanie. 
- W ogóle mnie nie bolą – powiedziałem, siląc się na szeroki uśmiech. – Nawet nie wiem, czemu miałyby mnie boleć. Nie robiłem wczoraj nic niezwykłego?
- Nie? A jak się czytało? -  dopytał z tym swoim uśmieszkiem, który wskazywał na to, że wiedział doskonale o tych moich plecach. Czy jest sens, by ukrywać to dalej przed nim? Nie. Czy będę to robił? Tak. 
- Bardzo dobrze. Książka jest cudowna, czytałem o takich ruinach położonych na pustyni, czyli takiej ogromnej przestrzeni, pełnej piasku, i jest tam za dnia tak strasznie gorąco, ale w nocy... – zacząłem, ale Mikleo nie pozwolił mi dokończyć. 
- Wiem, co to jest pustynia, słońce, nie musisz mi tłumaczyć – powiedział, cicho wzdychając. – Proszę, przygotowałem ci kawę. 
- Dziękuję, Owieczko, jesteś najlepszy – przyznałem, uśmiechając się do niego lekko, naprawdę mu za to wdzięczny. Chociaż, czy to coś da? Byłem strasznie zmęczony i obolały, jakbym nie spal całą noc, a przecież to możliwe nie było, bo pamiętam, jak nagle jakoś zasnąłem magicznie. 
- Oczywiście – odparł, ciężko wzdychając. 
Tak więc zabrałem się za picie tego cudownego napoju zastanawiając się, co takiego dzisiaj będę musiał zrobić, poza oczywistym zajęciem się dziećmi, bo to zawsze jest w moich obowiązkach. Może posprzątać? Ale wydaje się tu być stosunkowo czysto. Zawsze tu było tak czysto? Nie no, nie zawsze, przy dzieciach nie jest to możliwe. Czyli wychodzi na to, że Mikleo musiał posprzątać to wcześniej. Rany, jak o potrafi tak wcześnie wstawać? Ja jedyne, na co miałem ochotę w tym momencie, to znów pójść spać. Nie miałem siły, i energii. I w dodatku bolały mnie nie tylko plecy, ale i kark, tak więc musiałem odwracać się całym ciałem, a nie tylko odwracać głowę. Znaczy się, raz się trochę zapomniałem i odwróciłem głowę w stronę Hany i ból był ogromny. Nigdy więcej tak nie zrobię.
- Pomóc ci w czymś? – dopytałem Mikleo, oczywiście chcąc mu pomóc mimo mojego raczej beznadziejnego stanu. Nie mogę przecież poddać się jakiemuś bólowi. Jestem mężczyzną i głową tej rodziny, nie mogę się tak po prostu poddać, wszyscy tutaj w końcu na mnie polegają. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Haru miał rację. Było na zewnątrz zimo i mokro, a ja nie lubiłem, kiedy było zimno i mokro. No ale co tu miałem robić sam? Zanudziłbym się tu na śmierć. Już sobie wystarczająco długo sam tu pobyłem, i nie podobało mi się to. Zresztą, i tak zmarznę, i tak, więc chociaż z nim czas spędzę.
- A ja myślałem, że lubisz słuchać moich jęków – odparłem, uśmiechając się wrednie. Ja osobiście nie lubiłem słuchać swojego głosu podczas seksu, wydawało mi się, że jakoś tak dziwnie on brzmiał. Ale Haru się on podobał, i też jak już raz się ponieść dałem, to od tamtej pory raczej się nie powstrzymywałem, ale też nie dawałem tak samo ponieść, jak za tym pierwszym razem. Tak, takiej twarzy z mojej strony nie powinien widzieć nigdy, na pewno nie wyglądałem wtedy dobrze, i nie brzmiałem. Na szczęście drugi raz tego przykucia do łóżka nie powtórzył. Niech tylko spróbuje, a zrobię jemu to samo.
- Ale to tylko w łóżku – poprawił mnie, na co uniosłem jedną brew.
- Czyżby? Więc jak następnym razem popchniesz mnie na stół albo przyprzesz do ściany, będę musiał pamiętać, by nic się z moich ust nie wydobyło – odparłem, podchodząc do drzwi, by ubrać buty. – Wychodzę z tobą. Tutaj i tak zmarznę, i tak, więc chociaż ci potowarzyszę – dodałem, zawiązując sznurówki. 
- Cóż, twoja wola. Twój płaszcz nie ma kaptura? – dopytał, kiedy zacząłem zakładać mój płaszcz, który naprawdę jest cudowny i ciepły, ale ma jedną, dosyć poważną wadę, a mianowicie właśnie brak kaptura. Pokiwałem głową na jego pytanie. – Poczekaj – usłyszałem, więc grzecznie zaprzestałem tego, co robiłem, cierpliwie czekając na niego. – Trzymaj, moja kurtka ma kaptur – powiedział, mocno mnie tym zaskakując. 
- A co z tobą? – zapytałem, marszcząc brwi i niepewnie przyjmując od niego przedmiot. 
- Ja mam jeszcze jeden egzemplarz. Ale to urocze, że się o mnie martwisz – przyznał, szczerząc się głupkowato. 
- Nie widzę w tym nic uroczego. A łatwiej byłoby, gdybyś miał tu parasol – mruknąłem, odwieszając swój płaszcz i zakładając jego kurtkę, od razu zarzucając kaptur na głowę. Po tym moja fryzura będzie na pewno okropna, ale na szczęście nikt poza nim mnie nie będzie widział, więc mogę to jakoś zaakceptować. – Idziemy? – dopytałem, zerkając w jego stronę. Od razu dostrzegłem, że Haru troszkę taki... no nie wiem, w szoku był. A przynajmniej tak wglądał. Tylko czemu? Co go tak zszokowało? Nie rozumiem go czasami. – Haru? Bo Koda ci zaraz narobi, a ja nie będę ci pomagał w sprzątaniu. 
- Hmm? Tak, tak, idziemy – odparł, z jakiegoś powodu głupkowato się uśmiechając. On naprawdę dziwny jest. Ale i tak go kocham. Znaczy, tak mi się wydaje i tak czuję. Chyba. 
Miał rację, na zewnątrz było okropnie i paskudnie zimno. Z tego też powodu od razu chwyciłem jego dłoń, mocno się do niego przytulając. Że chciało się mu wychodzić... nie mógł po prostu go wypuścić na to malutkie podwórko? Przecież Koda już dzisiaj był na spacerze, w końcu zabrałem go ze sobą na miasto, i także nakarmiłem. Tylko on chyba o tym nie wiedział... no nic, jak już towarzyszę, to mu potowarzyszę do końca. Zachciało mi się spędzać z nim miło czas...

<Piesku? c:>

Od Haru CD Daisuke

Cóż on jeszcze wielu rzeczy nie testował i to w wielu miejscach a każde miejsce poza łóżkiem jest naprawdę bardzo, ale to bardzo fajne, seks poza łóżkiem jest czymś innym, czymś dużo ciekawszym a czasem nawet powodującym przyjemny dreszcz podniecenia jak na przykład seks w miejscu publicznym, w swoim życiu próbowałem wielu miejsc i doskonale wiem, jak przyjemnie jest spróbować czegoś poza sypialnią.
- Musisz nauczyć spodziewać się niespodziewanego, bo sam bardzo lubię testować każde miejsce poza łóżkiem - Odpowiedziałem, poprawiając swoje ubrania, uśmiechając się do niego głupkowato.
- Chyba byłbym w stanie to zaakceptować - Stwierdził, wywołując jeszcze szerszy uśmiech na moich ustach. Całkiem miło, że przynajmniej próbuję zaakceptować mojego upodobania, zresztą tak jak i ja akceptuję jego, nie każdy byłby w stanie pozwolić nazwać się psem i do tego dać się traktować jak pies, gdy twój pan zakłada ci na kark obroże, zapinając do tego smycz, za którą szarpie, aby dać ci znać, co masz dla niego zrobić, to całkiem dziwne, ale przecież każdy ma swoje dziwactwa, dlatego jestem w stanie, jest zaakceptować, przynajmniej dopóki przez te dziwactwa żadnemu z nas nie dzieje się krzywda.
- Ależ jesteś dobry, kto by pomyślał, że tak łatwo to zaakceptujesz - Odezwałem się, uśmiechając przy tym głupkowato.
- Akceptuję, dopóki nikt nas nie widzi, gdy to robimy i akceptuję, dopóki nie wpadniesz na głupi pomysł, aby uprawiać seks w miejscu zdecydowanie niedozwolonym na takie rzeczy - Stwierdził, zapinając swoją koszulę, odbierając mi ten cudowny widok, który naprawdę polubiłem.
- Taki jak seks w ciemnej uliczce? - Dopytałem, po prostu nie mogłem przestać się szczerzyć, zwykły seks a tak bardzo potrafił mnie zrelaksować, odprężyć i dać energię na resztę dnia, choć z reguły powinien ją zabierać.
- Właśnie, takie pomysły nie powinny być przeze mnie akceptowane, ale skoro nikt nie widzi.. - Gdy to powiedział, byłem już pewien, że mu się to podobało, a ja mogłem być pewien, że kiedyś będę mógł to z nim powtórzyć.
- No tak, są pewne wyjądki - Odparłem, chwytając jego dłoń, którą ucałowałem okazując mu całkowity szacunek, na który zasługiwał tak jak każdy człowiek, no dobrze prawie każdy człowiek. Nie każdy w końcu odbiera życie, gwałci, krzywdzi czy robo cokolwiek innego innym ludziom, tacy nie zasługują na szacunek a jedynie na stryczek.
Daisuke kiwnął głową, nic mi nie odpowiadając, wtulając się w moje ciało, co i ja odwzajemniłem przynajmniej na chwilę, póki mój pies nie przypomniał mi o swoim istnieniu.
- Muszę iść z psem na spacer - Powiedziałem, świadoma tego, że albo właśnie z nim wyjdę, albo zaraz będę musiał sprzątać jego odchody w moim domu.
- Mogę iść z tobą? - Zapytał, czym przyznam, lekko mnie zaskoczył, to znaczy nie dlatego, że chciał ze mną iść na dwór tylko dlatego, że nie tylko o to pyta, ale i dlatego, że na dworze jest zimno i mokro a on przecież nie lubi, kiedy jest zimno i mokro prawda?
- Jesteś pewien? Wiesz, na dworze jest zimno i mokro, a ja nie chcę, żebyś potem mi marzł, nie po to cię rozgrzewałem, żebyś znów jęczał, że ci zimno - Wyznałem, uśmiechając się do niego łagodnie, myśląc, że chyba jednak lepiej by został tu w domu, chociaż tu dla niego wcale cieplej nie jest.

<Paniczu? C:> 

Od Mikleo CD Soreya

Wczesnym rankiem, gdy tylko otworzyłem swoje oczy, dostrzegłem mojego męża śpiącego na siedząco, cóż kogoś tu ewidentnie będzie bolał kręgosłup, a to de tego będzie bardzo markotny, a to bardzo mi się nie podobało.
Zmartwiony tym faktem szturchnąłem go delikatnie, widząc, jak otwiera swoje zaspany oczy.
- Sorey połóż się - Poprosiłem, na co ziewnął cicho, rozejrzał się po pokoju, nieobecnym spojrzeniem kładąc na poduszkę, coś tam burczał pod nosem.
Pokręciłem głową, gdy tylko znów zasnął, zabierając książkę, która cały czas leżała z nim w łóżku, kładąc ją na szafkę nocną, po cichu wstałem z łóżka, aby nie wybudzić go ze snu, w który znów zapadł, najwidoczniej wciąż nie mając siły jeszcze wstać, a to oznaczać mogło, że siedział do bardzo późna, a prosiłem go, aby tego nie robił, najwidoczniej książka naprawdę go wciągnęła, a on nie umiał się oprzeć przed zakończeniem rozdziału i pójściem spać, no nic, niech sobie śpi, ja w tym czasie zajmę się całą resztą.
Cicho wychodząc z naszej sypialni, zerknęłam do pokoju dzieci, chcąc upewnić się, czy jeszcze, aby na pewno śpią i jakie było moje zadowolenie na twarzy, gdy okazało się, że jednak jeszcze śpią, a ja spokojnie mogę przygotować śniadanie, nakarmić zwierzęta i trochę posprzątać, w domu zawsze jest co sprzątać.
Mając trochę czasu, zająłem się zwierzakami, które potrzebowały nie tylko jedzenia, ale i pieszczot, przygotowałem śniadanie dla dzieci, chciałem nawet zrobić kawę dla męża, ale stwierdziłem, że to zdecydowanie za wcześnie, ono to pewnie jeszcze trochę pośpi a szkoda, aby pił zimną kawę.
Z powodu tego, że mój mąż spał i że dzieci też spały miałem czas dla siebie, którego czas nie wiem, czy chciałem i potrzebowałem, ale skoro już go miałem, to postanowiłem, że z tego skorzystam.
Zadowolony rozsiadłem się na kanapie, wpatrując w okno, za którym znajdował się nasz ogródek, a na niego lubiłem patrzeć całymi dniami, relaksując się samym jego widokiem.
Niestety ta przyjemność nie trwała zbyt długo, bo już po kilku minutach nasze dzieci dały mi znać o tym, że mają już dość snu, a to oznaczało, że musiałem pójść, wyciągnąć z łóżeczek, sprowadzić na dół, od razu prowadząc do kuchni, gdzie podałem im śniadanie.
Dzieci zajadając się swoim śniadaniem, gdy ja sam usiadłem przy stole, tuż obok nich uważnie obserwując, co robiąc i czy albo na pewno nie rozrzucają jedzenia, co czasem im się zdarzało i to nie był przypadek, a ja dobrze o tym wiedziałem.
Skupiony na maluchach usłyszałem kroki męża, które dały mi jasno do zrozumienia, że już wstał, a ja, aby troszeczkę go uszczęśliwić, wstałem od stołu, przygotowując mu kawę, którą tak bardzo polubił z tego życie, jak i kochał za tamtego.
- Dzień dobry - Przywitałem się, odwracając głowę w stronę ukochanego.
- Dzień dobry - Odpowiedział, a na jego twarzy malował się grymas bólu, czyżby kogoś tu bolały plecy od złej pozycji podczas snu? A można było pójść normalnie spać tylko po co?
- Bardzo bolą cię plecy? - Zapytałem mimo wszystko zmartwiony tym drobnym faktem, podając mu jego ulubioną kawę.

<Pasterzyku? C:> 

Od Daisuke CD Haru

 Jego argumenty odnośnie tego, że przeżył niejedną zimę tu i on wcale nie chce nigdzie się przenosić, tak niezbyt do mnie trafiały. Ja już wymyślę coś, by mieszkał w godnych warunkach. I nie robię to tylko dla niego, ale i dla siebie samego, jakbym miał tu przychodzić w zimę, to bym chyba tutaj umarł. Jak nie kupno domu, to musi zjawić się u mnie. A babkę... cóż, z tymi dowodami, które są ukryte w domu Haru, powinienem mieć ją w garści. I delikatnie zasugerować, że powinna wyprowadzić się do innej rezydencji. Do mniejszej, ale z takimi samymi wygodami, na które nie zasługuje. Najchętniej to wtrąciłbym ją do lochu do końca jej dni, ale wątpiłem, by to było takie proste. 
- A jest coś lepszego i przyjemniejszego od gorącej herbaty? – zapytałem z wrednym uśmieszkiem, unosząc jedną brew, kiedy już się od siebie oderwaliśmy, by zaczerpnąć powietrza. 
- Na przykład whisky – zaproponował, drażniąc się ze mną tak, jak ja z nim. 
- Tylko alkohol ci w głowie, to niepokojące – pokręciłem z dezaprobatą głową, powodując u mojego Haru delikatne rozbawienie. 
- Mam jeszcze jeden przykład – dodał, dodał, napierając na moje ciało i zmuszając mnie tym samym do cofania się, co trwało do momentu, w którym to nie poczułem za sobą blatu stołu.
 Haru jednak się tym nie przejmował, tylko chwycił mnie za pośladki i usadził na stole, co mocno mnie zaskoczyło. Co on ma w tym momencie w głowie? Mam pewne podejrzenie, ale wydawało się ono dosyć śmiałe, i mało prawdopodobne. Chociaż... Haru już raz mnie przeleciał w miejscu publicznym – bo jak inaczej można określić ulicę? – więc co to dla niego, by kochać się ze mną na stole? Chociaż, mi do głowy nigdy by nie przyszło to, by skorzystać ze stołu jak z łóżka. Nie pogardzę seksem, chwila zapomnienia mogłaby być dla mnie naprawdę przydatna. 
- Och? A cóż to za przykład? – dopytałem, przenosząc dłonie na jego kark i tył głowy, wsuwając palce w jego włosy. 
- Najlepiej będzie, jak ci zaprezentuję – odparł, wpijając się w moje usta. 
Z chęcią odwzajemniłem ten pocałunek, przyciągając go bliżej siebie, a Haru zaczął dobierać się do mojej koszuli. Kiedy już miał dostęp do mojego brzucha, zszedł pocałunkami niżej, na moją szyję i klatkę piersiową, nie zostawiając chyba żadnego miejsca, które nie zostałoby wypieszczone. Zamruczałem cicho z aprobatą, czując jego usta w tych najwrażliwszych miejscach. Ewidentnie zadowolony z mojej reakcji popchnął mnie na stół, bym na nim leżał, i bez większego wahania ściągnął spodnie z moich nóg i wszedł we mnie bez ostrzeżenia. Jęknąłem cicho, wbijając paznokcie w jego skórę. Był cudowny i jak zwykle zadbał o moje potrzeby, co nie zawsze miało miejsce. Znaczy, nie z Haru, Haru o mnie dbał zawsze, ale nie wszyscy partnerzy byli tak cudowni, jak on. Właściwie, to nikt nie był. 
- To faktycznie bardzo przyjemny przykład – przyznałem, kiedy po wszystkim Haru odsunął się ode mnie, pozwalając mi się ubrać. – Chociaż, nie spodziewałem się, że zaprezentujesz mi go na stole – dodałem, poprawiając swoje włosy, które na pewno troszkę się zniszczyły podczas tego stosunku. Zresztą, czemu tylko moja koszula była rozpięta? Co z jego? Też lubiłem podziwiać jego ciało, które było ładnie umięśnione i przez to przyjemne dla mojego oka. 

<Piesku? c:>

Od Soreya CD Mikleo

 Zaciekawiony przyjrzałem się książce, którą podał mi Mikleo. Nie widziałem jej tu wcześniej. Znaczy się, nie, żebym przeglądał każdą książkę z naszej całkiem sporej biblioteczki, bo to było fizycznie niemożliwe przy opiece na dziećmi, zajmowaniu się domem i jeszcze do niedawna pracy, no ale okładka tej książki była zupełnie inna. Rogi nie były obite czy pozaginane, napis był pięknie błyszczący, no i sam materiał okładki był taki przyjemny w dotyku, czysty i świeży. To była taka nowa nowa książka, dopiero co napisana, oprawiona w okładkę i wydana do sprzedania. 
- A więc po to się rozglądałeś wtedy w mieście – powiedziałem, kiedy w końcu połączyłem fakty i zdałem sobie sprawę z tego, czemu wtedy magicznie zniknął. Znaczy, nie magicznie, bo nam przecież powiedział, że na chwilę musi od nas odejść, ale teraz wiem, po co. 
- Chciałem ci zrobić niespodziankę – odparl, na co poczułem się źle. Znaczy, książka była wspaniała, tak mi się wydaje, tytuł był ciekawy, a po przejrzeniu kilku stron i zobaczeniu rycin mogłem już śmiało stwierdzić, że będę ją czytał z zapartym tchem. To po prostu ja byłem problemem. 
- A ja ci nie zrobiłem niespodzianki. Od razu widziałeś, co dostajesz – przyznałem, wyraźnie się smucąc. 
 - Skarbie, nie przejmuj się tym. Ja książkę mogłem łatwo schować, a jak ty miałeś schować doniczkę z kwiatem róży? Zresztą, i tak miałem niespodziankę, bo do końca nie wiedziałem, co takiego mi kupisz. No i nie spodziewałem się koszuli – uspokoił mnie, kładąc mi dłoń na policzku, próbując jednocześnie troszkę uspokoić. 
- Ale mogłem się jakoś postarać, coś wymyślić, zaskoczyć cię... a o koszuli już ci mówiłem wcześniej. I nie chciałeś jej założyć – dodałem, trochę smutny z tego faktu. Pewnie gdybym nie wyrzucił tej starej, to zamiast tej pięknej, nowej, no to miałbym w tym momencie przed sobą mojego Mikleo w tej brzydkiej...
- Bo uważam, że niepotrzebnie mi ją kupiłeś, bo nie jest mi taka potrzebna. Ale i tak ci bardzo dziękuję – dodał, całując mnie w policzek. – Przeczytasz ją teraz? – dodał, uśmiechając się do mnie delikatnie. 
- Teraz? A teraz nie idziemy spać? – dopytałem, patrząc na niego z niezrozumieniem. Mój Miki, podobnie jak nasze dzieci, wydawał się być zmęczony całym dniem, no i miał prawo, w końcu w nocy ostatnio tak nie za bardzo spaliśmy, a jak zostawię zapalone świeczki, to Miki nie będzie potrafił spać.
- Przecież widziałem, jak ci się oczy świeciły, dlatego śmiało, nie krępuj się – zachęcił mnie, uśmiechając się delikatnie. 
- Ale jesteś pewien? Ogień ci nie będzie przeszkadzał? – dopytałem, nie chcąc oczywiście mu przeszkadzać. Przecież mogę zgasić świeczki i pójść grzecznie spać, a książkę poczytam następnym razem, jak będę miał więcej czasu. 
- Nie będzie. Tylko nie przesadzaj z czytaniem – dodał, idąc do łóżka. 
Zadowolony ruszyłem za nim, siadając wygodnie na łóżku, i zabierając się za czytanie, kiedy tylko już było mi dobrze. Mikleo za to położył się obok, przytulając się do mnie i zamykając swoje oczy. I podczas, kiedy on od dawna spał, ja czytałem, i czytałem, dając się całkowicie ponieść książkę. I w pewnym momencie jakoś tak... sam nie wiem. W jednej chwili czytałem, a w drugiej wzrok mi się trochę zaczął rozmywać i chyba zasnąłem z książką w ręce i przy zapalonych świeczkach. 

<Owieczko? c:>

środa, 29 listopada 2023

Od Haru CD Daisuke

Nie potrzebowałem ani nie chciałem nowego domu, domu do wynajęcia też nie chciałem, a mieszkanie z nim nie jest dobrym pomysłem, jego babcia już i tak mnie, nie lubi, nie chce, aby mnie otruła, dorzucając coś do jedzenia, gdy nikt nie będzie patrzeć, skoro potrafiła zabić rodziców swojego wnuka, to tym bardziej co może zrobić mi? Oj zdecydowanie wolałbym się tego nie przekonywać.
- Nie chce, tu jest mi dobrze - Odpowiedziałem, chwytając jego dłonie, które były bardzo, ale to bardzo zimne, zmartwione uchwyciłem je mocniej, aby wygrzać swoim ciepłem. - Masz strasznie zimne dłonie - Stwierdziłem, zmartwiony tym jak bardzo zimny on właśnie był..
- Bo jest tu zimno, dlatego czy ci się to podoba, czy nie w zimę mieszkać tu nie będziesz i ja tego dopilnuję - Stwierdził, na co westchnąłem ciężko, no i jak mam z nim rozmawiać, skoro on w ogóle mnie nie słucha? Nie chcę od niego nic, nie chcę ani grosza, a mimo to on te pieniądze wciąż mi daje, kupuję różne rzeczy, których tak naprawdę również nie potrzebuję, ale on uważa inaczej. I choć nie chcę, nic on ciągle mi coś daje, a ja nie czuję się z tym wcale dobrze, ponieważ sam nie jestem w stanie dać mu nic, nie jestem bogaty, nie mam służby ani ekskluzywnych wygód w tym domu. A jedyne co jestem w stanie mu zaoferować to siebie samego i moją umiejętności gotowania, które na szczęście mu smakują.
- Nie wygram z tobą prawda? - Zapytałem, wpatrując się w niego jak w obrazek, podziwiając jego piękno wraz z doskonałością, którą tak bardzo uwielbiałem.
- Nie, przecież już ci mówiłem, że jeśli czegoś chcę, to zrobię, wszystko, aby było po mojemu, a chcę, abyś w zimę mieszkał, poza tym okropnym domem i zrobię wszystko, aby tak się stało - Stwierdził, wywołując u mnie ciężkie westchnięcie..
- Ale ty wiesz, że to nie moja pierwsza zima tutaj spędzona? - Dopytałem, tak aby zdał sobie sprawę, że w sumie skoro przeżyłem tutaj tyle zim to i ta nie będzie dla mnie niczym nowym.
- Tak wiem, zdaję sobie z tego sprawę, ale jak dobrze powiedziałeś, przeżyłeś te zimy. Ale od kiedy jesteś moim pieskiem, nie pozwolę, aby mój zwierzaczek przebywał w tak okropnym miejscu podczas żadnej zimy - Wytłumaczył mi, z powodu czego zmarszczyłem brwi, on to chyba tak naprawdę myśli, że jestem jego psem, no to już z człowieka, wstałem się zwierzęciem, bardzo to miłe, szczerze, gdyby powiedział mi to ktoś inny, chyba bym się zdenerwował, ale on, cóż po prostu chyba się przyzwyczaiłem do tego jego głupiego nazywania mnie psem.
- Twój piesek jest gorący i nie marznie tak jak ty, moja buda jest dla mnie wystarczająco dobra, nie jest mi potrzebna, nic innego tu jest mi dobrze, a jeśli tobie jest zimno, to chyba wypadałoby się troszeczkę rozgrzać jakąś gorącą herbatą lub czymś jeszcze lepszymi i przyjemniejszym od ciepłej herbaty - Powiedziałem, uśmiechając się do niego łagodnie, przyciągając go bliżej siebie, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.

<Paniczu? C:> 

Od Mikleo CD Soreya

Kupując wszystko, co potrzebne było dla naszych maluchów, zadowolony opłaciłem całą należność, zerkając na męża, który trzymał w dłoni ładnie złożoną koszulę, której nie chciałem, a mimo to dostałem, jemu to naprawdę ta stara koszula przeszkadzała, co jeszcze było ciekawsze, w drugiej dłoni trzymał doniczkę z kwiatkiem a dokładnie z różą, która wyglądała naprawdę pięknie.
- To dla mnie? - Zapytałem, zerkając na kwiatek w doniczce.
- Tak, mam nadzieję, że ci się spodoba, posadzisz sobie ją w ogrodzie - Zaproponował, wywołując uśmiech na moich ustach, jak on mnie dobrze znał, mój cudowny facet.
Zadowolony ucałowałem go w policzek, przekazując torbę z ubraniami dla dzieci, musząc zrobić coś jeszcze.
- Możesz podejść z dziećmi do tamtego stoiska, kup im jakąś zabawkę a ja pójdę się jeszcze, za czym rozejrzeć - Poprosiłem, nie chcąc mężowi wprost powiedzieć, że coś mu kupię, niespodzianka to niespodzianka nie może dowiedzieć się przed czasem.
- Jesteś pewien? - Zapytał, przyglądając mi się z widoczną niepewność w swoich oczach, zdecydowanie za bardzo się martwi, to nie było konieczne, przecież nic mi się nie stanie, cały czas będę w pobliżu..
- Hym? Tak, tak idź, zaraz do was dołączę - Zapewniłem, całując go w policzek, uśmiechając się przy tym łagodnie do męża, odchodząc od nich na chwilę, aby zajrzeć do małego stojącego na boku stoisko z książkami.
- Dzień dobry - Przywitałem się grzecznie ze sprzedawcą, przeglądając leżące na małym stolicy książki.
- Dzień dobry, szuka pan czego konkretnego? - Zapytał od razu, nie dając mi nawet się rozejrzeć, nie lubiłem tego w ludziach, nie lubię, gdy ktoś tak szybko wręcz mnie atakuje, nie dając mi się rozejrzeć.
- Czegoś związanego z ruinami - Przyznałem, z niewiadomych powodów wywołując uśmiech na jego twarzy.
- Dobrze się składa, mam tu akurat jedną bardzo ciekawą książkę - Odparł,na chwili znikając mi z oczu, aby już po chwili wrócić z książką. - Starożytne Ruiny najnowsze kolekcja powinna się panu spodobać - Stwierdził, podając mi książkę, przyjrzałem się jej uważnie, przeglądając na szybko stronę po stronie.
- Biorę - Odezwałem się, zadowolony już po chwili zakupując książkę, którą schowałem, aby dać ją mężowi.
Zadowolony wróciłem do moich bliskich, dostrzegając trzymane przez dzieci zabawki.
- Możemy już iść - Odezwałem się, podchodząc do moich bliskich, od razu zostając zarzucony pytaniami, odpowiadając na wszystkie pytania, wróciliśmy do domu, gdzie od razu przygotowałem z mężem obiad, który wspólnie zjedliśmy, a po posiłku zabraliśmy dzieci na ogródek, gdzie ja mogłem posadzić mojego pięknego kwiatka, a mój mąż w tym czasie zajmował się dziećmi, które trzeba było dobrze wymęczyć, aby szybko poszły spać..
Do wieczora przebywaliśmy na dworze, chcąc zmęczyć dzieci, które w końcu padły nie mając nawet ochoty na kąpiel, no nic, wykąpiemy je jutro, dzisiaj niech już po prostu idą spać.
Mając już spokój od naszych maluchów, mogliśmy zażyć oczywiście wspólną kąpiel, po której Sorey zmusił mnie do ubrania nowej koszuli, co uczyniłem tylko dlatego, że moja stara koszula została przez niego wyrzucona.
- Mam coś dla ciebie, mam nadzieję, że ci się spodoba - Odezwałem się, gdy tylko znaleźliśmy się w naszej sypialni, z szafki wyciągając książkę, którą wcześniej tam przed nim schowałem.

<Pasterzyku? C:> 

Od Daisuke CD Haru

 Jak już tak przypomniał mi, co nas czeka, też jakoś tak niezbyt miło mi się zrobiło. Haru mówił, że źle znosił jesień, a co ja mam powiedzieć? Znosiłem źle każdy dzień, w którym to temperatura była za niska. Moje ciało było nieco wrażliwe na niskie temperatury, i na wahania temperatur też, tak więc te okresy przejściowe były dla mnie również okropne. No ale co mm robić, siedzieć i narzekać w te dni? Czasem tak robię, ale z reguły oczywiście działam i staram się nie narzekać, dopóki nie wykonam swoich obowiązków. A jak zrobię to, co mam zrobić, no to sobie wtedy narzekać mogę. 
- Na pewno nie będzie pod twoją opieką, dopilnuję tego – odparłem, przyglądając się jego plecom. Zakładając oczywiście, że dalej będę w pracy, ale coś mi się wydaje, że raczej będę. Nieskromnie rzecz ujmując, jestem dobrym strażnikiem. Nawet bardzo dobrym, jakby się temu bardziej przyjrzeć. Dzięki mojemu zaangażowaniu oraz współpracy z Haru ujęliśmy mordercę, gwałciciela i handlarza ludźmi w jednym, uratowaliśmy kilka dziewczyn, ujęliśmy szefa chyba największej organizacji handlującej ludźmi, którą prawie rozgryźliśmy. To dosyć sporo, jak na to, że nie pracuję długo i jestem jeszcze „początkujący”.
- No to się jeszcze okaże – przyznał, wycierając dłonie i odwrócił się w moją stronę. Naprawdę paskudnie wyglądał. Znaczy, nie paskudnie, bo jak dla mnie jest on przystojny, ale wyglądał na bardzo zmęczonego. To niedobrze. Może brakuje mu witamin? Mogło tak być, na jesień nasza dieta powinna być bogatsza, trzeba się wspierać odpowiednią mieszanką ziół, i na pewno też powinien jeść więcej owoców, warzyw, ale one w tym okresie bardzo drogie są, przynajmniej patrząc na to z jego perspektywy. Będę musiał trochę zadbać o tę jego dietę w tym trudnym dla wszystkich okresie. 
- Powiedzmy, że jak czegoś chcę, to robię wszystko, by to dostać – odparłem, podchodząc do niego, by przytulić się do niego, będąc oczywiście bardzo grzecznym i lodowate ręce trzymając na jego koszuli, a nie pod koszulą. Wolałbym mieć bezpośredni kontakt z jego ciałem, o ale jemu to się tak nie do końca podobało, a powiedzmy, że dzisiaj jestem dla niego dobry. Widzę, że jest zmęczony, więc męczyć go bardziej nie będę. Na to jeszcze czas przyjdzie. – Musimy także porozmawiać o zimie – dodałem, kładąc dłonie na jego plecach.
- A czemu chcesz rozmawiać o zimie? – spytał, marszcząc brwi z niezrozumieniem. 
- Z bardzo prostego powodu. Otóż, kiedy będzie zima, będzie zimno. Wszędzie, w tym tutaj, więc to oczywiste, że na czas zimy ty i Koda musicie zamieszkać w jakimś cieplejszym miejscu. I zastanawiam się, gdzie to będzie. Możesz oczywiście zamieszkać ze mną, ale nie wiem, czy babka jeszcze nie będzie mieszkać ze mną, czy może zdążę do tej pory delikatnie jej zasugerować, że powinna przeprowadzić się do innej rezydencji. Jakby dalej mieszkała ze mną, to doskonale zrozumiem, że nie będziesz chciał ze mną mieszkać. Dlatego też myślałem o tym, by kupić ci dom, zacznie cieplejszy niż ten. Albo chociaż wynajmę. I nie chcę słyszeć o tym, że już się przyzwyczaiłeś. Nie mogę pozwolić, byś mi tutaj marznął, kiedy mam możliwości, by o ciebie zadbać – wyjaśniłem, przyglądając się mu z uwagą, już dostrzegając zaskoczenie w jego cudownych, złotych tęczówkach. Ten kolor tęczówki był naprawdę niezwykły i chyba pierwszy raz widziałem go na żywo. Ale nie powiem tego na glos, bo na pewno zabrzmi tandetnie. 

<Piesku? c:>

Od Soreya CD Mikleo

 Muszę przyznać, że odrobinkę mnie zaskoczył z tą propozycją. Nie z tym, że chciał pójść do miasta, by zrobić zakupy dla dzieci, chociaż nieco wolałbym, gdybyśmy zrobili to wczoraj i dzisiaj mielibyśmy mniej rzeczy na głowie, no ale trudno, bywa. Ja też wczoraj mogłem wziąć mu koszulę, a nie wziąłem, bo mi się zapomniało, mimo, że wcześniej tego samego dnia miałem to w głowie. No nic, nadrobię to teraz, skoro i tak będziemy szli. Wybiorę mu coś ładnego, niebieskiego i na pewno przyjemnego w dotyku, by mu się wygodnie spało. I do kwiatek. Czy kwiatki. To też jest dobre pytanie, bo jest wielka różnica pomiędzy słodziutkim, pojedynczym kwiatuszkiem doniczce czy może wielkim bukietem kwiatów. Ale szkoda kupować bukiet. W sensie, bukiet bardzo ładnie wygląda, póki jest świeży, a później, jak już uschną, trzeba je wyrzucić. I szkoda tych kwiatów, które oddały życie, by nacieszyć chwilę ludzkie oko. No ale jeżeli moja Owieczka zażyczy sobie wspaniały bukiet, to mu kupię wspaniały bukiet. 
- No dobrze... ale jakie chcesz te kwiaty? Mam ci bukiet kupić? Czy może jakiś w doniczce, by został z tobą na dłużej? – dopytałem, chcąc dobrać do Mikleo ten idealny prezent. Czy może bardziej podarunek? Chyba bardziej podarunek, bo prezent jest z okazji, a tu nie ma okazji. 
- Zaskocz mnie – odparł, co mi się nie spodobało. Zaskocz mnie. I co ja mam z tym zrobić? Jak mam go zaskoczyć? A jak go nie zaskoczę? Bo źle wybiorę? To go zawiodę. A to bardzo źle. 
Kiedy dzieci już zjadły, umyliśmy im buzie i ubraliśmy, sami się ogarnęliśmy i wyszliśmy z domu, biorąc oczywiście ze sobą naszego kochanego pieska, który podczas spaceru bardzo pilnował dzieci, by się za bardzo nie oddalały i trzymały się blisko nas. I że ktoś takiego pieska po postu wyrzucił. Albo po prostu nie przygarnął. Przecież on nie dość, że taki kochany, to jeszcze mądry. 
Mikleo spokojnie wybierał dzieciom ubrania, bardzo w to zaangażowany, a ja, nie chcąc mu przeszkadzać, skupiłem się na tych rzeczach, po które tu przyszedłem. Znaczy, nie, żeby mnie nie interesowało to, co mają na sobie moje dzieci, ale ufałem Mikiemu i ufałem jego gustom. A i dzieci skupione były na Mikim, trochę o mnie zapominając. Cóż, lepiej dla mnie. 
Jako, że staliśmy przy stoisku z ubraniami, wybrałem Mikleo nową piżamę. Zdecydowałem się na koszulę w przyjemnie niebieskim odcieniu, takim ciemniejszym, stonowanym, i bawełnianą. Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie powinienem mu wziąć jakiś taki lepszy materiał, który także byłby droższy, no ale się powtrzymałem, bo coś tak mi się wydawało, że wtedy Mikleo już na pewno by jej do spania nie założył. A bawełna tez nie jest jakoś zła, bardzo mięciutka i przyjemna w dotyku była. 
A do koszuli kupiłem mu różę w donicy, by ją sobie w ogródku zasadził. W końcu, lubił ogródek, lubił kwiaty, a ostatnio w tym ogródku jakoś tych kwiatów niewiele miał. Trzeba to nadrobić. Poza tym, chyba lepiej mieć piękną różę w ogródku na dłuższy czas, niż chwilowo bukiet. A przynajmniej tak prezentowała się moja logika, która nie wiem, czy dla Mikiego ma sens, ale dla mnie dużo tego sensu ma. 

<Owieczko? c:>

Od Haru CD Daisuke

 Kiwnąłem łagodnie głową, wracając do jedzenia, które było bardzo dobre tylko ja czasem, gdy się zamyśle zapominam o jedzeniu, z resztą mój organizm już się do tego przyzwyczaił po tylu latach jedzenia czy też niejedzenia.
- Nie smakuje ci? - Zapytał nagle, czym mnie zaskoczył, czemu miałoby mi smakować? Jedzenie dobre nawet bardzo tylko ja myśląc o Buncie i całej tej sprawie chyba tracę apetyt.
- Tak, to znaczy nie, chodziło mi, że jest dobre a, że nie, niedobre i tak Smakuje mi a, że nie nie smakuje - Wytłumaczyłem, płacząc się we własnych słowach i myślach, chyba robiąc mętlik w głowie mojemu panu.
- Tego chyba nawet ty nie zrozumiałeś - Powiedział, kręcąc z rozbawieniem swoją głową, no tak miał rację, nie miałem pojęcia, co ja właśnie powiedziałem, dlaczego coś takiego wypadło mi z ust? Przecież to nie miało najmniejszego sensu.
- No tak, nie zrozumiałem, nie mam pojęcia, o co mi chodziło - Przyznałem, delikatnie zażenowany tym, co powiedziałem, ja to serio czasem jak coś palne to aż głową boli.
Nie chcąc się jeszcze bardziej poniżać, skupiłem się na jedzeniu, chcąc to zjeść i temat zakończyć i to jak najszybciej, bardziej upokarzać się nie chce.
Daisuke nic nie mówił, patrząc jak jem, kontrolując chyba to czy aby na pewno jem i czy zjem wszystko, co znajdowało się na moim talerzu.
Zjadłem swój posiłek, troszeczkę się przy tym męcząc, pierwszy raz od dawna tak ciężko przez gardło przechodziło mi jedzenie i dlaczego? Sam w sumie nie wiedziałem, jedzenie było dobre, a ja byłem głodny, a mimo to nie specjalnie miałem apetyt, chyba powrót Bunty całkowicie odebrał mi apetyt, niby się na nim zemściłem, a mimo to wciąż nie potrafię go strawić.
- Dziękuję, dobre było - Przyznałem, zbierając puste talerze, które zaniosłem do zlewu, aby od razu je umyć.
- Dobrze się czujesz? - Usłyszałem, co znów mnie zaskoczyło, czy ja wyglądam, jakbym czuł się źle? Nie, raczej nie, chociaż może, ale jeśli tak jest, to zawsze wyglądam tak samo.
- Tak, jestem tylko trochę zmęczony, ten chłopak jest taki ciekawski wszystkiego, praca z nim jest męcząca no i ta pogoda niczego nie ułatwia, lato się kończy, zaczyna jesień, a tej pory nie lubię najbardziej, depresyjna pora, w której nic się nie chce, dzień jest krótszy, a więc idąc do pracy, jest ciemno, wracając z pracy, też jest ciemno ciężki okres chyba dla każdego - Wyznałem, naprawdę nie lubiąc jesieni, za to zima, ona była całkiem przyjemna, co prawda było na dworze zimno i tu zimno, a więc nie było to najlepsze uczucie dla ciała, ale z czasem i ono się przyczaiło do tego ciągłego zimna.
- No i ten okropny deszcz - Mruknął, no i to też nie było zbyt przyjemne, zimni deszcz nie ułatwiał życia, które i bez tego było trudne.
- No tak, deszcz i przemoczone buty, tak już nie mogę się doczekać, aż jesień całkowicie u nas zagości, może do tego czasu nowy już niw będzie pod moją opieką - Westchnąłem ciężko całym tym dniem.

<Paniczu? C:>

Od Mikleo CD Soreya

 Ależ on był słodki w tej swojej niewiedzy, a ja naprawdę myślałem, że zrozumie, co mam na myśli, chciałem, aby był romantyczny, ale nie tu w łóżku, bo tu raczej ciężko by było stać się romantycznym, to znaczy też się da jak najbardziej, ale nie w tym sek, czego jak widzę, nie zrozumiem. No ale cóż ja mogę poradzić na to, że sam jestem sobie winien, dostaje mnie na zawołanie, a więc nie musi się starać, a później wygląda to tak, a nie inaczej.
- Nie do końca to miałem na myśli, ale to też mnie przekonało - Przyznałem, postanawiając powiedzieć mu o byciu romantycznym trochę później, może jutro jeszcze zobaczę czy w ogóle będę o tym pamiętała.
- Czyli chcesz? - Podpytał moja biedna zagubiona kaczuszka.
- Tak, chce - Zgodziłem się, naprawdę tego chcąc, ja chyba jednak nie potrafię być stanowczy, trzymając się wcześniejszych planów, które sam sobie postanowiłem..
Na twarzy mojego męża zobaczyłem, uśmiech a później poczułem usta, które rozpaliły moje ciało. Musząc zachować ciszę, aby nie obudzić dzieci, mocno zaciskałem wargi, starając się nie pozwolić na jakkolwiek dźwięk, co prawda te cicho czasem mi z ust się wydostały, ale nie było to zbyt częste, a i nawet gdy już były nikomu nie przeszkadzały, a już na pewno nie mojemu mężowi, który lubił, gdy wdzięcznie okazywałem mu swój zachwyt.
Ten seks był nam zdecydowanie potrzebny, oboje musieliśmy pozwolić się ponieść, skupiając tylko na sobie spokojnie i to nie zawsze mogąc kochać się tylko nocą, gdy nasze dzieci spały, a my mogliśmy pozwolić sobie na wspólne spędzanie czasu.
Zmęczeni opadliśmy na poduszki, wtulając się w swoje rozgrzane ciała.

Ranek nastał dość późno, a przynajmniej dla mnie, Sorey jak się okazało, był już na dole z dziećmi, robiąc im śniadanie.
- Dzień dobry kochanie - Przywitałem się, wychodząc do kuchni gdzie były i nasze dzieci. - Dzień dobry smerfy - Przywitałem się, całując maluchy w czoła, podchodząc następnie do męża, którego ucałowałem w usta.
- Wyspałeś się? - Zapytał, przyglądając się mi uważnie, patrząc na tę koszulę, którą tak bardzo raziła go w oczy. - Ja kupię ci dziś tę koszulę, nie możesz chodzić w czymś takim, zasługujesz na wszystko, co najlepsze - Dodał, po chwili nie mogąc chyba znieść mnie w tej starej koszuli.
- Tak dziękuję, wyspałem się i nie, nie trzeba wydawać na koszulę pieniędzy, bardziej wolałbym kwiaty - Przyznałem, mówiąc bardzo poważnie, przydałoby się go nauczyć bycia romantycznym, nie twierdzę, że teraz jest z nim źle, bo tak nie jest, ja po prostu lubiłem, jak czasem kupił mi kwiatka tak bez okazji.
- Kwiaty? - Zapytał zdziwiony, chyba takiej odpowiedzi się nie spodziewając.
- Tak kwiaty, kiedyś często mi je kupowałeś, chcąc być romantycznym, bo wiesz, czasem miło jest, gdy się dostaje drobne podarunki - Przyznałem, oczywiście to działa w obie strony tak jak on mi, tak ja jemu, gdy tylko mogłem, coś dałem, to stworzonego własnoręcznie z piór, to kupionego tylko dla niego, może pora kupić mu coś nowego, mam na myśli książkę, teraz gdy poznaje runi, na pewno mu się spodoba. - A wiesz, tak sobie myślę, może pójdziemy dziś razem do miasta? Wiesz, że niedawno byliśmy, ale może znajdziemy coś nowego dla dzieci? Rosną jak na drożdżach, a te ubrania nie wyglądają najlepiej - Zaproponowałem, oczywiście chcąc również rozejrzeć się za nowa książka dla mojego męża.

<Pasterzyku? C:>

Od Daisuke CD Haru

 Muszę przyznać, że odrobinkę zapomniałem o fakcie, że Bunta mógł przeżyć. O jego rzekomej śmierci dowiedziałem się cztery dni temu, a to dosyć dawno było. Byłem pewien, że on nie żyje. I chyba wolałem, kiedy nie żył. Faktycznie, możemy dowiedzieć się dzięki temu więcej, jeżeli łaskawie zdecyduje się z nami porozmawiać, ale jakoś tak lepiej było mi z tą myślą. A teraz wychodzi na to, że babka dalej chce z nim współpracować. Albo jest świadoma listów, które Bunta sobie zachował i nie miała wyjścia. I tak jej nic nie usprawiedliwi, a ja sam jej nigdy tego nie wybaczę. 
- Pójdę jutro z tobą do pracy – oznajmiłem nagle, jak gdyby nigdy nic kontynuując jedzenie. Nie ma mowy, że odpuszczę sobie jakiekolwiek przesłuchanie tego śmiecia, a bycie zawieszonym tak czy siak jest moim najmniejszym problemem. 
- Nie wiem, czy możesz. Może i zaimponowałeś szefowi, ale dalej wydaje się być jednocześnie na ciebie nieco zły – przyznał, przyglądając mi się z uwagą. 
 - Jutro minie czwarty dzień mojego zawieszenia, czyli więcej, niż połowa. A więcej niż połowa to prawie jak całość, zatem mogę. Poza tym, nie odpuszczę sobie przesłuchania mordercy moich rodziców, choćbym miał zostać wydalony ze straży – wyjaśniłem, nie widząc w tym żadnego problemu. 
- Nawet mnie nie strasz, nie chcę zostać już na wieki z tym młodym – odparł, chyba trochę przerażony tą myślą. I zamiast nazwać chłopaka po imieniu, znów nazwał go „młodym”. Ciekawe, czy z przyzwyczajenia, czy już zapomniał jego imienia, które przez chwilę pamiętał. Przynajmniej mi o tym powiedział. Co z tego, że ja już też nie pamiętałem, jak ten młody się nazywał. Coś na „R” chyba. A może na „L”?
- A czy przypadkiem jeszcze niedawno nie mogłeś się doczekać, aż okres mojej nauki minie? Wydawałeś się mnie dosyć – przypomniałem mu, uśmiechając się do niego złośliwie. 
- Nie tak niedawno, tylko na początku naszej znajomości. Teraz bez ciebie nie wyobrażam sobie życia – przyznał, a na jego wypowiedź, zwłaszcza tę drugą część, serce zabiło mi trochę szybciej. Mówił to na poważnie? Czy jednak od tak rzucił to w konwersacji? Ciężko było mi to stwierdzić, bo zdawałem sobie sprawę, że zarówno pierwsza, jak i druga opcja mogła mieć miejsce bytu, znając jego charakter. A może te obie rzeczy naraz? To... też było możliwe. No i weź tu bądź człowieku mądry. 
- Cztery miesiące. Niedługo już pięć – odparłem, co go mocno zaskoczyło. 
- Mam wrażenie, że znacznie więcej – dodał, wzdychając ciężko. 
- Nie dziwię ci się. Jestem tak wspaniały, że czas przy mojej osobie mija szybko i przyjemnie – odpowiedziałem półżartem, półserio, co wywołało u Haru parsknięcie śmiechem. Widząc jego uśmiech, moje kąciki same powędrowały ku górze. Lubiłem podziwiać jego uśmiech, jedna z najpiękniejszych rzeczy na świecie. A trochę świata zwiedziłem i wiem, co mówię. – Jedz. Twój organizm z pewnością potrzebuje wartości odżywczych – dodałem, odrobinkę po pospieszając. Ja już swoją porcję zjadłem, a on? Ledwo co zaczął. Może mu nie smakuje? Wybrałem złe danie? Kierując się jego słowami, że zje cokolwiek, wziąłem nam upieczoną perliczkę z ziemniaczkami. Sądziłem, że mu zasmakuje, zwłaszcza, że sam nam niedawno podobne danie przyrządzał, ale mogłem się mylić. Czasem mi się to zdarza. Nieczęsto, ale odnotowuję takie przypadki. 

<Piesku? c:>

Od Soreya CD Mikleo

 Zmarszczyłem brwi na jego słowa, troszkę ich nie rozumiejąc. Czy on mi sugeruje, że ja się nie starałem? Ale jak to się nie starałem? Przecież się starałem. Nie moja wina, że wystarczyło delikatnie podrażnić jego brzuch, by jego ciało już zaczęło drżeć w ten przyjemny sposób, wskazując mi tym samym, że mu przyjemnie jest. A skoro jest mu przyjemnie, to po co to zmieniać? Poza tym, jak ja się staram przedłużać grę wstępną, to spotykam się z pospieszaniem z jego strony. Idąc tym tokiem rozumowania nie mam pojęcia, o co mu chodziło. 
- Ale że co ja mam teraz zrobić? – zapytałem, marszcząc brwi, co pewnie nie było zauważalne przez to, że panowały tu straszne ciemności bo żadna świeczka się nie paliła. Dlatego tak niezbyt lubiłem seks o tej porze, bo z reguły idziemy prosto do łóżka, nie paląc świeczek, bo jednak chyba nigdy nie wiemy, czy pójdziemy spać, czy może jednak wniknie z tego coś więcej. A ja lubiłem widzieć mojego Mikleo. Lubiłem widzieć jego twarz, kiedy pieściłem jego ciało, podziwiać rumieńce na jego twarzy, które pojawiały się, kiedy przeciągałem przyjemność do granic jego możliwości, przyglądać się jego zamglonym oczom... ale przy dzieciach z reguły tylko wieczorem mamy chwilkę dla siebie. 
- Postarać się – wyznał z pięknym uśmiechem. 
- Ale jak ja mam się postarać, jak mi zabierasz dostęp do brzucha? Do twojego cudnego i smukłego brzucha, który jest tak cudownie wrażliwy na moje dłonie i usta? – spytałem, odwracając go tak, bym mógł go widzieć. Znaczy, to było trudne, bo było ciemno, ale dzięki światłu księżyca, które wpadało przez okno coś tam dostrzec mogłem. Zima ma wiele wad, ale ma jedną ważną zaletę, otóż będzie można palić w kominku. Ogniem. A ogień daje światło przecież. 
- Pomyśl, Sorey. Zrób coś, co zachęci mnie do twojego pomysłu – wyznał, nie przestając się uśmiechać, ale tym razem jego pozycja była nieco bardziej otwarta. 
- Obawiam się, że myślenie nie jest moją mocną stroną – powiedziałem, chwytając za jego nadgarstki i kładąc je po obu stronach jego głowy, troszkę go tym samym unieruchamiając. Teraz jednak nie miał nic przeciwko, nie to co chwilę temu. Czyli... to staranie się to unieruchomienie go? Pokazanie troszkę swojej siły? To nawet miałoby troszkę sensu, w końcu z jakiegoś dziwnego powodu mój Miki lubi, kiedy pokazuję troszkę swoją siłę. Czasem nawet troszkę bardzo. Nie za bardzo to rozumiałem, ale każdy miał swoje małe dziwactwa. Ja lubiłem podziwiać Mikleo w sukienkach, bo przecież w nich wyglądał cudownie uroczo, jedocześnie podkreślając jego idealną talię, która była stworzona do moich dłoni. Znaczy się, może nie dosłownie, ale taka się wydawała, bo idealnie do nich pasowała. – Postaram się jednak posłuchać się instynktu – dodałem, zbliżając się do jego ust, by móc je ucałować, co Mikleo z chęcią odwzajemnił. Chyba spełniłem jego wymagania. A nie zrobiłem dużo. To dobrze? Niedobrze? Nie mam pojęcia. 
Nie myśląc o tym za dużo, bo to nie była moja mocna strona, pocałunkami zszedłem na jego szyję i obojczyki, a następnie podwinąłem tę jego nieszczęsną koszulę, tylko na chwilę odrywając dłoń od jego nadgarstka. A kiedy miałem już pełen dostęp do jego brzucha, obdarowałem go pieszczotami; zostawiałem pocałunki, delikatnie podgryzałem czy zasysałem skórę, czując to przyjemne drżenie ciała, które tak bardzo chciałem poczuć. 
- I? Zachęciłem cię do swojego pomysłu? – zapytałem, na chwilę odsuwając się od jego ciała, by móc spojrzeć na zarys jego twarzy. 

<Owieczko? c:>

Od Haru CD Daisuke

Patrząc w jego oczy, ucałowałem go w czoło, prostują się, tak abym móc rozejrzeć się po pomieszczeniu.
- W pracy nic złego się nie wydarzyło, Ryu tak zapamiętałem wreszcie jego imię, chociaż nie wiem na, jak długo to zapamiętam - Przyznałem, siadając wraz z nim przy stole, patrząc na jedzenie, które naprawdę pięknie pachniał, najchętniej to bym od razu zjadł, ale najpierw musiałem jeszcze coś mu powiedzieć coś naprawdę ważnego.
- To dobrze, bo gdyby coś ci się przez niego stało, sam bym się nim zajął - Odparł, podając nam jedzonko, z czego byłem naprawdę zadowolony, bo nie tylko mój cudowny panicz przygotował nam jedzenie, to znaczy nie przygotował, ale kupił i przyniósł, a to i tak naprawdę sporo. A do tego wszystkiego brzmi, jakby się o mnie martwił, a to całkiem miłe z jego strony. - Smacznego - Dodał po chwili, biorąc do rąk sztućce.
- Dziękuję, smacznego - Odpowiedziałem, uśmiechając się do niego łagodnie, zabierając się za jedzenie, aby chociaż zakosztować smak tego jakże pysznego posiłku. - Szef dziś wezwał mnie do siebie - Zacząłem, czym zaciekawiłem mojego towarzysz jedzącego posiłek.
- I co od ciebie chciał? Był bardzo zły za to, że się spóźniłeś do pracy? - Zapytał, najwidoczniej sądząc, że to właśnie o tym chciałem z nim porozmawiać, gdy ja nawet nie chciałem o tym wspominać, bo niby co powiedzieć mu miałem? Że szef kazał mi odrobić stracone godziny? To już wie, przecież wróciłem do domu, później, a więc chyba nie muszę mu o tym mówić, chyba.
- A no tak był, był kazał mi siedzieć dłużej i jak zwykle uważać za nowego, ale ja nie o tym chciałem mówić, wziął mnie do siebie, aby mi powiedzieć, że Bunta jednak żyje, miałeś racje, twoja babcia, a raczej mężczyzna, który został przez nią wynajęty, nie chciał go zabić a jedynie pomóc mu uciec z więzienia i kto wie może nawet z miasta - Wytłumaczyłem, od razu dostrzegając jego zdumienie malujące się na twarzy, co było trochę dziwne, no bo przecież sam mi zaproponował, aby poprosił szefa o pilnowanie Bunty. Może po prostu nie spodziewał się, że jego przypuszczenia mogą się sprawdzić, kto w ogóle by się mógł tego spodziewać, na pewno nie ja.
- A więc jednak miałem rację - Odpowiedział, a w tej samej chwili zauważyłem, że zamyślił się, najwidoczniej coś sobie ta w głowie układając.
 - Miałeś racje, zaimponowałeś szefowi - Powiedziałem, mając nadzieję, że to akurat mu się spodoba, lub chociaż czy ktoś taki jak on chciałby imponować komuś takim jak nasz szef? No nie raczej nie.
- To akurat najmniej mnie interesuj - Przyznał, a ja już byłe pewien, że ta druga myśl była prawidłowa.
- Co ciekawe nasz szef chce, abym jutro z nim porozmawiał, to znaczy nie z szefem a z Buntą - Wytłumaczyłem, chcąc, aby wiedział, o co mi chodzi, a wszystko dlatego, że czasem naprawdę mówię tak, jakbym nie do końca potrafił poprawnie składać zdanie, a potrafię, tylko czasem jestem tak roztrzepany, że nawet w tym sobie nie radzę.
- To świetnie, o co będziesz chciał go zapytać? - Podpytał, przyglądając mi się z uwagą w swoich pięknych oczach.
- Nie wiem, najchętniej bym tego w ogóle nie robił, bo kto wie, czy to przeżyje - Mruknąłem, tak naprawdę szczerze nie mając ochoty na konfrontację z Buntą, dobrze już wiedząc, jak mogłoby się to zakończyć.

<Paniczu?>

wtorek, 28 listopada 2023

Od Mikleo CD Soreya

 Słysząc jego słowa, odruchowo zmarszczyłem brwi, czy ja potrzebowałem nową koszulę? Nie, zdecydowanie mi się nie wydawało, w tej było mi dobrze, fakt była już sprana i nie wyglądała zbyt elegancko, ale czy to oznaczało, że powinien mi zakupić nową koszulę? Nie, zdecydowanie nie było mi to potrzebne, koszule były bardzo drogie, a w takich drogich raczej się nie śpi, co prawda ta, którą kiedyś kupił sobie mój mąż, aby w niej chodzić, gdy ja ukradłem mu ją, aby w niej spać, bo jak sam wtedy stwierdziłem, to ubranie jest tym, w którym chce spać.
- Nie kotku, myślę, że nie potrzebuje, abyś wydawał pieniądze na koszulę, w której miałbym tylko spać, to zdecydowanie nie jest opłacalny biznes - Stwierdziłem, nie chcąc, aby przeznaczał na mnie pieniądze, które może przeznaczyć na dzieci a ja wiadomo na dzieci, trzeba wydać dużo pieniędzy, przede wszystkim trzeba oba pokoiki zmienić, odświeżyć, zadbać o to, aby czuły się komfortowo w swoich małych królestwach tak jak kiedyś ich rodzeństwo.
- Jesteś pewien? Ta koszula nie wygląda wcale aż tak dobrze - Stwierdził, co spowodowało zmarszczenie moich brwi, czyli co wyglądam gorzej? No może i wyglądam gorzej w tych starych ubraniach, ale mi to osobiście nie przeszkadzało.
- Nie? A więc nie wyglądam w tym ładnie? Chcesz mi powiedzieć, że cię nie pociąga? - Zapytałem, podchodząc do niego, aby położyć dłonie na jego ramionach, uśmiechając się do niego zadziornie.
- Nie no to nie tak, wyglądasz obłędnie, ale.. - Tu przerwał na chwilę, dostrzegają moją minę.
- No tak ale - Powiedziałem, robiąc smutną minę, ale tylko po to, aby zagrać mu na emocjach. Czasem w końcu muszę być tym złym.
- Hej Miki, ale się nie gniewasz prawda? Ja tylko chce dobrze - Tłumaczył się, czym przyznam, lekko mnie rozbawił.
- No już, no już - Uspokoiłem go, całując przy tym w nos. - Nie gniewam się - Zapewniłem, kierując się w stronę wyjścia z łazienki. - No chodź - Dodałem, wychodząc z łazienki, zerkając na męża, który ruszył za mną do sypialni, a potem do łóżka, gdy przytulił się do mnie, przyciągając do siebie.
- Kocham cię - Wyszeptał, a jego dłoń wślizgnęła się pod znoszoną starą koszulę, delikatnie drażniąc moją skórę na brzuchu, odruchowo zatrzymałem jego dłoń nie pozwalając mu dalej krążyć po moim brzuchu.
- Ja ciebie też kocha - Odpowiedziałem, po wyjęciu jego dłoni spod mojej koszuli kładąc ją na materiale koszuli, zamykając swoje oczy.
- Hej Miki, coś nie tak? - Podpytał, poruszając się na łóżku tuż za mną, chyba podnosząc się na łokciach.
- Nie czemu pytasz? - Zapytałem, nie rozumiejąc, dlaczego w ogóle zadał to pytanie.
- No bo wiesz, nigdy jeszcze mojej dłoni nie wyjąłeś spod koszuli, gdy jasno dawałem ci pewne sygnały - Stwierdził, a ja oczywiście wiedziałem, co ma na myśli, ale nie mogłem mu tak od razu dać, on też mu się postarać, coś zrobić, a nie tak wszystko dostawać za damo.
- Nie, nic mi nie jest, muszę tylko nauczyć cię, abyś postarał się troszeczkę bardziej mnie zachęcić, nie może być tak, że dostajesz wszystko, ale to moja wina nie nauczyłem cię, abyś się starał, dając ci wszystko, na co miałeś ochotę - Wyznałem, chcąc mu wszystko wytłumaczyć, chcąc również, aby zrozumiał, co ma na myśli.

<Pasterzyku? C:>

Od Daisuke CD Haru

 Myślałem, że zostałem sam na długie godziny w tym niezbyt ciepłym przybytku, ale po kilku minutach od wyjścia Haru usłyszałem ciche drapanie w drzwi. Zaciekawiony, co to może być, otworzyłem drzwi i do środka wbiegł ewidentnie głodny Koda. Haru tak bardzo się spieszył, że zapomniał o swoim psie. W sumie, to lepiej dla mnie, nie miałem wielkiej ochoty wracać do domu mimo. Na szczęście Damą zajmuje się Suzue, więc o nią mogę być spokojny. Bardzo się polubiły i nic w tym dziwnego, Dama jest takim małym, futrzastym i wdzięcznym aniołkiem, którego można głaskać, i głaskać, i zawsze jest wdzięczna. Przekochane maleństwo. 
- Twój pan się spóźnił do pracy i jeszcze niczego do jedzenia nam nie przygotował – powiedziałem do psiaka, głaszcząc go po łbie. Psy też były zabawne. Mówisz do nich nieważne, co, a one merdają tymi swoimi ogonkami i cieszą się z każdego słowa, ważne tylko, aby utrzymać odpowiednią intonację. – Już ci coś zrobimy – dodałem, kierując się do kuchni. 
Ze zrobieniem jedzonka dla Kody nie miałem wielkiego problemu. Gorzej było ze mną, bo gotować nie potrafiłem, dlatego zdecydowałem się na zrobienie tylko kawy. Powiedzmy, że utożsamię się z Haru, który dzisiejszego dnia nawet kawy nie wypił. Czemu dzisiejszego dnia zaspał? Nie poszliśmy przecież bardzo późno spać, nic także nie robiliśmy, więc zaspać nie powinien, a mimo to spóźnił się mocno. Oby też nie miał żadnych problemów. Ja osobiście nie miałbym żadnego problemu z tym, by go utrzymywać, na to mnie stać, ale coś tak czułem, że Haru by się na to nie zgodził. Nie lubił, kiedy dawałem mu pieniądze za rzeczy, które zużywałem ja, więc co to by było, gdybym go utrzymywał... Zresztą, znając jego bez pracy by mi się zanudził. Wiem, bo ja się nudzę. 
W oczekiwaniu na Haru czytałem książkę skulony w fotelu, bo tam świeciło słońce i było najcieplej, a Koda grzecznie spał przy moich nogach, troszkę grzejąc mi stopy. Kiedy Haru spóźniał się już półgodziny zorientowałem się, że pewnie musi odrobić te dwie godziny. Czyli jak wróci, będzie już późno i na pewno będzie zmęczony. I znów nic nie zje. Jak ten człowiek dożył trzydziestki, to ja naprawdę nie mam pojęcia. 
Postanowiłem więc zatroszczyć się o potrzeby swoje, jak i jego, i kupić coś na mieście, bo przecież nic tu nie ugotuję. Ogarnąłem się więc, ułożyłem włosy i zawołałem do siebie psa z zamiarem wzięcia go na spacer. Przyda mu się troszkę ruchu. I mi też. 
Cała ta operacja zajęła mi trochę ponad godzinę, nim wróciłem do tego zimnego domu z świeżym, gorącym obiadem, bardzo kusił mnie swoim zapachem. Nie chciałem jednak jeść bez Haru, dlatego zdecydowałem się na niego poczekać. I zrobić sobie coś ciepłego do picia, bo przecież umrę tutaj z zimna. 
- No w końcu – odezwałem się zadowolony, kiedy usłyszałem otwierające się drzwi. – Zmarzłem tutaj. 
- A myślałem, że się stęskniłeś – odparł, zamykając za sobą drzwi. 
- Stęskniłem się też, owszem, ale znacznie bardziej zmarzłem. I zgłodniałem. Zorganizowałem nam obiad, stosunkowo niedawno, więc powinien być jeszcze ciepły – wyjaśniłem, podchodząc do niego, by chwycić go za koszulkę i przyciągnąć do siebie, by ucałować go w usta. – Coś ciekawego? Ten nowy nie naraził cię na niebezpieczeństwo? – dopytałem, przyglądając się mu z uwagą i może lekkim zmartwieniem. Dzisiaj znów przed wyjściem ani nic nie zjadł, ani się nie napił, i mógł być taki trochę osłabiony. 

<Piesku? c:>

Od Soreya CD Mikleo

 Łóżeczkami dzieci przejmowałem się najmniej, no bo czym tu się przejmować? Jak przyjdą, to przyjdą, zaniosę je na górę, wstawię w miejsce starych, a te mniejsze zaniosę albo na strych, albo do piwnicy, jeszcze nie wiem, gdzie będzie mi łatwiej. A może po prostu przeniosę je do szopy i po prostu porąbię, to będziemy mieć trochę drewna na zimę? W końcu, po co nam te łóżeczka? Raczej nie planujemy kolejnych dzieci, a przynajmniej nie w jakimś bardzo bliskim czasie, bo nie wiem, jak Miki, ale ja po odchowaniu bliźniaków chciałbym trochę pozwiedzać. Co jak co, ale to czytanie tak trochę mnie nakręciło na odwiedzenie kilku ruin, zwłaszcza o tych, o których mi opowiadał. Chociaż, czy on je chciałby odwiedzić? Nie wydaje mi się. W końcu, już raz je zwiedzał, więc po co miałby to robić drugi raz? Zwłaszcza, że pamięć ma dosyć dobrą. Trzeba więc będzie znaleźć inne ruiny. Takie, w których oboje nie byliśmy i które go nie skrzywdzą, także wszelkie świątynie ognia czy coś w ten deseń, bo Mikleo na pewno nie da w końcu rady przebywać. I może nie tutaj? W sensie, nie w tym kraju. Może polecielibyśmy gdzieś indziej? Czytałem o krainach, w których panuje wieczna zmarzlina. I o wyspach ze złotym piaskiem położonych na morzu. Tak, naprawdę sporo rzeczy chciałbym zwiedzić... Ale to za kilkanaście dobrych lat. Wpierw trzeba się skupić na tych łóżeczkach, i dzieciach. To jest bardziej aktualny problem i aktualne moje zmartwienie. 
– Pójdę już powoli im przygotować kąpiel – odpowiedziałem zauważając, że dzieciaki już całkiem sporo zjadły i niedługo skończą. 
– Dobrze – odpowiedział Mikleo, zmywając naczynia, co miałem zrobić wcześniej ja, ale za bardzo mnie do tego nie dopuścił. 
Nim udałem się na górę podszedłem do niego, przytuliłem się do jego pleców i ucałowałem w policzek, jeszcze przed chwilę trwając w tym uścisku. Dopiero po tym skierowałem się na górę, zapalając po drodze każdą najmniejszą świeczkę, by Miki miał widniej i o nic się nie potknął przypadkiem, niosąc na rękach jedno z naszych dzieci. Doskonale wiedziałem, że te schody potrafiły być nieco zdradliwe. Tak więc powoli przygotowałem kąpiel dla dzieciaków, wróciłem po nie, pomogłem Mikleo je umyć i po tym położyć spać. 
Kiedy już maluchy spały, mieliśmy chwilę dla siebie, co wykorzystaliśmy na wspólną kąpiel. Trochę martwiłem się, że Miki miałby siedzieć w ciepłej wodzie, doskonale wiedząc, że woli chłodną, no ale Miki, jak to mój Miki, nie chciał słuchać o oddzielnej kąpieli i stwierdził, że taka woda mu nie przeszkadza. 
– Musimy ci kupić nową koszulę do spania – odpowiedziałem, przyglądając się, jak zakłada na swoje ciało tę starą, która miała już dobre kilka lat i było to po niej widać. Kolor się sprał, brakowało chyba ze dwóch guzików i po prostu była jakaś taka... no, po prostu lepiej wyglądałby w nowej koszuli. I na pewno też czułby się lepiej. 
– A co złego jest w tej? – zapytał, przyglądając się jej z każdej ze stron. 
– No jest już stara. I trochę zniszczona. Widziałem dzisiaj na targu takie same, może ci wezmę jedną? – zaproponowałem, przyglądając się mu z uwagą. Kurde, że też wcześniej o tym nie pomyślałem... Coś mi w głowie świtało, ale co konkretnie, to wtedy jeszcze nie pamiętałem i skojarzyłem to dopiero teraz. 

<Owieczko? c:>

Od Haru CD Daisuke

Otwierając powoli oczy, podniosłem się leniwie do siadu, wciąż jeszcze nie kontaktując z rzeczywistością, potrzebując kilku chwil, aby dojść do siebie.
- Nie chce mi się tam iść - Mruknąłem, przecierając dłonią zaspane oczy, które jeszcze marzyły o śnie.
- Nie żartuj sobie - Mruknął, szturchając mnie w ramię, aby przywrócić mnie do porządku.
- Nie żartuję - Zapewniłem, naprawdę nie mając na to najmniejszej ochoty.
- I co zrobisz, jak cię zwolnią? - Na to pytanie westchnąłem cicho, no przecież dobrze wiem, co bym mógł robić pytanie tylko czy znalazłbym gdzie pracę, no właśnie tego nie wiem.
Niezadowolony po chwili zerknąłem na zegarek z ciężkim westchnięciem, nic nie odpowiadając na jego pytanie.
- Super, jeszcze tego mi trzeba było - Mruknąłem zaspany, wstając z łóżka, od razu kierując się do łazienki, gdzie szybko przebrałem się w czyste ubrania, umyłem porządnie twarz, wychodząc z niej, najszybciej jak to tylko było możliwe.
- Do zobaczenia - Porzegnałem się z nim szybkim pocałunkiem wychodząc z domu, nie było czasu na jedzenie, nie było czasu, a i ja nie pierwszy raz z domu bez jedzenia wychodziłem, a więc dla mnie to jak chleb powszedni wychodzić.
Do pracy dostałem się niecałe dziesięć minut po wyjściu z domu, mając już dość, a przecież nic nie zrobiłem.
- O proszę, kogo my tu mamy, ktoś tu się nie wyspał - Odezwał się złośliwie Kamei, czym lekko mnie zdenerwował. - Wiesz, w nocy się śpi, a nie zabawia - Dodał po chwili, za co chętnie walnąłbym go w łeb.
- A co zazdrościsz? - Mruknąłem, dostrzegając młodego wraz z szefem, który stał, nie daleko przyglądając mi się uważnie.
- Haru się zjawił, dwie godziny spóźniania - Odezwał się, przyglądając mi się z uwagą.
- Przepraszam - Odpowiedziałem krótko z tym moim głupkowatym uśmiechem.
- Odpracujesz to dziś - Odezwał się, nie specjalnie mnie tym zaskakując, wiedziałem, że mi to powie, zawsze tak mówił, gdy się spóźniłem, ten to zdecydowanie ma cierpliwość do mnie, ciągle przymykając oko na moje spóźniania.
Kiwnąłem posłusznie głową, udając się szybko do szatni, gdzie szybko założyłem na ciało służbowy strój, idąc po mojego kompana, z którym miałem zacząć zmianę.
Nie mając za bardzo humoru, miałem nadzieję, że nic głupiego nie wymyśli, bo jeśli coś głupiego zrobi, to go uduszę i stracę pracę, ale i tak będzie warto to uczynić.
Na jego szczęście dziś nic głupiego nie wymyślił, a ja nie widziałem niczego, podejrzanego, z czego akurat się cieszyłem.
- Haru - Usłyszałem głos szefa, gdy tylko wróciliśmy z patrolu. - Chodź do mnie - Poprosił, a ja już widziałem, że coś jest grane, bez powodu by mnie nie wołał.
- Tak? - Zapytałem, zdziwiony, a jednocześnie bardzo zaciekawiony tym, co chce mi przekazać szef.
- Bunta nie został zamordowany, on żyje, próbował uciec z kostnicy, tragi dziś do lochów a ty jutro masz się z nim skonfrontować - Powiedział, wywołując u mnie ciężkie westchnięcie, jak ja strasznie się z tego cieszyłem.
- Dobrze - Zgodziłem się, wracając do pracy, musząc to wszystko opowiedzieć Daisuke, aby był świadom tego, że ten człowiek żyje, a to oznacza, że może nam jeszcze sporo wyjaśnić.

<Paniczu? C:> 

Od Mikleo CD Soreya

 Oczywiście doskonale rozumiałem jego zmartwienie, nasze już starsze dzieci chodziły do szkoły i, mimo że się bardzo martwiliśmy, one dały sobie świetnie radę, nie można przecież ich przekreślać, przygotujemy ich do tego tak jak wcześniej Merlina i Misaki.
- Nie martw się kotku, dzieci dadzą sobie radę, Misaki i Merlin też chodzili do szkoły. I nic złego się nie wydarzyło, nim jednak zaczęły do niej chodzić, zadbaliśmy o to, aby pamiętały, że nie wolno używać mocy w miejscach publicznych takich jak szkoła, dlatego nie martwiłbym się o to, a jeśli naprawdę będą bardzo źle się w szkole odnajdywać, jestem jeszcze ja i nauczanie domowe, to co będę w stanie ich nauczyć, nauczę, a resztą zawsze możesz zająć się nauczyciel, którego podeślę nam Alisha - Wytłumaczyłem, nie widząc w tym problemu, fakt będę miał jeszcze mniej czasu dla siebie niż i tak już mam teraz, ale czego się nie robi dla dzieci, które potrzebują wsparcia rodziców.
- Nie jestem pewien czy to taki dobry pomysł - Przyznał, czego teraz to ja nie pojąłem, czego nie był pewien? Tego, że dzieci będą chodziły do szkoły? Czy tego, że będę je uczył, gdyby jednak się tam nie odnalazły? A może tego, że byłby w stanie przychodzić tu do nich nauczyciel? On naprawdę czasem robi z igły widły, a ja nie wiem, dlaczego i po co.
- A masz może inny? - Zapytałem, nawet nie chcąc dążyć tego tematu, w którym powie mi, czego nie rozumie. Bo myślę, że nawet on sam nie wie, czego nie rozumie.
- No tak szczerze to nie - Przyznał, czym mnie w ogóle nie zaskoczył, nie żebym uważał, że nie jest kreatywny, ja po prostu wiem, że innego wyjścia nie ma, a więc nic nie wymyśli, nawet gdyby bardzo tego chciał.
- Tak myślałem, dlatego proszę, nie myśl o tym teraz, do tego jeszcze jest sporo czasu, na razie dzieci uczą się od nas tego, co widząc, a czas pójścia do szkoły jest jeszcze daleki - Zapewniłem, nie chcąc, aby się o to martwił, na to jeszcze przyjdzie czas, gdy dzieci będą starsze.
- Ja wiem, ale już się martwię i nie wiem, czy to dobry pomysł, aby w ogóle szły do szkoły - A on znów swoje, no nie chyba już mu to zostanie, aż w końcu do tej szkoły nie pójdą lub aż nasze starsze dzieci nie opowiedzą mu, jak to odnajdywały się w szkole.
- To się nie martw, nie nakręcaj się do tego jeszcze sporo czasu, poza tym już ci powiedziałem. Jeśli nie będą w stanie chodzić do szkoły, będą miały nauczanie domowe, na twoim miejscu bardziej bym się martwił tym, że za kilka dni przyjdą łóżka dzieci, a my będziemy musieli przemeblować pokoje i wytłumaczyć dziecka, że będą miały własne pokoje i to jest nasz problem, który jest teraz, a nie szkoła, ją zostaw sobie nie przyszłość - Poprosiłem, szczerze mając nadzieję, że mój mąż mnie wysłucha i zajmie się problemami teraźniejszymi, a nie tymi, które jak na razie są bardzo, ale to bardzo daleko i nie dotyczą nas w ogóle.

<Pasterzyku? C;>

Od Daisuke CD Haru

 To był jeden z niewielu dni, w których to miałem ochotę całkowicie się urżnąć, i to tak, by całkowicie odpłynąć. Czułem, że jednak nie powinienem się aż tak staczać przed Haru. Co prawda, raz widział mnie w stanie wysokiego upojenia alkoholowego, ale on sam był wtedy troszkę bardzo wstawiony, więc to była inna sytuacja. Zresztą, będę pijany, zrobię coś głupiego... nie, to nie jest dobry pomysł mimo, że mam na to ochotę. 
Po wzięciu łyka alkoholu postawiłem szklankę na stole, by móc wrócić dłońmi do niestety już ciepłego, a nie gorącego kubka. Oczywiście jak zwykle, kiedy tutaj byłem, robiło mi się zimno. A przecież pora roku nie była jakaś bardzo zimna. Lato się kończyło, owszem, no ale dalej było całkiem ciepło. Poza tymi deszczowymi dniami, wtedy było okropnie zimno i jedyne, na co miałem ochotę to po prostu siedzenie w ciepłym pokoju przy kominku, no ale dzisiaj było słonecznie. I całkiem ciepło. Tylko nie tu. Jak zacznie robić się chłodniej, nie ma mowy, że będę spędzał tu czas. I nie ma mowy, że Haru będzie mieszkał w tak nieludzkich warunkach. Jeszcze nie wiem, jak ten problem rozwiążę, bo póki babka przebywa w rezydencji może być problem, bo nie chciałbym, by czuł się źle. Może kupię mu nowy dom? Cokolwiek, tylko nie to miejsce. 
- Może rozpalić w kominku? – zaproponował, chyba zauważając, że trochę tu marznę. 
- Po co? Ciepło jest na zewnątrz – odparłem, marszcząc brwi. 
- Ale tobie jest zimno – zauważył, troszkę za bardzo przejmując się mną. 
- Zaraz zrobisz nam romantyczną, gorącą kąpiel, a później się do ciebie przytulę i jakoś mi to wynagrodzisz. Na razie jedz. Od wczoraj niczego nie jadłeś – przypomniałem mu, nie mając problemu z tym, że trochę tu pomarznę. Byleby nie za bardzo. 
Po jeszcze kilku łykach alkoholu dojadłem swoją porcję pomimo tego, że nie byłem za bardzo głodny. Nie chciałem jednak, by jedzenie się zmarnowało. W trochę posępnych humorach dokończyliśmy i posiłek, i napitki. Podczas kiedy Haru przygotował nam kąpiel, o której wspominałem, ja umyłem naczynia, trochę czując potrzebę zajęcia czymś rąk, byleby tylko nie myśleć o tym, czego się dowiedziałem. Jak teraz za bardzo będę myślał o tej sytuacji, moje sny będą paskudne, a tego wolałbym uniknąć, by przypadkiem jeszcze bardziej nie skompromitować się przed Haru. Nie wiem, czy mówię przez sen, czy nie, ale wolę się nie przekonywać. 
Po kąpieli i przebraniu się w znacznie luźniejsze ubrania poszliśmy do łóżka, a przynajmniej ja poszedłem pierwszy. Haru jeszcze nakarmił Kodę i wypuścił go na dwór, podczas kiedy ja cierpliwie czekałem na to, aż do mnie wróci, a kiedy już to zrobił, z chęcią wtuliłem się w jego ciało, odnajdując spokój w jego ramionach i zapachu.

Powoli otworzyłem oczy, czując przyjemne ciepło, które biło zarówno od ciała mojego Haru, jak i od słońca, którego promienie mnie zbudziły. I też od razu, kiedy tylko otworzyłem powieki, poczułem, że coś jest nie tak. Na początku nie wiedziałem, co. Podniosłem się powoli do siadu, rozglądając się jeszcze nieprzytomnie po malutkim pokoiku, aż w końcu mój wzrok nie padł na okno. Słońce wisiało na niebie dosyć wysoko. Zwykle, kiedy wychodzimy do pracy z jego domku, wisi znacznie, znacznie niżej. Zerknąłem na mały, nakręcany zegarek na jego szafce i serce podskoczyło mi do gardła.
- Haru. Haru, wstawaj – szturchnąłem mężczyznę, który jak gdyby nigdy nic wtulił się bardziej w moje ciało, mamrotając swoje standardowe „pięć minut”. – Haru, od jakichś dwóch godzin powinieneś być w pracy – dodałem, mając nadzieję, że to go jakoś wybudzi. 

<Piesku? c:>

Od Soreya CD Mikleo

 No i tyle byłoby, jak chodzi o odpoczynek Mikleo... a przecież już mi spał na ramieniu. Może nie zasnął, no ale było blisko. A skoro było blisko, to znak, że był zmęczony. Ja bym się powoli zajął dziećmi, trochę bym się z nimi pobawił, jakoś je zajął swoją osobą, a mój Miki przez ten czas by sobie mógł spać, no ale nie, po co się mnie słuchać... nie byłem z tego do końca zadowolony, no ale co miałem zrobić? Nie przywiążę go przecież do łóżka i każę odpoczywać. Przywiązywać to ja go mogę, ale podczas seksu, za jego zgodą, oczywiście. 
Poszliśmy więc do dzieci, które bardzo ucieszyły się na nasz widok. Mikleo wziął na ręce Haru, który wyciągał rączki w stronę mamy, więc ja musiałem wziąć do siebie Hanę, która od razu oplotła drobne dłonie wokół mojej szyi. Kiedy tylko zeszliśmy po schodach, Miki od razu postawił naszego synka na ziemi, wyraźnie dając mu znać, że nie będzie go nosił dłużej, niż to konieczne. Ja tam nie miałem takiego problemu i póki mi w plecach nic nie strzyka, no to mogę moje maluchy na rękach nosić. Ale tylko jedno na raz. Dzieciaki były całkiem duże, przez co utrzymanie ich obu jednocześnie graniczyło z cudem, zwłaszcza, że jeszcze lubiły się trochę na tych rękach pokręcić. Gdyby były spokojne, nie miałbym z tym żadnego problemu. 
Hanę odłożyłem dopiero w salonie, a ta od razu zaprowadziła mnie do swoich zabawek chcąc, bym się z nią pobawił. No i co, miałem jej odmówić? Nie miałbym serca, by powiedzieć jej „nie”, dlatego usiadłem grzecznie na dywanie, biorąc do rąk zabawki, które mi podała. Po chwili dołączył do nas Haru, i Miki, i tak całą rodziną siedzieliśmy w salonie, spędzając wspólnie chwile, a kiedy zaczęło się ściemniać, jednym ruchem zapaliłem świeczki, co zafascynowało dzieci. I z tego powodu przez jakiś czas na przemian gasiłem i zapalałem świeczki, ku uciesze naszych dzieci. Tym to naprawdę niewiele do szczęścia potrzeba. 
Po jakimś czasie Mikleo zniknął na chwilę w kuchni, na co nie zwróciłem na początku uwagi. Zorientowałem się dopiero w momencie, w którym to Miki wyjrzał z kuchni oznajmiając, że kolacja gotowa i prosząc dzieci, by posprzątały zabawki jednocześnie każąc mi trzymać się od tego z dala. Nie rozumiałem tylko, czemu. Przecież dzieci mogłyby w tym czasie pójść jeść, a ja tu raz dwa bym posprzątał. No ale widząc jego krytyczne spojrzenie nic nie robiłem cierpliwie czekając, aż dzieci wszystko posprzątają. 
Kiedy wszedłem do kuchni przypomniałem sobie, czego nie zrobiłem, a co zrobić miałem, otóż zaniesienie krzesełek dziecięcych na strych. No nic, zrobię to później, teraz jest ciemno i jeszcze bym się gdzieś zabił po drodze, znając moje szczęście. 
- Miki? – zacząłem cicho obserwując, jak nasze maluchy pochłaniają kolację. 
- Hmm? – mruknął Mikleo, odwracając głowę w moją stronę. 
- Bo ja tak sobie coś teraz przypomniałem... no bo dzieci muszą iść do szkoły, no nie? Ale to będzie bezpieczne? I mówię tu o innych dzieciach, nie o tych naszych. Bo jak zaczną poznawać swoje żywioły, i nie będą nad sobą panować, to mogą kogoś niechcący skrzywdzić. No ale też je trzeba jakoś nauczyć i pisać, i czytać, i liczyć... a ja sam ledwo sobie radzę z pisaniem – przypomniałem mu, zmartwiony troszkę tym drobnym faktem. 

<Owieczko? c:>

poniedziałek, 27 listopada 2023

Od Haru CD Daisuke

Doskonale rozumiałem, że ciężko było Daisuke zdecydować, co powinien w tej całej sytuacji zrobić, co myśleć jak to wszystko rozwiązać? Sytuacja jest naprawdę patowa, a to, co zrobiła starsza kobieta, jest naprawdę niewybaczalne.
Nie specjalnie wiedziałem jak mu pomóc, mimo że zawsze byłem bardzo empatyczny, a przynajmniej tak mi się zawsze wydawało, a mimo to w tej sytuacji czuję się zagubiony, a to przecież nie moja babcia okazała się być potworem.
Nie mając ochoty jeść, mimo że jedzenie było naprawdę pyszne, wstałem od stołu, wyciągając z górnych szafek dwie szklanki, do których nalałem Whisky, które postawiłem na stole, coś tak czując, że to może się przydać.
- Chcesz teraz pić? Jutro musisz iść do pracy - Miał racje, muszę iść do pracy i pójdę i ole dam radę, co ja mówię, muszę dać radę, nawet jeśli będzie to trudne, ale radę dam, czasem trzeba się poświęcić, aby osoba, którą się kocha, poczuła się lepiej.
- Tak wiem, muszę iść do pracy, ale to jutro a ja nie mam zamiaru wypić dużo, a mała ilość alkoholu nie zaszkodzi ani tonie, ani tym bardziej i - Zapewniłem, uśmiechając się do niego ciepło.
Mój pani patrzył na mnie przez chwilę, trzymając w dłoniach kubek, który go grzał, no właśnie grzał go, na dworze zimno nie było, w tym domu też nie powiedziałbym, aby było zbyt zimno, a mimo to on mi tu marznie, ja to naprawdę nie wiem, czy to ze mną jest coś nie tak, bo moje ciało przez cały czas jest gorące, czy to jednak z nim jest coś nie tak, bo ciągle w moim domu marznie.
No i teraz właśnie się tak zastanawiam czy nie powinienem mu rozpalić kominka, aby mi nie marzł? Sam nie wiedziałem, czy to dobry pomysł, bo w końcu ja tu jestem a w łóżku, gdy tylko się do mnie przytuli, zrobi mu się ciepło, a więc kominek chyba nie będzie, usiał być rozpalany, no, chyba że rozpalę go rano, przed wyjściem o ile w ogóle wyjdę z domu, nie jestem pewien, jak będzie czuł się mój panicz, a jeśli będzie potrzebował, jestem w stanie wsiąść sobie wolne, nawet jeśli naszemu szefowi się to nie spodoba, no cóż, najwyżej mnie wyrzuci, a wtedy już będę mógł zmienić pod przymusem pracę, no i kto wie, może to właśnie wtedy zacznę prace jako kucharz? To nie byłby wcale taki zły pomysł, a więc może? Rany, o czym ja w ogóle myślę, już mi naprawdę odbija.
- Może najpierw zjedz, a nie już się z picie bierzesz - Upominał mnie, gdy tylko wziąłem odrobinę alkoholu do ust.
- Ty też mógłbyś coś zjeść - Przypomniałem mu, martwiąc się o niego, bo nic nie je, a obiad na niego wciąż czeka, kurczę mogliśmy najpierw zjeść a dopiero później przeczytać ten przeklęty list.
- Nie mam ochoty jeść - Odpowiedział, również biorąc picie procentowe do ust.
- No dobrze, zjesz, gdy tylko będziesz miał ochotę - Zgodziłem się nie mając zamiaru się z nim kłócić to i tak nie ma sensu, ja sam za wiele nie jem z lenistwa, a więc nie mogę mu mówić, co ma robić, bo to byłoby z mojej strony okropne i dobrze o tym wiem..

<Paniczu? C:> 

Od Mikleo CD Soreya

 Z łagodnym uśmiechem, który pojawił się na moich ustach, kiwnąłem głową, dając mu tym samym pozytywną odpowiedź, oj tak byliśmy, to w końcu tam spotkaliśmy nie kogo innego jak Alishe, zapewne, gdybyśmy tamtego dnia nie złamali zakazu dziadka, nigdy byśmy jej nie poznali, myślę również, że nigdy nie wydostaliśmy się z Azylu, gdyby nie ta jedna nasza zachcianka i chęć zrobienia na złość naszemu dziadkowi.
- I jak tam było? Opowiedz mi? - Zapytał, z widocznym zaciekawieniem.
- A może, zamiast ci opowiedzieć, kiedyś się tam wybierzmy? - Zaproponowałem, wiedząc, że to, co mu powiem, nie odwzoruje tego, co mógłby tam zobaczyć.
- No właśnie kiedyś, nie chce czekać aż tak długo - Mruknął, niepocieszony patrząc na mnie ze smutkiem.
- No dobrze, już dobrze opowiem ci - Zgodziłem się, nie chcąc sprawiać mu przykrości, tym bardziej że teraz jak dziecko potrafi różnie na to zareagować. - No to może od początku.. - Zacząłem opowiadać mu, jak się tam dostaliśmy, jak zwiedzaliśmy potrzebne ruiny, które wyglądały, jakby miały się pod nami zawalić, opowiedziałem mu również o tym, jak spotkaliśmy tam Alishe, która szukała pasterza, tu oczywiście musiałem opowiedzieć mu, kim jest i kiedyś był kiedyś pasterz, którym i on sam kiedyś był, Sorey nie dowierzał mi na początku, słuchając mnie z zapartym tchem no i proszę, miał mi czytać książkę, a koniec końców to ja mu opowiadam historię z naszej przeszłości.
- Łał, my naprawdę sporo zwiedzaliśmy - Wyznał, rozmarzony tym, co ode mnie usłyszał. - Nabrałem ochotę na zwiedzanie ruin - Dodał po chwili, przeglądając stronę po stronie, troszeczkę mi się rozmarzył, no cóż w przyszłości gdy dzieci będą większe, a my będziemy mogli je zostawić u cioci, może wyruszymy w podróż do jednych z dawnych ruin.
- Obiecuję ci, że kiedyś się ta wybierzemy, ale najpierw musimy jeszcze trochę poczekać aż dzieci podrosną - Wyznałem, kładąc głowę na jego ramieniu.
- No tak, najpierw musimy wychować dzieci - Zgodził się, kiwając delikatnie głową, skupiając się na książce, tym razem nie czytając już nic na głos, chyba naprawdę się wciągając, w to, co tam się znajduje, no kto by się spodziewał, mimo tego, że już nie jest tym dawnym mężczyzną, którego kiedyś poznałem to wciąż a te same pasje, pasje, które wspólnie dzielimy, a to cieszy mnie najbardziej.
Dając mu się nacieszyć tym, co może przeczytać, zamknąłem oczy, nie przeszkadzając mu w czytaniu, samemu dając sobie odpocząć.
Nie za wiele mając do robienia, powoli mi się przysypiało no i tak sobie myślę, że bym sobie zasnął, gdyby nie to, że nasze dzieci wybudziły się ze snu, głośno nas o tym informując. Odruchowo jak to miałem w zwyczaju wstałem z łóżka, robiąc to w tej samej chwili co i mój mąż.
- Miki, odpocznij sobie, a ja zajmę się dziećmi - Poprosił, na co nie mogłem się zgodzić, dzieci są naszym wspólnym stworem i dlatego oboje powinniśmy się nimi zajmować, bo coś tak czuje, że teraz po ty jak już się wyspały, mogą chcieć naszej uwagi, a to oznacza, że tak szybko spokoju nam nie dadzą.
- Oj nie mój drogi dzieci wołają nas obu nie tylko ciebie lub nie tylko mnie, a więc nie mogę cię puścić tam samego, z resztą nie jestem zmęczony, już odpocząłem - Przyznałem, całując go w policzek, nim ominąłem go w drzwiach, idąc w stronę pokoiku dla dzieci, które już niedługo będę spały osobno, ciekawe jak ciężko będzie im się przyzwyczaić i jak długo będzie to trwało, aby się przyzwyczaiły do samotnego spania w oddzielnych pokojach.. Oby nie za długo, bo i tego możemy nie wytrzymać zbyt długo.

<Pasterzyku? C:>

Od Daisuke CD Haru

 Pozwoliłem sobie na chwilowe okazanie słabości, co raczej się zdarzyć nie powinno. A przynajmniej tego byłem uczony przez babkę. Z kolei Haru uczył mnie, bym te emocje pokazywał i się ich nie wstydził za bardzo. I teraz sam nie wiem, czy postępuję dobrze, czy niedobrze, czy co. Chwilowo trwałem w tym uścisku, musząc się uspokoić, wpaść na jakieś racjonalne rozwiązanie. Pierwsze rozwiązanie, jakie samo na myśli przychodziło, to oczywiście dostarczenie dowodów odpowiednim organom, by się nią zajęli. Tylko czy to miało sens? Mieliśmy trochę koneksji w wymiarze sprawiedliwości, zwłaszcza wśród sędziów. Zanim więc znajdę kogoś, kto nie będzie odraczał tej sprawy, minie trochę czasu. Dochodzi też kwestia aresztu. Wątpiłem troszkę, by starszą i schorowaną kobietę zamknęli w tym obrzydliwym, zatęchłym lochu. Już też nie mówiąc o tym, że informacja o tak drastycznej sprawie wpłynęłaby na odbiór naszego nazwiska, co ją chyba najbardziej interesuje. I może to będzie moja karta przetargowa na normalne życie? Nie wiem, muszę pomyśleć. 
Odsunąłem się od Haru, już nieco bardziej spokojny, przynajmniej na zewnątrz. W środku jednak dalej byłem wściekły. Chyba lepiej, bym dzisiejszą noc spędził tutaj, z Haru, bo jednak nie byłem pewien, czy na widok babki znów mogę dać się ponieść emocjom. I jak w tym momencie uważam, że najchętniej bym ją udusił, tak Haru trochę racji może mieć i później mogę tego żałować. Chociaż, żałować bym tego nie żałował, ale konsekwencje byłyby paskudne. 
- Mógłbym zostać u ciebie na noc? – zapytałem, patrząc na niego z uwagą. Byłem prawie że pewny, że się zgodzi, ale kultura nakazuje się o takie rzeczy pytać. 
- Oczywiście, że możesz. Kiedy tylko chcesz i nie musisz się o to pytać za każdym razem – przyznał, uśmiechając się delikatnie, chwytając moją dłoń. 
- Dziękuję. Będę miał to na uwadze przy następnym razie – przyznałem, starając się odwzajemnić uśmiech i po tym zerknąłem na stare listy, które były jedynym dowodem na to, że śmierć moich rodziców to wcale nie nieszczęśliwy wypadek. – Pozwolisz, że zostawię to tutaj. U ciebie będzie to znacznie bezpieczniejsze – dodałem, chowając listy do koperty. 
- Pewnie. Daj, schowam to – poprosił, wyciągając dłoń w moją stronę, a ja bez wahania oddałem mu kopertę. Ufałem mu. I wiedziałem, że tutaj będzie to bezpieczne. 
W oczekiwaniu, aż Haru schowa kopertę, przygarnąłem do siebie kubek z herbatą, którą wcześniej dla nas obu przygotował. Nie miałem za bardzo ochoty na jedzenie. Może przed przeczytaniem tego jeszcze bym coś zjadł, ale teraz... nie przeszłoby mi to chyba przez gardło. Cud, że herbatę przełykam. 
- Zjedz coś. Nie jadłeś pewnie od wczoraj, co? – zacząłem, przyglądając się mu z uwagą, kiedy już do mnie wrócił. 
- No.. tak niezbyt – przyznał, na co westchnąłem ciężko. I skąd on później ma siłę, to nie mam pojęcia. – Masz jakiś pomysł? – dopytał, siadając obok mnie i od niechcenia zabierając się za jedzenie. 
- Może spróbuję się z nią skonfrontować. Bardzo patrzy na nasze nazwisko, więc gdybym zagroził jej, że to nagłośnię, może w końcu zacznie się mnie słuchać i nie będzie starała się wpływać na moje życie. Najchętniej to chciałbym, by spotkała ją sprawiedliwość, ale trochę wątpię, by tak się zdarzyło. Jeszcze by wykorzystała swoje znajomości, zdobyła dowody, zniszczyłaby je i tyle by było z całej tej sprawy. Muszę to jeszcze przemyśleć – odparłem, pocierając skronie, gdyż od tego wszystkiego zaczęła boleć mnie głowa. 

<Piesku? c:>

Od Soreya CD Mikleo

 Zaciekawiony słuchałem tego, co miał mi do przekazania Miki, gdyż to było znacznie ciekawsze od książki. Znaczy, nie, żeby książka nie była ciekawa, ale Miki był, i ja wraz z nim, to jakoś zacznie ciekawsze było. Więc interesowały nas takie ruiny... to trochę niebezpieczne było przez te pułapki, o których miałyśmy świadomość. A my, pomimo tego, i tak się tam pchaliśmy. W tym życiu niewiele ruin zwiedziłem, w sumie to tylko dwie, obie świątynie ognia. Do jednej zaprowadził mnie Miki, bym zdobył artefakt, który pozwoli mi zostać na ziemi. I tam nie było żadnych pułapek, po prostu cały czas musiałem schodzić w dół. W drugiej już byłem z Lailah, i tam było już bardziej niebezpiecznie. Były i pułapki, i zagadki, i gdyby nie Lailah, to pewnie bym tam zginął. Ale było całkiem fajnie. 
- I nam nie przeszkadzało to, że mogliśmy zginąć? – zapytałem, przyglądając się mu z uwagą. 
- Mieliśmy to na uwadze, ale nigdy nas to jakoś bardzo nie zraziło. Poza tym, zawsze pilnowałem, by ci nic nie było – odpowiedział, na co zmarszczyłem brwi. Ja wiem, że jestem głupi, ale żeby aż tak głupi, by wpadać w każdą pułapkę po kolei. 
- Aż tak głupi byłem, że w każdą pułapkę muszę wpadałem? – zapytałem, przyglądając się mu z uwagą. 
- Byłeś troszkę taki... roztrzepany. Ale kiedyś uratowałeś Yuki’ego przed wpadnięciem w pułapkę. A ja chciałem uratować ciebie i w ten sposób oboje wpadliśmy do wody. Byłeś później przemarznięty i bałem się, że coś ci się stanie, ale na szczęście wygrzałeś się i wszystko było w porządku – odparł, wywołując u mnie jeszcze więcej pytań. 
- Yuki’ego? Wzięliśmy go na taką wyprawę? Niebyło to zbyt niebezpieczne? – dopytałem, trochę tego nie rozumiejąc. Znaczy się, nie wiem, ile Yuki wtedy miał lat, ale musiał być dzieckiem. W końcu, to musiało być zanim pojawiła się Misaki, i Merlin, czyli... dawno temu, według moich obliczeń. 
- Yuki nie chciał wtedy zostać w zamku, a że już troszkę większy był postanowiliśmy go wziąć ze sobą. My byliśmy zdecydowanie młodsi, kiedy rozpoczęliśmy naszą przygodę ze zwiedzaniem – wyjaśnił, na co pokiwałem głową. Nie wiem jednak, czy powinniśmy równie wcześnie narażać nasze dzieci na jakieś niebezpieczeństwa. To było dosyć takie nieodpowiedzialne z naszej strony. Chyba. A przynajmniej tak mi się wydawało.
- Więc ta książka jest najstarsza, jaką mamy? – zapytałem, wracając trochę do poprzedniego tematu. Wychodzi na to, że książka, którą trzymam w rękach, jest u nas ponad trzydzieści lat. A to sporo. Więcej, niż ja mam teraz. 
- Są jeszcze Niebiańskie Kroniki – odparł, a ta nazwa coś mi mówiła. Tylko co? – Tę książkę mamy od dziecka i zanim ją dostaliśmy, była już stara. I czytałeś ją chyba tyle razy, że znałeś ją na pamięć – powiedział, wstając z łóżka, by podać mi właściwą książkę. I ona to dopiero była stara. Ale kiedy ją otworzyłem, wszystko było czytelne, a żadna strona niezniszczona. Tylko ta okładka taka trochę styrana była. 
- Mam wrażenie, że już ją czytałem – powiedziałem po delikatnym przejrzeniu kilku stron. Bałem się, że jeżeli zrobię to niedelikatnie, to zaraz ją porwę. – Byliśmy w tej świątyni? – podpytałem zaciekawiony, zatrzymując się na rycinie przedstawiającą wspaniałą świątynię, która wydawała się być położona gdzieś w górach, i to tak całkiem wysoko. 

<Owieczko? c:>